sobota, 11 stycznia 2014

Fantasy-3

Było to za podwieka, 15lvl, w Fintrasunie to akurat próg dorosłości, więc mi i moim rówieśnikom wydawało się że jesteśmy już królami życia. Mój kuzyn pewnego razu zaproponował, żebyśmy ot tak wykurwili sobie z rodzinnego kurwidołka i zaczęli szukać przygód jak ci słynni bohaterowie. Ta historia mnie nauczyła tego, że bohaterów rodzi przypadek, a nie szczera chęć. Kuzyn, Alrad, wciągnął w to mnie (kończyłem wtedy pierwszy stopień akademii magicznej w naszym rodzinnym Faltilionie), jednego naszego przyjaciela również z akademii i sługę swoich rodziców. Zajebał siekierę i stary miecz ojca, siekierę dał temu sługusowi a miecz wziął sobie i powiedział że jesteśmy uzbrojeni na tyle żeby bez problemu przetrwać, no bo jeszcze dwaj magowie to zajebiście.
Nostalgia motzno, to było naiwne.
No i spierdoliliśmy, zostawiliśmy miasto w pizdu i idziemy zadowoleni wielce z siebie chuj wie gdzie. Na trakcie załapaliśmy się do karawany handlowej jako seby na posyłki i mięso armatnie eskorty, więc mieliśmy zapewniony transport i trochę wyżywienia. Po paru tygodniach trafiliśmy na ziemie elfów i wtedy zaczęła się prawdziwa inba.
Duszki, wróżki, kindybały wszendzie, zwierzęta które powinny być dzikie przymilające się do nas i wszędzie albo w chuj jasno albo w chuj ciemno. Miasta wyglądające dokładnie tak jak ludzie to sobie w historiach opisują, tylko mity są że elfy nie używają kamienia albo że nie oświetlają ogniem tylko magią, nieprawda, wiele normalnych budynków i zwyczajnych pochodni. W jednym takim mieście, Qintlanie zatrzymaliśmy się, odłączając od karawany. Nocowaliśmy w gospodzie, zarabialiśmy gówno robiąc byle co i ciągle się gdzieś szwendaliśmy.
No i oczywiście jak się banda złodziei napatoczyła w lesie (tam kurwa prawie wszędzie są lasy xD) za miastem to musieliśmy się poddać, bo otoczeni, z trzech stron łuki, dwaj magowie od razu z jakimiś kurewskimi zaklęciami przygotowanymi (wtedy nie miałem pojęcia co oni za światełka trzymają, jak się cała inba skończyła i wróciłem do akademii to znalazłem, teraz to umiem i też czasem używam, w każdym razie mieli nas na strzała, bo jeden szykował błękitną eksplozję a drugi zagotowanie krwi (magów cienia w ogóle jest w chuj dużo wśród elfów)) i masa cweli z bronią. Kazaliśmy Alradowi, który najchętniej by się rzucił do walki zamknąć pysk i poddaliśmy się, grzecznie daliśmy się związać. Potem kurwa przez parę dni szukali komu może zależeć, żeby zapłacić za nas okup i nikogo nie znaleźli xD No to jak wreszcie przyszli do nas bez gałązki z jakimiś pierdołami do żarcia, tylko żeby porozmawiać, to oczywiście pierwsze co ten kurwa niedorozwinięty kretyn Alrad pierdolnął, to żeby nas tylko rozwiązali to im pokażemy gdzie ich miejsce bo jesteśmy kurwa bohaterami bo mamy bohaterstwo w sercach i będziemy tępić zło i występek. Razem z Raeganem (ten mój ziomek z gildii) myślałem że go kurwa zajebiemy, ale na szczęście ci skurwiele tylko zaczęli się śmiać i nic nam nie zrobili. No ale w końcu ich herszt powiedział że jak tak się rwiemy do walki to w porządku, czterech na czterech i będzie zabawnie. Ewidentnie już kurwa miał nas dość, jak się zorientował że łatwego zysku nie będzie. Alrad dostał swój mieczyk, Edwyn (ten jego przydupas) siekierkę a my mieliśmy sobie radzić, bo hurr magia jest wspaniała i potężna durr. Ci postawili jakichś gości którzy ciągle cieszyli mordy. Jeden nawet nie wyjął broni ani żadnych oznak żeby być magiem też nie dawał, tylko stwierdził że nas kurwa na pięści rozjebie. No i wyszliśmy na jakąś polanę, wokół wszędzie w pizdu przerośnięte świetliki więc nawet było dość jasno (w ogóle zajebisty widok, polecam fiotr prączewski xD), no i gość z boku puścił racę w powietrze, że zaczynamy walkę no i się zaczyna.
Jak się kurwa debil z mieczykiem rzucił na najwyższego z tych gości to myślałem że straci głowę naraz, ale ten go oszczędził i tylko kopnął go w łeb, Al wyjebał się przekomicznie. No a Ed (inb4 mechaniczna ręka i noga xD) za nim, no bo przecież musiał, umysł sługi zawsze będzie sługa. Tylko że na innego gościa się rzucił, maga i miał tyle farta, że się potknął kawałek przed nim i mordą wleciał mu w łapy praktycznie, to i węzeł magii się cały rozleciał xD No i jak się zorientował że jeszcze żyje, to natychmiast z kopa pierdolnął magowi w jaja i pierdolnął mu siekierą przez łeb xD To nam trochę dodało nadziei, no to ja z Raeganem szybko na tego drugiego czarotkacza, Rae jako bardziej ogarniający teorię dość nieudolnie mu próbował rozpieprzać węzły, więc dał mi czas żebym ja w tego długoucha jebnął chociaż jakiś płomyk. To była podobna moc ognia jak w tej sytuacji w karczmie co wam mówiłem xD Z tym że przedwczoraj to było dla mnie wręcz samoograniczenie się, a wtedy w chuj szczyt możliwości. No ale zadziałało jak miało niby, tylko że facet się wkurwił i jak pierdolnął ognisty podmuch to musieliśmy z Raeganem razem się skulić i szybko wspólnie zasłonę zrobić, a i tak trochę nas przygrzało. No i oczywiście pół polany się zajęło, kupa drzew w ogniu, chuj, pożar w środku puszczy Vin'Aliru. No to te długouchy zaczęły rozsądnie spierdalać, herszt tylko krzyknął że ci którzy walczą to mają szybko nas zajebać. No to ten od napierdalania na pięści się wkurwił i zaczął napierdalać w swojego maga xD Alrad tam tymczasem się fechtował z tamtym szermierzem z rapierem i miał się za wielkiego wojownika że dotrzymuje mu kroku chociaż było na pierwszy rzut oka widać że tamten zwyczajnie robi sobie jaja. Ja się kurwa rozglądnąłem i nadal pamiętam jak się zastanawiałem gdzie się podział Ed. A nagle ten się wyłania z między drzew i jak jebnął siekierą tego szermierza to mu łeb na pół rozjebał, gore najwyższej klasy. A Raegan już wiatrem operował żeby rozdmuchać pożar na wszystkie strony a nam trochę utorować drogę ucieczki. Pięściarz się wkurwił, rzucił się na mnie, bo ja taki jakiś niezajęty, a wiedział że jestem magiem to nie wiedział co szykuję, wyjął miecz. Już myślałem że zginę, że koniec, już sparaliżowany strachem, ale szybko w przebłysku się zorientowałem co robi tamten ich mag, że zbiera energię na błyskawicę żeby zajebać Eda i Ala. No to ja szybko w bieg w bok i robiłem kurwa najszybszy węzeł jaki kiedykolwiek wyczarowałem w życiu, żeby przekierować tą błyskawicę. PIZG, TEN WYSTRZELIWUJE A CZAR ZAMIAST LECIEĆ W EDA I ALA TO LECI WE MNIE, PIZG, PRZEPUSZCZAM PRAKTYCZNIE PRZEZ RĘKAW I TRAFIA PROSTO W TEGO OD PIĘŚCI XD Oczywiście padłem półprzytomny i cały w drgawkach bo sporo jednak weszło we mnie, ale tamten był tak bardzo martwy xD Mag przez chwilę nie wiedział co się stało i już się nie dowiedział, bo Alrad mu wbił miecz w szyję i to było jedyne co mu się udało, potem się woził jakby kurwa on zwyciężył wszystko i że największy bohater. No i zapierdalamy żeby uciec, ogień wszędzie wokół ale jakąś ścieżkę po popiołach nam Rae zrobił więc wszyscy zadowoleni. No i jakoś spierdoliliśmy, wróciliśmy do miasta a tam od razu pytania co się tam kurwa stało. Opowiedzieliśmy że szajka mrocznych elfów to chcieli nas zajebać że nie dość że zrzucają winę za rozpierdalanie lasu to jeszcze rasiści, ale jak opisaliśmy wygląd herszta i paru gości to nam uwierzyli bo wyszło że dość znani wrogowie publiczni.
Przez parę tygodni nie wychodziliśmy w ogóle z miasta. No i pewnej nocy kiedy akurat przechadzałem się bo nie mogłem zasnąć (to był cholernie głupi pomysł) dostałem w łeb jakąś pałą od tyłu i padłem bez zmysłów.
Obudziłem się w chłodnej piwnicy, o dziwo w ogóle się obudziłem. No i oczywiście ciemnoskóra długoucha morda przede mną i od razu dostałem po pysku jak otworzyłem oczy. No i pyta, kim my kurwa jesteśmy że tak ich rozkurwiliśmy i dla kogo robimy. Ja że dla nikogo, po prostu mieliśmy zdolności i szczęście że przeżyliśmy. Dostałem w pysk dwa razy ale chyba uwierzył. No i dopiero wtedy spytał gdzie znajdzie resztę moich ziomków. Ja już na czas, że odpowiem jak mi odpowie co się dalej stało. Ten że wytropiono ich i połowę schwytano lub zajebano, że cała banda w rozsypce. Ponowił pytanie, ja milczałem hardo. To napierdalał mnie po pysku aż cały spuchłem. Potem jak już przestałem w ogóle reagować na to, to wyjął sztylet i zaczął mnie ciąć najpierw po twarzy i dłoniach, bo odkryte, potem resztę ciała, w końcu na szczęście straciłem przytomność. Jak odzyskałem, to pierwszym widokiem był tak bardzo martwy ryj tamtego skrytochuja. Potem zobaczyłem Rae, Eda i Ala, potem grupkę elfów wojskowych. Uzdrowiciel tak mnie wyleczył że na twarzy nawet blizny nie zostały (a byłoby ich więcej niż twarzy), na reszcie ciała tylko kilka. Potem się dowiedziałem, że Raegan widział jak wychodzę bo też nie mógł zasnąć wtedy tylko że on nie był takim kretynem jak ja i po prostu czytał sobie książkę przy świeczce. Jak zorientował się że coś długo nie wracam to wyśledził mnie po śladach magii, bo widocznie coś podświadomie musiałem zacząć wypuszczać, jak straciłem przytomność wtedy.
Po tygodniu stwierdziliśmy że wykurwiamy do domu, z bohaterowania chujnia. No to znowu doczepiliśmy się do karawany, jesteśmy na granicy krain elfów, pizd, zaatakowano nas, zgadnijcie kto. TAK KURWA TE JEBANE SZARAKI. Wybuchem rozjebali jeden wóz, na szczęście nie ten gdzie byliśmy my, no to szybko wypierdalamy bo wiemy kogo chcą i że prędzej czy później i tak znajdą. Ledwo wyszedłem z wozu strzała koło ucha mi śmignęła, zaraz się wygiąłem z bólu jak jakiś czarnoksiężnik wbił mi się w zmysły, ale po chwili odpuścił żeby kimś groźniejszym się zająć - błąd - podpaliłem mu ciuchy od razu jak zlokalizowałem który to. Z resztą nie wiem co się wtedy działo bo się w różne strony rozbiegliśmy jak idioci, wiem że w końcu wszyscy przeżyliśmy. No i jak tamtego podpaliłem to zaraz spierdalam bo wiedziałem że zaraz czymś ostrzejszym dostanę. To wpadłem na pomysł że zerwę płachtę z wozu i wdmuchnę ją czarem w jakieś większe zbiorowisko wrogów. Jak pomyślałem tak zrobiłem, kurwa, ich mamy jak się szamotali i ni chuja nie wiedzieli co zrobić bezcenne, a ja tylko podkręcałem moc jak im zaczęło dobrze iść wyplątywanie się xD No to szybko kilku naszych podbiegło i ich unieszkodliwiło na stałe. Tylko potem miałem pecha bo jak się odwróciłem to zaraz mnie jeden z szaraków jebnął tarczą przez łeb i padłem nieprzytomny. Potem wyszło że jakoś się wyratowaliśmy, mi podziękowali za tą akcję z płachtą i tyle, jechaliśmy dalej.
Nasza czwórka wróciła do domów. Przysięgliśmy sobie że już więcej czegoś takiego nie odpierdolimy. No cóż, im się udało i teraz pewnie wiodą w miarę ustatkowane życia, zresztą nie wiem, od dawna nie mam z nimi kontaktu. Bo cóż, mi los nie pozwolił na to żeby dalej mieć spokój i teraz się szwendam po świecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz