piątek, 19 września 2014

Sebastianek 77


Osiemnaste urodziny Spermy odbyły się hucznie. Solenizant, jako dusza towarzystwa, zaprosił na przyjęcie wiele osób – może nawet zbyt wiele jak na imprezę odbywającą się w małym mieszkaniu.
Wszyscy zgromadzeni usiedli przy ogromnym stole, ustawionym na środku dużego pokoju i zajmującego właściwie całe pomieszczenie. Wśród gości byłem oczywiście ja, Kamil, Młody, Emil, a także Guła i Algier oraz siostra bohatera dnia, Marta, z ówczesnym mężem. Patryk jako jedyny z naszej paczki nie zjawił się – mimo, iż został zaproszony.
Resztę gości stanowili koledzy „do butelki” , w większości z kryminalną przeszłością, ekipa ze slamsów, z którymi Sperma kradł złom, no i w końcu kilku kolegów w naszej nowej klasy, z liceum. Wśród tych ostatnich, znalazł się Mateusz, wraz ze swoją dziewczyną Agnieszką. Gimnazjalni zakochani wybrali się do tej samej szkoły, byle tylko spędzać ze sobą więcej czasu. Jakież urocze.
Mateusz wywodził się z całkiem bogatej rodziny i chociaż sam palił okazjonalnie, zawsze miał pod ręką paczkę fajek, której zawartością częstował wszystkich, jak leciało. Tak zaskarbił sobie sympatię klasowej śmietanki.
Agnieszka, dla przeciwwagi, była skromna i cicha, nie rzucała się w oczy, jeśli nie było takiej potrzeby. Gdzieś tam jednak, wewnątrz, krył się w niej duch luźnego imprezowicza, ożywający w piątkowe popołudnie i zasypiający z niedzieli na poniedziałek, gdy nastawał kac.
Sądząc po tym, w jakim tempie piła kolejne kieliszki wódki, byłem pewny, że jutrzejszego dnia, będzie miała kaca-mordercę, jak zwykł mówić Sperma.

Solenizant zdmuchnął świeczki, odśpiewaliśmy mu „sto lat”, a potem w ruch poszły liczne butelki wódki i sok porzeczkowy. Co jak co, ale chwała Spermie za jego zakup – bo jako przepita, sprawdził się doskonale.
Po kilkunastu minutach, część gości była już mocno wstawiona. Ja miałem za sobą dopiero cztery, może pięć kieliszków rozrabianego spirytusu, więc nie czułem się zmożony – i póki co, nie miałem zamiaru tego zmieniać.
- Ej, a ty… Ten… To grasz na pianinie chyba… Nie? – Usłyszałem zapijaczony głos. Tuż obok mnie usiadł mąż Marty, ubrany w odświętny dres i równo ostrzyżonymi włosami.
- No nie, w sumie… - Odpowiedziałem mu. Nie wiedziałem, jak się zachować w stosunku do nieprzewidywalnego, pijanego mężczyzny.
- Bo ten, stary… Wyglądasz jak ten, kurwa, Dżon Lenon.
- To co, wypijmy za to! – Zaśmiałem się sztucznie, wznosząc kieliszek ku górze. Szwagier Spermy stuknął się ze mną szkłem, a potem oboje głośno wypuściliśmy powietrze z płuc.
- Co to chłopaki, pijecie beze… Mnie? – Wtrącił się nagle Młody, stając między nami.
- Dawaj z nami, jebniemy kielona jeszcze. – Odpowiedział mu mężczyzna, polewając wódkę mnie i sobie. Zaraz potem napełnił trzeci kieliszek.
- Emil, jeszcze pół kieliszka! – Ryknął Młody na całe gardło, zanosząc się śmiechem.
Siedzący z drugiej strony stołu Emil odwrócił głowę, obrażony.
Nim zdążyliśmy wznieść toast, z głośników dobiegł nas głos rapujący o trzech małych świnkach i gąsce Balbince.
- Ja pierdolę, co to ma być? – Zapytał mnie Młody.
- Nie chcę wiedzieć. – Rzuciłem.
- Skąd on bierze te nuty, kurwa?
- Ej ej, chłopaki, dajemy, dajemy, bo wódka się grzeje. – Powiedział mąż Marty. – No to hop.

Nim wybiła północ, byłem już całkiem nieźle nawalony – siedziałem więc na krześle, czekając, aż helikopter w mojej głowie szczęśliwie wyląduje, ale każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność, przy akompaniamencie beznadziejnej muzyki.
Chwiejnym krokiem podszedł do mnie Emil.
- Siema, pójdziesz ze mną na chwilę na klatkę? Muszę odetchnąć.
- No, dobra myśl. – Wstałem, ledwo utrzymując pion.

Usiedliśmy na schodach, prowadzących na wyższe piętro. Zza zamkniętych drzwi dobiegały dźwięki głośnej muzyki i śmiechów.
- Kurwa, mekeke jak chuj. – Zażartował Emil. – Jestem wykończony.
- No, ja też. Muszę chwilę posiedzieć, wytrzeźwieć, bo piłem z Młodym i szwagrem Spermy.
- Łooo, to grubo.
- No. A przecież nie powiem „mnie nie lejcie”, nie? Jeszcze dostałbym kosę w plecy, albo co.
Drzwi uchyliły się i wyszli przez nie Mateusz, trzymając mocno Agnieszkę, która wyginała się na wszystkie strony, jakby w ogóle nie miała kości.
- Co, Mati. Zbieracie się już? – Zapytałem.
Chłopak pomógł dziewczynie oprzeć się o ścianę, a sam podszedł do drzwi, by je zamknąć.
- No, Agnieszka ma chyba już dość.
Gdy Mateusz sięgał po klamkę, Agnieszka osunęła się na bok bezwładnie, odbijając się głową najpierw od jednej ze ścian, a potem uderzając w podłogę, z głuchym tąpnięciem.
- O chuj! – Krzyknął Emil.
Zerwaliśmy się i podnieśliśmy z ziemi bezwładne ciało koleżanki.
- Oddycha. – Powiedziałem przerażony.
Dziewczyna miała na środku czoła czerwony ślad po „pocałunku” ze ścianą, a z nosa wypłynęła jej kropla krwi.
- No, to chyba zostaniemy trochę dłużej. Weźcie ją zostawcie na moment. – Rzekł spokojnie Mateusz, po czym poszedł do mieszkania Spermy. Potruchtałem za nim, nie wiedząc, co zamierza zrobić.
W przedpokoju stał akurat Sperma, rozmawiając ze szwagrem i Młodym.
- Co jest, już wróciłeś? – Zapytał, śmiejąc się.
- Ej, chłopaki, jest taka sprawa. Dziewczyna mi zemdlała. – Powiedział Mateusz ze stoickim spokojem, jakby nie wydarzyło się kompletnie nic.
- Ej, to wal ją póki ciepła! – Wybuchnął nagle mąż Marty, zanosząc się głośnym śmiechem. Wszyscy zgromadzeni poszli w jego ślady, razem z Mateuszem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz