sobota, 30 listopada 2013

Sebastianek-58

Ci z was, którzy mieszkali lub znali osoby mieszkające w bloku, zapewne wiedzą, że każdy sąsiad regularnie nadużywa wiertarki, dziurawiąc mieszkanie jak szwajcarski ser.
Z takim problemem borykali się Sperma, Młody, Emil i Patryk, a zwłaszcza ten ostatni.

Patryk, w czasach, gdy chodziliśmy do podstawówki i gimnazjum, miał wyjątkowo wrednego sąsiada, który rozpoczynał wiercenie późnymi wieczorami (zdarzało się, że i nocami…), w przeróżne święta, i tak dalej, i tak dalej.
Mężczyzna był wrzodem na tyłku całego bloku i mimo wielokrotnych skarg i upomnień ze strony policji, kontynuował swoje działania.

Wracaliśmy właśnie ze szkoły, standardowo kompletną paczką, gdy zobaczyliśmy, że owy mężczyzna, zwany przez Patryka Remontem (zgadnijcie czemu?), wyrzuca do śmietnika pękate worki.
- Remont! Ty chuju! - Krzyknął Patryk, zasłaniając usta. Mężczyzna nie zareagował. - Patrzcie, kurwa. Wyrzuca jakieś chujstwa, pewnie porządki robi. Nowy remont się szykuje. - Dodał, już normalnym tonem.
- On serio jest taki popierdolony? - Zapytał Sperma.
- Niestety. Remontuje mieszkanie już chyba piąty rok. Ogarniacie? Debil zrobił sobie boazerię tylko po to, żeby po roku ją zerwać i wymienić kable.
- A po cholerę wymieniał kable? Coś to zmieni? - Teraz zainteresował się Kamil.
- Nie wiem, nie mam pojęcia. Chuj mu w dupę.
Doszliśmy do jednej z ławek, stojącej pomiędzy blokami i usiedliśmy, bez słowa.
Ciszę przerwał wreszcie Młody.
- Ej, a widzieliście w ogóle, co on wyrzucał?
- Bo ja wiem… Coś lekkiego. - Rzuciłem. Rzeczywiście, Remont bez trudu wrzucał do kontenera wielkie worki, więc pewnie były wypełnione czymś lekkim.
- Ej, mam pomysł - chodźcie mu je podrzucimy z powrotem pod drzwi! - Wykrzyknął rozentuzjazmowany Patryk.
Poszliśmy.

Jak się okazało, dwa spośród kilku worków, które sąsiad Patryka wrzucił wcześniej do kontenera, zawierały pocięte szczątki kartek.
- Co to niby ma być? Zwykłe śmieci. - Zasmucił się Patryk.
- Paski z niszczarki. - Oznajmiłem, przerzucając w dłoni pocięty papier. Chwilę potem, uśmiechnąłem się do siebie i dodałem: - Posklejajmy je do kupy.

Łączenie pasków zajęło naszej grupie kilka ładnych dni. Kleiliśmy je w szkole, w domach, podczas wspólnych spotkań w piwnicy Młodego (która była prawie pusta - więc nadawała się do takiego przedsięwzięcia).
W końcu, udało nam się złożyć do kupy kilkanaście pism, rachunków i powiadomień, do których dodaliśmy jedną kartkę os siebie - z wydrukowanym wielkim napisem "Remont ty chuju przestań wiercić" (pocięliśmy ją, żeby pasowała do reszty, a potem skleiliśmy taśmą klejącą z tyłu).
Tego samego dnia, gdy zaszło słońce, podrzuciliśmy gotową paczkę pod drzwi i po cichu, uciekliśmy. Został tylko Patryk, który jako ofiara Remonta, miał honorowo zadzwonić do drzwi.

Schowaliśmy się na parkingu, za stojącymi samochodami i obserwowaliśmy, jak wewnątrz klatki schodowej, Patryk biegnie w dół.
Chwilę potem, drzwi na drugim piętrze otworzyły się - stał w nich zaskoczony Remont, który otworzył paczkę.
Patryk podbiegł do miejsca, w którym się chowaliśmy.
Śmialiśmy się jak opętani, oglądając sąsiada, który zszokowany biegnie na dół, trzymając w ręce otwarte pudełko.
- Kto tu jest, kurwa?! - Wykrzyknął, gdy wyszedł na zewnątrz. - Kto to zrobił?!
Odpowiedziała mu cisza.
- Dzwonię na policję, zbirze!
Kamil zaczął gryźć rękę, by przestać się śmiać.
- Dopadnę cię, skurwysynu, zobaczysz!
Nie dopadł.

Remont przestał wiercić nocami - przynajmniej z tego, co mówił Patryk. Po roku, czy coś koło tego, wyprowadził się z mieszkania, które stało puste przez kolejnych kilka miesięcy.
Jak się okazało, zażądał bardzo wysokiej stawki, z powodu całkowitego remontu. W końcu znalazła się rodzina, która kupiła mieszkanie - i jak można się domyślić, dla Patryka zaczął się kolejny okres wiercenia i stukania.

piątek, 29 listopada 2013

Nie płaczą

-bądź synem starego poważnego warszawskiego mafiozy (ps to prawda)
-i przy okazji spierdoliną
-nie nadawaj się do gangsterki
-ojciec kupuje ci agencję towarzyską byś się nią zajmował (super biznes dla nietrzymającego nawet nigdy za rękę kurwo xD)
-nie znaj się z żadnym z podwładnych oprócz jednego alfonsa który też jest spierdolony jak ty
-miej dupokanapkę na punkcie murzynów i ich rapu i go nią zarażaj
-nagle ojciec dzwoni że jacyś gangsterzy mają przyjechać i robić z nim w twoim klubie poważne biznesy
-nokurwarzeczywiście.tiff
-nie miej nic do gadania
-co_mam_robić.jpg
-staraj się przygotować wszystko by było poważnie i gangstersko
-zamknij jamnika w kiblu
-kup w kiosku tatuaż na wodę taki dziecięcy i zrób go sobie na ręce
-przygotuj jakiś dobry film w razie czego
-przećwicz jakieś gangsterskie kwestie by nie poznali twojego spierdolenia
-w końcu przyjeżdżają
-jeden wielki, zakazana morda
-drugi taki chudszy, ale widać że to on jest tym myślącym w duecie
-pytam co tam słychać
-"a co, gazet nie czytasz?"
-kurwa, już jest źle
-po wejściu na górę do pokoju gdzie mieliśmy robić interesy jamnik zaczyna warczeć
-wielki chce tam wejść
-ostrzegam go że tam jest pitbull
-"lubię ostre psy"
-no kurwa rzeczywiście
-wielki odkrywa jamnika, chciej umrzeć
-na szczęście nic nie mówi
-siadacie w pokoju w którym miał być zrobiony biznes
-ojciec oczywiście się kurwa musi spóźniać
-wielki proponuje mi ścieżkę białego proszku, inb4 wykurwiaj na /thc/
-asertywnie odmów i przyjmij ją bo czemu nie
-kurwa kręci w nosie
-w połowie kichnij i rozpierdol całą ścieżkę
-okurwakurwakurwakurwa
-przeproś
-"nie zabiję cię"
-ulga
-"na razie"
-jestem trupem
-wielki seba sobie podśmiechuje
-aaa, to był żart
-też podśmiechuj, spierdolony kolega alfons śmieje się jak odpalający passat
-odpal murzyńskie rapsy by jakoś zabawić gości
-wychodzi z ciebie dupokanapka murzyńska (jestem chyba jakimś bambusesm? bambobusem? łibubambusem?) i zaczynaj się zachwycać jak oni się ruszają, jednocześnie staram się zachować gangsterski styl
-"przykumaj te kocie ruchy"
-za późno zorientuj się że cię poniosło i wyszedłeś na totalnego imbecyla asburgera
-staraj się załagodzić atmosferę puszczając jakiś gangsterski film
-wszystkie już obejrzałem ale jedna z moich dziwek wypożyczyła mi jakiś
-"śmierć w wenecji" brzmi dobrze, włoscy gangsterzy to klasyka, don corleone, ricki martin
-okazuje się że przez cały film jakiś koleś pływa w łódce
-ten mądry się w końcu odzywa
-powiedzmy że mam ksywę kolec by nie było stalku
-"jak ty się kurwa nazywasz bo zapomniałem, bolec, stolec?"
-"kolec"
-zaczyna prawić ci jak to murzyni przybyli z afryki bo byli niewolnikami łapanymi w siatkę i sprzedawanymi za paczki fajek, łamiąc ci serce, jednocześnie cię obrażając
-z powodu intensywnego pocenia się rozmywa mi się tatuaż na ręce, co oczywiście "biznesmen" zauważa
-chcę_umrzeć2.wmv
-nagle do pokoju wchodzi jakaś spierdolina która podobno zna mojego kumpla i gada o jakimś jebanym czarodzieju
-na stole walizka pełna pieniędzy, rozsypana koka
-mądry sugeruje mi że jestem żywym gównem
-zamyka drzwi i pyta mnie czy mam klamkę
-nie wiedz co to klamka
-pokazuje mi pistolet
-no mam
-każe mi go zastrzelić-myśl "kurwa, to tylko jakiś stulej, zastrzel go to może ty przeżyjesz"
-mądry idzie do kibla by mi było lżej go zabić
-super ulga kurwo
-spierdon mówi że nie wie o co chodzi
-"zaraz ci pokażę o co chodzi"
-strzel jak w gangsterskich filmach trzymając pistolet z boku
-pierwszy raz w życiu używałem broni
-trafiłem wielkiego sebę
-wkrocz w ósmą gęstość żeżuncji nad samym sobą, jednocześnie wiedz że za moment spotkasz się z 2pacem
-okazuje się że ten jebany terminator miał kamizelkę kuloodporną
-kolega spierdon stara się złagodzić sytuacje
-"do wesela się zagoi hehehe"
-seba strzela do kumpla, ten pada na ziemię sztywny
-staraj się go przebłagać by cię nie zabijał
-już szykuje się by mi wpakować kulkę między oczy gdy mój umysł biedaka nagle wymyśla genialny plan
-"O BOGE CO TO JEST"
-"dzie"
-"TAM!"
-pokazuję coś losowego za nim
-nabiera się
-nie_wierzę.rar
-dobra, moja ostatnia szansa
-przyceluj w głowę seby, jednak ten zdąża się skapnąć że go zrobiłeś w chuja
-strzel
-on też strzela
-pada na ziemię
-czuj rozrywający ból w ręce, zatocz się do tyłu i wypadnij z okna
-obudź się krwawiący na ziemi, nad tobą stoi ojciec i jego prawa ręka
-zostań przewieziony do ukrytego szpitala z pielęgniarkami 10/10
-obudź się znowu, czuj lepiej
-pielęgniareczka mówi że kolega przeżył
-nie będę samotny w niedoli
-drugi kolega też
-jaki drugi kolega
-zrozum że chodziło jej o sebę
-okazało się że kula trafiła tytanową płytkę którą miał w głowie i jest tylko w śpiączce, ale może się z niej lada chwila obudzić
-niejestkurwadobrze.jpg

Sebastianek-57

Był to jeden z Sylwestrów w czasach, gdy chodziliśmy do gimnazjum.
Młody i Sperma eksperymentowali już z używkami do tego stopnia, że raczej nie imprezowaliśmy razem. Zamiast tego, chłopaki częściej zaczęli zadawać się z Algierem i Gułą, którzy również nie wylewali za kołnierz. Grupka postanowiła więc spędzić nowy rok razem, pijąc na umór w jednej z piwnic w bloku Spermy.
W międzyczasie, ja, Kamil, Emil i Patryk zaszyliśmy się w moim domu. Razem z Kamilem, udało nam się namówić nasze matki, by zorganizowały sobie małą, kobiecą imprezę (ojciec Kamila akurat był w pracy) u Mileny.
Układ idealny - mieliśmy cały dom dla siebie.

Zaczęło się standardowo - otworzyliśmy sobie po piwie, wypiliśmy je oglądając filmy porno i gdy zbliżała się północ, wyszliśmy na dwór.
Były to jeszcze czasy, gdy Sylwestry były efektowne - ludzie bawili się, wystrzeliwali fajerwerki, a ulice były pełne jak za dnia.
Patryk wyrzucił kilka pierwszych "pikolówek" (petardy), a nieco wstawiony Emil kołysał się nieco do przodu i tyłu.
Doczekaliśmy północy i otworzyliśmy szampana - standardowo, biedronkowego (Michelle bodajże).

- Ej, kurwa! Siema! - Wykrzyknął ktoś.
Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy pijanego Młodego, podtrzymywanego przez Algiera.
Przywitaliśmy się.
- Chodźcie, napijecie się z nami, bo mamy ostrą bibę w piwnicy. - Wybełkotał Młody.
Nie wypadało odmawiać, więc zgodziliśmy się wpaść na kilka minut.

Zeszliśmy grupką po schodach i ruszyliśmy wąskim, słabo oświetlonym korytarzem, gęsiego.
Algier otworzył drzwi do "meliny", jak nazywano zwykle ową piwnicę.
- Kurwa!
Kątem oka zobaczyłem, jak Guła spada ze starej kanapy i podciąga spodnie.
Na wersalce leżała nieprzytomna dziewczyna, na oko siedemnasto-osiemnastoletnia, z nieco opuszczonymi spodniami - na tyle, by ukazać zgrabne pośladki. Tuż nad nimi, znajdował się tatuaż (tribal) - i w tym momencie, doskonale wiedziałem, z jakim typem osoby mamy do czynienia.
- Ja pierdolę, Guła! Co ty odpierdalasz?! - Krzyczał Algier. Jego brat, machnął tylko ręką.
- Kurwa, przecież ciotka by cię zajebała jakby się dowiedziała!
- Spoko… Moko… Wszystko pod kontholą… (w jego wykonaniu, brzmiało to bardziej jak ułu łułu łuły ło łołoło)
Algier podszedł do dziewczyny i wciągnął jej spodnie.
W tym momencie, z drugiego kąta pokoju, usłyszeliśmy odgłosy krztuszenia się. Przestąpiliśmy przez próg i zobaczyliśmy Spermę, który po chwili zwymiotował na własną kurtkę i spodnie. Sekundę potem, jego głowa pochyliła się do przodu w pijackim śnie.
- Dobra chłopaki, dzisiaj imprezy nie będzie. Musimy ogarnąć ten burdel, idźcie stąd lepiej. - Zwrócił się do nas Algier i szybko wyprosił nas na zewnątrz.

Tej nocy, wypiliśmy jeszcze po piwie czy dwóch, żartując na temat Guły i Spermy - i tak zakończył się Sylwester.

Minęło kilka miesięcy. Było już stosunkowo ciepło, więc szliśmy z Młodym i Kamilem ubrani w koszulki z krótkimi rękawami - i wtem, przy bloku Spermy, zobaczyliśmy Gułę, Algiera i dziewczynę w ciąży. Podeszliśmy bliżej - ale nie na tyle, by wchodzić w bezpośredni kontakt z rozmawiającą trójką.
Zwróciłem uwagę na tatuaż dziewczyny - u dołu pleców.
- Co to za laska? - Zapytałem. - Skądś ją znam chyba.
- To kuzynka Guły i Algiera. - Powiedział Młody.
- A ona nie była na Sylwku w piwnicy u was? - Zapytał Kamil.
- Nie wiem, chuja pamiętam. Ale była z nami na początku chyba, jebnęła parę głębszych i miała akcję typu "dzisiaj będę podłogą".
- Guła zerżnął kuzynkę? - Zdziwiłem się.
- Co ty gadasz?
- No wtedy, w Sylwestra, poszliśmy wtedy z wami do tej piwnicy i Guła ją rżnął od tyłu xD
- Jak to, kurwa?! Byłem tam?
- No kurwa! Śmiałeś się tak, że nie mogłeś ustać.
- Kurwa, to nieźle się najebałem…
- Guła chyba bardziej xD - Zażartował Kamil.
Śmialiśmy się jeszcze kilka dobrych minut.

Finalnie, kuzynka Guły i Algiera została samotną matką. Przez jakiś czas poszukiwano ojca, ale ten oficjalnie nigdy się nie zjawił.
Guła oczywiście nie przyznał się do winy i z tego co mówił, nie pamiętał niczego, co wydarzyło się owej nocy.
Algier z wiadomych względów, krył brata.

I tak, wszystko zostało w rodzinie.

Sebastianek-56

Miano wieśniaka przypadło Antkowi. Kwestia pochodzenia nie podlega dyskusji (bo w końcu Antek pochodził ze wsi), ale inaczej sprawa ma się z właściwym zachowaniem i obyciem.
Na tym polu, pomijając problemy językowe (dysleksja, dysgrafia czy inne dysmózgowie), Antek nie wyróżniał się wcale z tłumu. Ot, normalny dzieciak, nie starający się znaleźć w centrum uwagi.
Inaczej sprawa miała się z Kacprem, który wraz z rodzicami, sprowadził się na osiedle Spermy i Młodego kilka lat przed Antkiem. I choć nigdy nie stał się miejscowym w pełnym tego słowa znaczeniu (tj. nigdy nie został w pełni zaakceptowany i tolerowany), to nikt nigdy nie nazwał go wieśniakiem. A tym rzeczywiście był – w przenośni i dosłownie.
Kacper przyjechał z odciętej od świata wioski „za chlebem”, jak to mawiał jego ojciec. Rodzina przywiozła ze sobą najbardziej wiejskie tradycje, zachowania i muzykę – a w tym miłość do disco polo (puszczanego regularnie w nocy, na cały regulator), charakterystyczne ubrania (sandały do pary ze skarpetami, białe skarpety do garnituru, chusty na głowę matki… Chyba nie muszę wymieniać dalej, prawda?). Tak więc, na naszych spokojnych jak dotąd przedmieściach, na ponad dekadę zagościła wieś.

Nie o tym jednak chciałbym mówić. Widzicie bowiem, Kacper zamiast pseudonimu „Wieśniak”, bardzo szybko zaczął być nazywany „Krypta”. Wszystko ma swój początek w historiach, jakie opowiadał rówieśnikom – od wykopania kości dinozaura pod blokiem, po bliskie spotkanie z kosmitami.
Ktoś kiedyś ochrzcił więc jego opowiadania jako „opowieści z krypty” (trudno powiedzieć kto, ale możliwe, że był to Kamil). Przyjęło się.
Historie ciągnęły się latami i ewoluowały – i tak kosmici powoli stawali się bogatymi wujkami w Ameryce, a dinozaury sportowymi samochodami, którymi Kacper rzekomo miał przyjemność pojeździć (był to okres gimnazjum). Jeszcze potem rozpoczęły się jego wyimaginowane imprezy i dziewczyny.
Nikt z nas nie wierzył w jego bajki, ale przeważnie po prostu mu przytakiwaliśmy, by nie wszczynać niepotrzebnych kłótni i żeby „nie wiało chujem”, jak mawiali niektórzy (potocznie kiepska, nudna atmosfera).

Jakieś było więc nasze zdziwienie, gdy w szkole średniej, już po osiemnastce, spotkaliśmy Kacpra idącego ulicą z czterema kołpakami. Pomachał nam i podszedł, żeby się przywitać.
- No elo. Co tam? – Zapytał, używając swojego charakterystycznego zwrotu, którego szczerze nienawidziliśmy.
- Po staremu. Tak sobie siedzimy. – Odpowiedziałem mu.
- No, bo ja to idę se założyć kołpaki do mojego nowego auta.
- Co, kupiłeś furę? – Zainteresował się Kamil. A przynajmniej zainteresował na pozór – nikt nie wierzył, żeby Kacper dorobił się własnych czterech kółek.
- No, z ojcem że my pojechali wczoraj i kupili. Chcecie zobaczyć?
- Prowadź. – Rzucił Emil, po czym wstaliśmy z ławki i udaliśmy się z Kacprem za blok.

- Co, fajny, nie?
Spojrzałem na parking i od razu zobaczyłem, o czym mówi Kacper. Stare, zdezelowane BMW e30, w kolorze ciemnoszarym (maska i drzwi w nieco innym odcieniu), z powyginanym przednim zderzakiem. Nawet te ładnych kilka lat temu, taki samochód budził co najwyżej politowanie.
- I co, twoje to to? – Zapytał Sperma, oglądając BMW.
- No moje, ale na ojca, bo zniżki ma.
- Czyli ojca. – Rzucił Kamil. Zaśmialiśmy się.
Kacper naburmuszył się, zdając sprawę, że niepotrzebnie mówił o ubezpieczeniu.
- A co masz pod maską? Jakieś osiem kurwa zero z turbo wytryskiem? – Zapytał Emil. Gra słów na końcu nie była w jego wykonaniu zamierzona.
- Chyba wtryskiem. Emil, skończ gimnazjum to pogadamy xD – Kacper odgryzł się. Kamil skinął Emilowi, żeby nic nie robił – bójka była niepotrzebna.
- No to co tam masz? – Przejąłem inicjatywę żeby rozładować atmosferę.
Kacper otworzył maskę (dla niewiedzących, zawiasy znajdują się z przodu) i pokazał nam brudny i mocno zatłuszczony blok silnika.
- Teraz mam 1.6, ale silnik był wymieniany. Patrzyłem i to był orginalnie M pakiet.
Sperma zakrztusił się, próbując odpalić papierosa.
- Ty, stary, jak to kurwa koło M pakietu nawet nie stało xD – Rzucił Emil.
- Eee, kurwa, nie znasz się! Cała buda z M pakietu jest. Patrz ile miejsca jeszcze jest w komorze silnika.
- No, żeby wszedł tu jakiś silnik Ursus-Kurwa-Zetor xD
Kacper zaczerwienił się na twarzy i zatrzasnął maskę.

Staliśmy tak jeszcze kilka minut, rozmawiając o zdezelowanym BMW (choć nikt nie powiedział tego faktu głośno) – i w końcu z bloku wyszedł ojciec Kacpra.
I tak, po kilku kolejnych minutach, mężczyzna zaproponował synowi, żeby pochwalił się samochodem w akcji i przy okazji pojechał z nim do myjni (akurat w okolicy otwierano wtedy pierwszą samoobsługową myjnię).
I tak, w piątkę, wsiedliśmy do samochodu, słuchając trzeszczącego zawieszenia – i ruszyliśmy.

- Ej, Kacper, coś tu głośno jest. To normalne? – Zapytał Sperma, siedzący z przodu. Ja, Emil i Kamil byliśmy ściśnięci z tyłu.
- Muszę to zrobić jeszcze. Mam dziurę w podwoziu i dlatego jest głośno.
- Jaka kurwa dziura?!
- Pod twoimi nogami – weź odsłoń dywanik. – Powiedział spokojnie Kacper.
Sperma nachylił się i podniósł nogi.
- Ja pierdolę! – Krzyknął. Chwilę potem odwrócił się do nas, z wyrazem prawdziwego przerażenia na twarzy, trzymając w dłoni oderwany kawał przerdzewiałego metalu. – Jak u Flinstonów, kurwa mać!
Przejechaliśmy przez sławne skrzyżowanie (gdzie dawno temu, Emil miał sprzeczkę z babcią) i skręciliśmy w lewo.
- Kamil, patrz kto tam idzie xD – Zaśmiał się Emil. Spojrzeliśmy przed siebie i zobaczyliśmy swoje mamy – Milenę i Ewelinę, idące z wózkiem chodnikiem.
- Pierdolę, chowam się. – Powiedziałem cicho i pochyliłem się na bok, na kolana Emila.
- Czekaj na mnie. Wstyd jak chuj. – Wyrzucił Kamil i zrobił to samo.
Gdy zrównaliśmy się z kobietami, w rury wydechowej samochodu dobiegł głośny huk, jakby wybuchła w nim mała bomba.
- Haha, niezłe wyczucie czasu xD – Śmiał się jak oszalały Emil. – Obie aż podskoczyły, jak poparzone xD
- Dobra dobra, Emil, stara miłość nie rdzewieje xD – Zażartował Sperma.
- Spierdalaj.

Dojechaliśmy na miejsce po kilkunastu minutach. Myjnia jak myjnia – nie wyróżniała się niczym specjalnym. Stała obok małej stacji benzynowej.
Kacper wjechał do wolnego przedziału i zaciągnął ręczny. Wszyscy wyszliśmy z samochodu i stanęliśmy przy urządzeniu, do którego wrzucało się monety i wybierało tryb czyszczenia.
Może to zabrzmieć zabawnie, ale chyba dla wszystkich zgromadzonych, było to coś nowego, z czym nie mieliśmy do czynienia. Jeśli była okazja, to sam myłem samochód mamy na podjeździe (a jeśli nie, to sama jeździła do myjni, bez mojej asysty), Emil zupełnie nie interesował się motoryzacją i pielęgnacją pojazdów, Sperma… Cóż, gdy był deszcz, to jego Parch (Fiat 125p) mył się sam, a Kamil również nie wydawał się zbyt obeznany z funkcjonowaniem myjni.
Po krótkiej chwili dowiedzieliśmy się, jak to wszystko działa. Kacper wrzucił pierwszą monetę, wybrał tryb i wziął do ręki wąż, z którego po chwili wytrysnęła woda.
BMW mył bardzo dokładnie, jak gdyby chciał pokazać, jak bardzo elitarne jest samo mycie pojazdu. Dokładnie wymywał brud z nadkoli, zderzaków, a gdy już wszystko było czyste i lśniące, schylił się i zaczął robić to samo z podwoziem.
- Co ty robisz? – Zapytał Kamil.
- Czyszczę. Może jakaś sól z zimy tam została abo co bo nie wiadomo, kto był kierowcą wcześniej.

Droga powrotna przebiegła bezproblemowo, jeśli nie liczyć stukania w zawieszeniu i ogólnego tłoku (może i e30 jest sedanem, ale wewnątrz jest naprawdę mało miejsca).
Mniej więcej w połowie drogi, wywiązała się tradycyjna samochodowa dyskusja – czyli spalanie.
- Ej, a ile ci to pali, tak z ciekawości? – Zapytał Sperma, ponownie siedzący z przodu.
- Z dychę gazu spali. I benzyny na rozruch. Nie wiem, muszę to dopiero wyliczyć.
- Gaz tu masz włożony?
- No, jak można na benie (bardzo potocznie benzynie) jeździć? Ale zalewam trochę, bo po ruszeniu dopiero się przestawiam. Parę litrów trza mieć.
Przytaknęliśmy. Kolejny powód, dla którego lepiej było szybko znaleźć się w domu.

Pod blok Kacpra zajechaliśmy kilka minut później. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w stronę pobliskiej ławki – gdzie usiedliśmy i zaczęliśmy gadać o zwykłych, codziennych sprawach. Tak minęło nam kolejnych kilka minut.
Ojciec Kacpra ponownie wyszedł z bloku i podszedł do syna.
- Synu, dej kluczyki. Muszę jechać kupić parę rzeczy do domu. – Kacper wykonał polecenie. – I jak, chopoki? Podobała się przejażdżka?
Skłamaliśmy, mówiąc, że samochód jest bardzo fajny.
Mężczyzna zadowolony odszedł w stronę stojącego wraku, ale nim zdążył otworzyć drzwi kierowcy, usłyszeliśmy histeryczny krzyk.
- KURWA! Kacper! Cho no tu!
Chłopak aż podskoczył i podbiegł do ojca. Zaraz za nim, udała się cała nasza czwórka, chcąc zobaczyć, co się stało.
- Ja się pytam, co to do kurwy syna jest?!
- Dzie, tato?
- Tutaj kurwa, tutaj! – Rozwścieczony mężczyzna wskazał na mokrą plamę na asfalcie. – Benzyna, kurwa! Benzyna! Coś ty robił tym samochodem kurwa?!
- Tato, ja nic…
- Chuja kurwa! Leć po miednicę do domu, ino szybko!
Benzyna lała się ciurkiem na ziemię, spod samochodu. Emil odwrócił się plecami i zaczął chichotać pod nosem.

Wycieku nie udało się zatamować w warunkach polowych, więc do wieczora, cała zawartość baku znalazła się na zewnątrz. Okazało się, że kiedy Kacper mył podwozie w myjni, wypłukał niechcący masę konserwującą z przewodów/rur paliwowych (!!!).
Było to dla nas zbyt wiele.

wtorek, 26 listopada 2013

Sebastianek-55

W parku, znajdującym się naprzeciw naszego gimnazjum, można było spotkać naprawdę przeróżne postacie – rodziców z dziećmi na placach zabaw, narkomanów w bocznych alejkach, wagarowiczów, a także przedstawicieli religii i sekt. Ci ostatni pojawiali się najrzadziej – sam widziałem ich może dwukrotnie.
Jednakże, w środowisku krążyło wiele opowieści o rzekomych spotkaniach, nazwijmy ich, trzeciego stopnia. Niektórzy wręcz prześcigali się w wymyślaniu najbardziej zwariowanych scenariuszy, w których to ich starszy brat wyciągał zza paska naładowany pistolet, pies wyrywał się ze smyczy i skakał do gardeł wrogów i tak dalej, i tak dalej.

Siedzieliśmy z Kamilem na jednej z ławek przy głównej alei, pijąc Tęczę i zajadając ją Topami. Zerwaliśmy się z ostatniej lekcji, jak to mieliśmy w zwyczaju – gdy tylko rozpoczynały się ciepłe, wiosenne dni.
Zwyczajem było też właściwie spotkanie Emila, który poszedł z nami.
- Kuzyn, jak tam ciocia? Podobno chora ostatnio była. – Zapytał Kamila.
- Skąd ta nagła troska?
- Kocham ją… Mocno i głęboko, a czasami w czoko xD – Emil wybuchnął śmiechem. Również nie kryłem swojego uśmiechu.
- Kurwa, idź się leczyć. Może pogadamy o Agatce?
- No co z nią? Nie ma pały, więc pewnie z palca strzela jak mnie nie ma na chacie.
Kamil pokiwał głową na boki, wiedząc, że w przegadywance z kuzynem nie wygra.
- Dobra. Daj łyka. – Zmienił temat.
Emil wysunął się nieco do przodu, obejmując butelkę. Z pogardliwym wyrazem twarzy, niczym wyrytym w kamieniu, wylał trochę Tęczy na ziemię.
- To był twój łyk, kurwa.
Teraz to ja wybuchnąłem śmiechem.

Siedzieliśmy tak kolejnych kilka minut, gdy zobaczyliśmy, że zza drzew wychodzą dwie kobiety w średnim wieku – obie ubrane w eleganckie garsonki, z włosami upiętymi z tyłu i sporymi torebkami na ramionach.
- Na policjantki to mi nie wyglądają. – Rzucił Emil.
Kobiety spojrzały na nas, chwilę szeptały do siebie, a potem podeszły na długość ramienia.
- Dzień dobry. Wiecie, kim jesteśmy?
Zapanowała chwila niezręcznej ciszy. Przerwał ją niespodziewanie Emil.
- No kurwa, jebany Przemek! Mówiłem mu, mają być dwudziestolatki! – Spojrzał na zdziwionego Kamila. – Daj telefon.
Kamil wyjął z kieszeni Nokię 3310 i podał ją kuzynowi. Ten udał, że wykręca numer, pokazując zaskoczonym kobietom, żeby czekały.
- No halo, Przemek. Co ty odpierdalasz kurwa? Powiedziałem, że chcę dwie dwudziestolatki, a ty mi przysyłasz jakiś towar dla ludu…
- Ale przepraszam… My nie jesteśmy od Przemka… - Wyjąkała jedna z kobiet. Emil odwrócił ku niej wzrok.
- Nie?
- Nie… My… Chcemy ogłosić radosną nowinę.
- Dobra, Przemek. Nieważne. To nie od ciebie… No, spoko. Nara. – Rzucił chłopak do telefonu i oddał go Kamilowi. – No to co to za nowina?
- Mamy tu dla was ulotki i broszurki – jest piękny dzień, moglibyście dobrze go wykorzystać. – Powiedziała słodkim głosem jedna z kobiet i podała nam trzy karteczki. Moglibyście poznać prawdę.
- Wolę poznać jakąś laskę. – Rzuciłem od niechcenia. Kamil zaśmiał się, ale Emil dalej wpatrywał się nieruchomo w kobiety.
- A wy jesteście od tych no, kurwa kotów, nie? No przecież! Jutro sobota, imieniny kota! – Wykrzyknął nagle.
Zbulwersowane i przerażone kobiety bez słowa odwróciły się i odeszły.
- A chcecie poznać prawdę?! – Wykrzyknął za nimi Emil. – Boga nie ma, a ja marzę o kazirodztwie!
Opadliśmy na ławkę, zanosząc się śmiechem i powoli dopijając Tęczę.
- Radosna nowina. Dobre xD – Wspominał Kamil. – Ej, a co to w ogóle za ulotki?
Dopiero teraz przypomnieliśmy sobie o karteczkach, które trzymaliśmy w rękach.
- Poznaj prawdę. Kochaj boga… Spuść się w dupę. – Recytował Emil. – Mam pomysł, dajcie mi to kurwa.
Daliśmy koledze swoje broszurki. Emil wstał i poszedł do sąsiadującej z naprzeciwka ławki. Przystanął na niej, opuścił spodnie i wypróżnił się na samym środku siedziska, zanosząc się głośnym rechotem.
- Emil, ja pierdolę! – Krzyknął Kamil, odwracając wzrok.
- Patrz, kurwo! Poznaj prawdę xD
Chłopak skończył, wsunął spodnie na pośladki i w świeży stolec wbił wszystkie trzy kolorowe ulotki.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Sebastianek-54

Algier sam w sobie był zabawną osobą – potrafił być nietaktowny i infantylny, wzbudzając uśmiechy na twarzach towarzyszy, potrafił pomóc w potrzebie (np. nokautując Czterookiego), ale wszystko to i tak pozostawało w cieniu jego brata – Guły.
Guła był starszy od nas o dwa lata, ale zadawał się raczej z młodszymi – z biegiem czasu został dobrym kumplem Młodego i Spermy, ale nie o tym chciałbym mówić. Ważne jest, że nie potrafił wymawiać litery „R” – i wierzcie lub nie, cierpiał z tego powodu wielkie katusze.
Dość, by powiedzieć, że podczas wizyty okresowej u lekarza (jak zawsze, chodziliśmy tam większą grupą, zrywając się z lekcji), wpisano mu w książeczce „reranie”. Albo „łełanie”, w jego fonetyce. Wszyscy wtajemniczeni żartowali z tego przez dobrych kilka miesięcy.
Poza tym, ta drobna wada wymowy utrudniała wszelakie rozmowy, ze szczególnym uwzględnieniem relacji z nowych odcinków Dragon Balla czy Pokemonów (Czałmandeł, Fłezeł, Zespół Ł – wyliczać można w nieskończoność).
Poza tym, Guła różnił się od swoich rówieśników – był od nich większy (kwestia genów – Algier też zawsze należał do szerokich i wysokich), silniejszy i… Zdecydowanie mniej dojrzały. Gdy jego rówieśnicy zaczynali uganiać się za dziewczętami, on pozostał w piaskownicy, pełniąc rolę szefa.

Tego letniego dnia, staliśmy w jednym z wejść do klatek schodowych w okolicznych blokach, rozmawiając i śmiejąc się z przeróżnych tematów. Skończyliśmy właśnie drugą klasę gimnazjum i rozkoszowaliśmy się błogą wolnością.
Było nas czterech – ja, Młody, Sperma i Emil. Patryk i Kamil odsiadywali kary za sfałszowanie swoich świadectw.
Błogi spokój przerwały nagle opętańcze krzyki dochodzące zza sąsiedniego bloku.
- Spełma! Spełma! SPEŁMA!
Obejrzeliśmy się, ale niczego nie zobaczyliśmy.
- Co to było? – Zapytałem.
- To nie był Guła? – Zastanawiał się Młody. – Chodźcie kurwa, może go biją albo coś.
Zerwaliśmy się do biegu. Młody i Sperma wyrwali z ziemi dwa kije, które miały służyć jako tyczki dla zasadzonych małych drzewek.
- Spełma! Spełma!
Krzyki stawały się coraz głośniejsze, ale na pewno nie wyraźniejsze.
Zobaczyliśmy go – Guła klęczał na trawniku i zanosił się krzykiem. Podeszliśmy bliżej.
- Guła! Co się dzieje? – Zapytał go Sperma.
- Spełma, pławie włóbełka w łękach miałem! – Wykrzyknął.

Innym razem, Młody, Guła i kilku innych znajomych, mieli zamiar kupić kilka biletów autobusowych żeby wybrać się na mecz. Nikt nie przewidział, jak kłopotliwa może okazać się wada wymowy Guły.
Guła podszedł do kasy:
- Bułułu łułu. – Wypowiedział.
- Proszę? – Zapytała zdziwiona kasjerka, która nie zrozumiała, co klient właśnie powiedział.
- Bułułu łułu!
- Przepraszam, chyba pana nie zrozumiałam…
- Jeden bilet. – Powiedział wreszcie Młody.
- Łułułu. – Dodał Guła.
- Ulgowy.

Sebastianek-53

Przez długi czas, Kamil był moim najlepszym przyjacielem, a jego dom stał dla mnie otworem cały czas – zresztą, z wzajemnością. Nasze więzi były tak silne, że w końcu i nasze matki stały się przyjaciółkami na dobre i na złe.
Tak więc, jeśli nie brać pod uwagi mojej własnej sytuacji rodzinnej, ta panująca u Kamila była (i chyba w dalszym ciągu jest) najbardziej mi znana. A uwierzcie, jest bardziej skomplikowana, niżby się mogło wydawać.

Dziadkowie Kamila spędzili urodzili się, wychowali i zestarzeli w jednej miejscowości – tutaj też spłodzili dwie córki, które podobnie jak rodzice, nigdzie nie wyjechały. Miejscowi, po prostu.
Starsza córka – Milena, zaszła w ciążę bardzo młodo, będąc jeszcze nieletnią. Razem ze świeżo upieczonym mężem-tatą, zamieszkała w rodzinnym domu, zajmując górne pomieszczenia.
Młodsza o rok od niej siostra, Agata, po dwóch latach również została młodą mamą. Niedługo potem, przeprowadziła się z mężem do niskiego bloku mieszkalnego, oddalonego o kilkaset metrów od domu jej rodziców.
Oni sami zaś, kilka lat później, również przenieśli się do nowego miejsca – również bloku mieszkalnego (ale wyższego i bardziej obskurnego).

Agata po kilku latach rozstała się z mężem – porzucił ją i syna (Emila), gdy ten miał iść do szkoły podstawowej. Słuch o nim zaginął kompletnie, jeśli nie liczyć informacji, że „zakochał się w młodszej”.
W pewnym sensie, Emil był więc sytuacji podobnej do mojej – z tym, że mógł polegać na ciotce, wujku i dziadkach (o ile aktualnie nie był z nimi skłócony). Wszystko jednak, co nastąpiło później, było jednak diametralnie odmienne.
Presja samotnego wychowywania dziecka oraz zdrady ukochanego, okazała się dla Agaty zbyt poważna – w przeciągu lat, stawała się właściwie własnym cieniem, jeśli można tak powiedzieć.
Kobieta sukcesywnie chudła, przestała dbać o swój wygląd zewnętrzny i zaczęła nałogowo palić – mniej więcej wtedy, kiedy jej syn. Będąc już w szkole średniej, nie widziałem jej nigdy bez fajki w ustach, w ubraniu innym niż proste spodnie i koszulka.
Wszystkie te zmiany wzbudziły troskę dziadków i siostry, którzy starali się jakoś pomóc Agacie i Emilowi. Chłopak bardzo często spędzał czas z kuzynem – i tak też poznał resztę naszej paczki.

Mimo wszystko, Agata była raczej w porządku – a przynajmniej wobec mnie. Fakt – nie utrzymywałem z nią tak bliskich stosunków jak z jej siostrą (którą właściwie mógłbym nazwać nieformalną ciocią albo nawet koleżanką), ale zawsze, gdy rozmawialiśmy, nazywała mnie grzecznym, miłym i uczynnym.
Kobieta potrafiła pokazać pazury – ale z reguły ofiarami padali jej rodzice, którzy próbowali jej narzucić własną wolę i przejąć kontrolę nad wnukiem.

Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny, to Agata nie wyróżniała się niczym szczególnym z tłumu - przynajmniej do czasu (i wcale nie jest to pozytywne stwierdzenie).
Od zawsze miała naturalne, jasnobrązowe włosy i oczy – jak Milena. Tutaj jednak siostrzane podobieństwo się kończyło.
Milena zgarnęła to, co najlepsze w puli genowej, Agata zaś, choć nie brzydka, nie należała również do piękności. Zanim zaczęła palić (fatalne skutki dla skóry, zębów i włosów, nie wspominając o odorze) i nienaturalnie schudła, była całkiem atrakcyjna – oczywiście nie na tyle, by od razu zostać modelką albo aktorką – ale jak na „normalne” realia…
Argumentem przemawiającym na jej niekorzyść mogła być twarz – wysoka, o nieco zbyt mocnych, męskich rysach (w tym jednym, mówiąc o „długiej twarzy”, Emil miał rację). Później doszła do tego chudość, wraz z zanikiem krągłości.


Milena od zawsze była przeciwieństwem Agaty. Urodziła syna bardzo młodo, ale wpadka nie przekreśliła jej przyszłego życia. Jej chłopak okazał się dobrym mężem i ojcem – a przynajmniej nigdy nie uciekł do innej kobiety. Zresztą, musiałby być kompletnym idiotą, żeby zostawić taką kobietę.
Jej wygląd zewnętrzny od zawsze był po prostu zniewalający – bycie pracującą matką nie pozbawiło ją kobiecości. Buty – koniecznie na wysokim obcasie (jak i Ewelina), krótkie spódniczki i sukienki i sposób chodzenia (kręcąc biodrami) wyrobiły jej w pewnych kręgach opinię puszczalskiej ladacznicy – kompletnie niesłusznie.
Jednym, co nie wszyscy muszą uważać za specjalnie kobiece, były jej fryzury – poza starą fotografią znalezioną przez Emila w garażu dziadka, nie widziałem jej nigdy z długimi włosami.
Gdy wraz z Kamilem byliśmy w podstawówce, obcięła się na „garnek” – i tak już zostało. Jej 360 stopniowa grzywka stała się jej znakiem rozpoznawczym i zawsze po jakimś czasie do niego wracała. I o dziwo, takie cięcie naprawdę jej pasowało. Było oryginalne, niespotykane, może nawet szalone.
Co się tyczy kolorów – góra prawie zawsze była blond, wystrzyżony dół naturalny, brązowy.
Wszystko to koncentrowało uwagę na jej twarzy – delikatnej, prawdziwie kobiecej.

Gdy Emil poszedł do gimnazjum i zaczął dojrzewać, zaczął dostrzegać uroki własnej ciotki i zakochał się w niej. Była jego pierwszą prawdziwą miłością, którą wielbił – do tego stopnia, że w swoim pokoju, w jednej z szuflad, trzymał jej zdjęcia i… Skradzioną bieliznę.
Oczywiście siostrzeniec nigdy nie wyznał jej uczucia – pozostawił je dla siebie. Po kilku latach jego zainteresowania ucichły, ale wydaje mi się, że wewnątrz, uczucie jeszcze istnieje.

Gdy wraz z Kamilem poszliśmy do szkoły średniej, Milena zaszła po raz drugi w ciążę, wzbudzając zazdrość wśród koleżanek (tak, mojej mamy też). Po porodzie, wróciła do idealnej formy i swojego dawnego stylu ubioru.
Córeczka – Jagoda, nie przypadła do gustu bratu, który w szkole średniej przechodził jeszcze okres buntu. Jego niechęć prawdopodobnie pozostała do dnia dzisiejszego – choć na pewno nie tak silna jak kiedyś. Jedna z jego negatywnych cech.
Jej chrzestną została moja matka (która w owym okresie chciała wychować drugie dziecko).

O ile mi wiadomo, Agata i Milena nie utrzymują obecnie specjalnie bliskich kontaktów – żyją raczej własnymi sprawami, skrajnie przeciwnymi.
Emil i Kamil spotykają się dużo częściej, na porządku dziennym.

niedziela, 24 listopada 2013

Sebastianek-52

Właściwie rzecz biorąc, nie miałem rodziny – jeśli nie licząc oczywiście matki, Eweliny. Odkąd pamiętam, mieszkaliśmy tylko we dwójkę, zdani na samych siebie. Nie znaczy to jednak, że mieliśmy problemy finansowe czy rodzinne. Właściwie, było wręcz przeciwnie – obojgu układało nam się dobrze, nawet w ciężkim okresie mojego dojrzewania (chociaż od czasu do czasu, bywało wybuchowo).
Ewelina, gdy byłem już na tyle duży, by radzić sobie samemu w domu, mogła skoncentrować się na pracy – a było to mniej więcej w momencie zakończenia przeze mnie szkoły podstawowej.
Wtedy mogliśmy pozwolić sobie na większe niż dotychczas luksusy – jak komputer, telefony komórkowe (przy czym oczywiście ja dostałem swój później) i inne, dziś już na pozór trywialne zbytki. Z czasem doszedł Internet, później nowy samochód mamy – i tak dalej, i tak dalej.
Jeśli zaś chodzi o dziadków, ojca i wujków, to nie byli oni obecni w naszym życiu. Ewelina zerwała kontakty z jej rodzicami po tym, jak „pokłócili się” z nią na temat jej wpadki – czyli mnie, jakkolwiek by to nie brzmiało. Oczywiście nigdy nie powiedziała tego głośno, ale nie trzeba być geniuszem żeby wiedzieć, że dwudziestolatki z reguły nie zakładają rodzin.
Ojciec opuścił matkę, gdy już się urodziłem – nigdy o niego nie pytałem, nigdy go nie szukałem, nigdy się nim nie interesowałem. Od najmłodszych lat wiedziałem, że nie chcę mieć do czynienia z takim człowiekiem.
No i była jeszcze siostra mamy – czyli ciocia Iza. Starsza od niej o tych kilka lat (bodajże siedem), ale zupełnie oderwana od świata. Ewelina przestała z nią rozmawiać, gdy ta próbowała przekonać mnie, żebym zamieszkał z nią, jej mężem i ich dziećmi. Miałem wtedy sześć lat.

Co się tyczy samej Eweliny, to odkąd pamiętam, była silną kobietą. Silną, ale delikatną. Za nic w świecie jednak, nie zdradzał tego jej wygląd – od zawsze była drobna (zapewne stąd jej miłość do obcasów) i niepozorna. Widząc taką kobietę, myśli się o niej zazwyczaj jak o kruchutkiej istotce, którą trzeba się opiekować i pilnować – nic bardziej mylnego. Mama była wyjątkowo inteligentna, spostrzegawcza i otwarta. Nawet w najtrudniejszych sytuacjach, starała się znaleźć wyjście i podchodzić do wszystkiego z uśmiechem na twarzy, co w pewnym stopniu było przeciwieństwem mnie – raczej zrównoważonego, poważnego i twardo stojącego na ziemi (ale oczywiście nie zawsze taki byłem).
Jej słabością były i dalej są typowo kobiece sprawy – czyli ubrania (miliard sukienek), kosmetyki i fryzury. Ta kobieta nie potrafiła się zmieścić w dwóch szafach i kilku szafkach rozsianych po całym domu, nie mówiąc już o pokaźnej kolekcji butów, w 99% na obcasie lub koturnie (nawet te, w których chodziła po domu!). Kosmetyki? W łazience zawsze było ich pełno – od kremów, po perfumy, od szamponów po maseczki.
W przeciwieństwie do ubrań i kosmetyków, Ewelina raczej nie eksperymentowała ze swoimi włosami – przeważnie nosiła je rozpuszczone, proste u nasad i falowane u końców – koniecznie w naturalnym, kasztanowym kolorze. Czasem zdarzało jej się upiąć kok albo kucyk – ale dosyć rzadko.
Jeden, jedyny raz, za namową matki Kamila – Mileny, z którą zaprzyjaźniła się gdy poszedłem do podstawówki i poznałem jej syna, poszła na całość i zrobiła sobie wakacyjną, krótką fryzurę. Kilka tygodni depresji, wyrzutów sumienia i płaczu, dwa lata odrastania. Zabawne, biorąc pod uwagę, że ani praca, ani rodzina, ani pieniądze, nigdy nie wywołały u niej tak skrajnych emocji.

W kwestii zainteresowań można wymienić taniec – nigdy nie robiła tego zawodowo, bardziej dla siebie – ale regularnie uczęszczała… A właściwie dalej uczęszcza na treningi i zajęcia.
Poza tym, jak to przystało na matkę, lubiła gotować (chociaż akurat to nigdy jej mocną stroną nie było), a także czytać (tutaj muszę przyznać, że naprawdę mnie tym zaraziła).
Plotkowania raczej nie można nazwać hobby, ale mimo wszystko, do jej rutyny należały spotkania z przyjaciółkami, z którymi rozmawiały na przeróżne tematy (nic specjalnego – wiem, bo kilka razy podsłuchiwaliśmy je z kolegami z nudów).

Współlokator

>odwiedzasz na weekendzie znajomego którego nie widziałeś rok
>hehe wutka 2 dni
>seba idzie sie wysrać
>nagle wrzask, seba wychodzi blady
>OKURWA ZESRAŁEM SIE NA ZIELONO NIE CZUJE NÓG
>wchodzimy z innym sebą do kibla a tam zielona kupa, zielona jak butelka po sprajcie xD
>seba boi sie że umrze bo przeczytał na necie że to znaczy ze jego układ pokarmowy nie wyrabia
>w całym mieszkaniu jebie bo drzwi takbardzO otwarte, seba nie chce spuścić wody tylko siedzi z laptopem i porównuje swoje dzieło do zdjęc z neta
>śmiechaj jak pojebany

Dyżurny

-gimbaza
-bądź dużyrnym
-dyżurną jest prawilna loszka dresiarka z ośki
-przez cały tydzień zapierdalaj za dwoje
-piątek
-geografia
-pani mówi żeby umyć tablicę
-umyj tablicę
-pani mówi żeby przynieść mapy
-przynieś mapy
-pani mówi żeby przynieść atlasy
-wstań i miej iść do biblioteki kiedy nagle
-"anon, chyba nie bedziesz wszystkiego robił? Kto jest drugim dyżrunym?"
-Serce zamarło
-rozejrzyj się
-prawilna siedzi niewzruszona, patrzy na ciebie i mnie zimnym wzrokiem asasyna
-wszyscy na ciebie patrzą
-będą oceniać twoją reakcję
-serce dla odmiany zaczyna bić bardzo szybko
-nieznośny wybuch ciepła za oczami
-łzy napływają do oczu
-krew płynąca z nadmierną szybkością szuki w głowie
-rozejrzyj się jeszcze raz w panice
-pani patrzy przeszywająco, spojrzeniem zniecierpliwionym twoją zwłoką
-przełknij głośno ślinę
-strumyk potu ścieka ci z czoła
-"NIE POWIEM NIE JESTEM KONFIDENTEM"
-
-
-
-w sali cisza.
-uwal się na piździe i do końca lekcji nawet nie mruknij
-rozpamiętuj to przez wiele następnych lat

sobota, 23 listopada 2013

Imieniny współlokatora

-wprowadź się do nowego pokoju w mieszkaniu studenckim
-obok dwa mirki
-chciej wreszcie wyjść ze spierdolenia i przedsiebierz zamiar kupna piwka i wspolnego wypicia ze wspollokatorami
-pretekstem imieniny Marcina
-wejdz do chlopakow, powiedz, ze jest okazja
-wszystkiego dobrego Marcin
-ale ja mam na imię Maciej
-
-
-
-
-moj_mina_gdy.gif

Sebastianek-51

Nasze gimnazjum należało do tych, które w każdy możliwy sposób żerowało na uczniach.
Składki rodzicielskie były "obowiązkowe", poważniejsze przewinienia karane były jeszcze poważniejszymi opłatami (zniszczenia czterdziestoletniego mienia, które samo sypało się przy zwykłym dotyku…), a jeśli szkole brakowało papieru, foliowych koszulek, segregatorów i innych produktów biurowych - cóż, wtedy szukała pomocy u uczniów.
Przodowały wszelakie projekty, pozwalające uzyskać dobre oceny, a dzięki którym można było wybronić się z zagrożenia na koniec semestru. Znane zagranie.

Naszą nauczycielką od biologii była niejaka Zapałka. Przezwisko wzięło się od jej fryzury - rudych, krótko obciętych loczków natapirowanych do granic możliwości i postawionych do góry, z płaskim czubkiem.
Prawie jak u żony Frankensteina, tylko bez siwych pasków po bokach.

Jakoś pod koniec pierwszej klasy, Zapałka obwieściła nam, że jesienią, w następnej klasie, będziemy robić zielniki i żebyśmy pozbierali w wakacje trochę liści - bo mogą się przydać.
Siedzieliśmy w ostatniej ławie - czyli połączonych ze sobą trzech normalnych ławkach. Kamil dyskutował z Patrykiem, podając sobie z rąk do rąk wyświechtaną karteczkę, Sperma praktycznie usypiał, Młody wypatrywał czegoś niewidzącymi oczyma przez okno, a ja rysowałem coś na ostatniej stronie zeszytu.
I o ile większość słów po prostu nas omijała, tak "wakacje" i "praca" od razu postawiły nas do pionu.
- Ale prze pani, wakacje! - Krzyknął Sperma, w nagłym zrywie.
Zapałka skierowała ku niemu wzrok i oparła dłonie na biodrach. Całkiem zgrabnych zresztą - ale bez przesady.
- Patryku, na pewno zbieranie materiałów nie wpłynie na wasze wakacje…
- Ale ja jadę na biegun północny - tam nie ma liści!
- Dosyć. Jeśli nie chcesz pracować w wakacje, to zbierz liście przed nimi. Ja nie rozumiem… Jak możecie być tak nieodpowiedzialni? Stoicie przed dorosłym życiem! Moja córka robi wszystko bez protestów – a jest młodsza od was!
- Lody też? – Zażartował cicho Kamil. Zaśmialiśmy się.
Sperma zrezygnował. W międzyczasie, Młody uśmiechnął się pod nosem, ale zdecydowanie nie przez dowcip Kamila - tylko ja to zauważyłem.

Jeszcze tego samego dnia, po lekcjach, Młody zdradził nam swój misterny plan.
- Słuchajcie, kurwa. W klasie od biologii są te jebitne szafki z tyłu, nie?
- No, te kredensy kurwa z kamieniami. – Odpowiedział Sperma.
- To minerały są. – Rzucił ktoś.
- Jeden chuj, kamienie-minerały. Kiedyś z nudów zajrzałem do tych szafek na dole i było tam chyba ze sto tych zielników, z poprzednich lat.
- Chcesz je zjumać? – Zapytał Patryk.
- Żebyś wiedział. A co, mam biegać z koszyczkiem jak ten jebany pedał? – Młody wskazał palcem Michałka, który zrywał liście z drzewa po drugiej stronie drogi, na skraju parku.
- Tutaj masz punkt. – Powiedziałem.

Tydzień później, na biologii, przeprowadziliśmy misję. Ja i Młody dobraliśmy się do szafki i zaczęliśmy wykradać zielniki (najlepsze zostawiliśmy dla siebie, oczywiście). Łącznie wyciągnęliśmy ich osiem. Pięć dla paczki, trzy na sprzedaż (dycha za sztukę – uczciwy układ).

I tak, podczas gdy większość klasy ganiała za liśćmi w wakacje, my słodko leniuchowaliśmy przez całe dwa miesiące.
Zapałka nigdy nie połapała się, że ukradliśmy zielniki z sali. Wpisała nam dobre oceny (w większości piątki, ale czwórki też się trafiały – i co ciekawe, nie wszystko pokrywało się z pierwotnymi ocenami prac).
Jakiś tydzień później, ukradliśmy zielniki ponownie i dzięki kontaktom Emila, sprzedaliśmy je ponownie. Czysty interes.

Sebastianek-50

Zapewne część z was zetknęła się z falą zainteresowania prawem jazdy, dotykającą siedemnastolatków w szkołach średnich.
Ci, których rodziców stać na opłacenie kursu, korzystają z okazji i zapisują się od razu, byle tylko dorównać innym rówieśnikom, którzy już uczęszczają na kursy. To sposób wpasowania się w tłum.
Nie inaczej było wśród ludzi z naszego nowego otoczenia. Zazwyczaj więc, gdy komuś zostawały trzy miesiące do osiemnastki, to już następnego dnia był "kursantem". Cudzysłowowa nie są przypadkowe - trudno bowiem mówić o rzeczywistym pragnieniu zdania tego egzaminu, a także właściwego rozpoczęcia kursu.
Ale o tym, zapewne doskonale wiecie.

Ofiarami fali w naszej paczce był Sperma, Kamil i Patryk. Ja i Młody postanowiliśmy nieco się wstrzymać (w moim przypadku jakieś pół roku, Młodego… Cóż, jeszcze chyba się nie zdecydował).

I tak wraz z upływem tygodni, coraz częściej widziałem "Elki" podjeżdżające pod domy kolegów, a potem nieudolnie odjeżdżające, szarpiąc niemiłosiernie przy zmianie biegów.

Sperma, najstarszy spośród tej trójki kursantów, jako pierwszy doczekał się egzaminu.
Tego dnia zwolnił się ze szkoły i z wytęsknieniem czekaliśmy na odzew (dla zasady, kilku znajomych wydzwaniało do niego, ale bezskutecznie). Bezskutecznie.
Gdy wróciliśmy więc na nasz rewir, postanowiliśmy odwiedzić Spermę w domu.

Nie zdał, zgodnie z przypuszczeniami.
- No i zrobiłem łuk, instruktor mi mówi żebyśmy jechali, no to wyjechałem z Łorda. Kurwa jadę tak, jadę i nagle on mi po hamulcach.
- Na prostej drodze? - Zapytał Kamil.
- No tak, przed jakimś skrzyżowaniem czy czymś. Mówi mi, żebym kurwa cofnął i spojrzał w prawo.
Ni chuj, nie widzę. No to on mi pokazuje znak stopu przewrócony w dole, przykryty śniegiem.
- Można w ogóle ujebać kursanta za takie coś? - Zapytałem.
- No widać można. Kurwa, idę w kimę. Nara.

Następnego dnia, z samego rana, spotkałem siostrę Spermy. Czekałem na naszym słynnym skrzyżowaniu na kolegów, żeby iść na przystanek.
- Cześć. - Zacząłem.
- O, hej. Słyszałeś już, co Patryk odjebał?
- Chyba nie… Co masz na myśli?
- No prawko. Wczoraj miał egzamin. Niezłe jaja - żeby nie zdać przez znak, którego nie ma…
- Co? O czym ty gadasz?
Zdziwiłem się.
- No Patryk mówił nam, że nie zdał na stopie, którego nawet nie było.
- Serio?xD - Zaśmiała się.
- No serio, serio. O czymś nie wiem?
- Ten debil nawet nie wyjechał na miasto. Ba, on nawet nie usiadł za kółkiem!
Miał pokazać, czy świeci się światło stopu, a ten stanął z boku auta i mówi, że nie.
Wybuchnąłem śmiechem. Nawet nie uczęszczając na kurs, wiedziałem, gdzie w samochodzie powinno być światło stopu i cofania.
- No, to ładnie dojebał.
- Żebyś wiedział. Ojciec jak to usłyszał, to myślałam, że się popłacze. Dobra, miło było, ale lecę - jeszcze mi bus ucieknie.
- Tak, na razie. I dzięki za cynk!

Informacja o prawdziwym powodzie niezdania egzaminu przez Spermę wyciekła bardzo szybko - ale nie przeze mnie.
Spośród wszystkich, których znam, Sperma nie zdał w najgłupszy sposób, bez dwóch zdań. Nawet Kamil, który parę miesięcy później miał sześć błędów na egzaminie teoretycznym, nie był obiektem takiej ilości żartów (chociaż jego szczerze wyśmiała nawet własna matka, przy kolegach).

Do tej pory, jeśli się nie mylę, zarówno Sperma, jak i Młody jako jedyni z paczki nie posiadają prawka, przy czym ten drugi nigdy nie zapisał się nawet na kurs.
Emil podchodził do egzaminu kilka razy, w różnych miastach - w końcu podobno zdał, ale nigdy nie widziałem go za kółkiem.
Kamil, jak wspomniałem, nie zdał na teorii, następnym razem na placu - i w końcu, przy trzecim podejściu, zaliczył egzamin.
Ja i Patryk zdaliśmy za pierwszym podejściem, jakimś cudem.

piątek, 22 listopada 2013

3 krótkie opowiastki

jak byłem w podbazie to pamiętam jak srałem, a siostra mnie trolowała że idzie do mojego pokoju co strasznie mnie wkurwiało więc wstałem i wtedy kawałek gówna mi wyleciał z dupy do nogawki spodni, szukałem i nie znalazłem, trzepałem spodniami i nic nie ma więc pomyślałem, że mi się wydawało. Idziemy na obiad i nagle jem i widzę koło nogawki kawałek gówna xD Chciałem je skopać pod stół żeby nie było widać i je zgniotłem że zaczęło jebać gównem, nie wiedziałem co zrobić więc powiedziałem "babci patrz co psu wypadło", babcia bierze do ręki i wącha i nagle ją zamurowało i mówi "gówno' i nazwała psa brudasem i za karę zamknęła w łazience xD

jeszcze innym razem śniło mi się, że idę do kibla i normalnie otwieram klopa i szczam, ale obudziłem się cały poszczany i żeby nie wyjść na spierdolinkę w oczach matki to wylałem z litr coli i powiedziałem że nie chcący wylałem xD

raz ostro waliłem konia i mnie młoda siostra nakryła i poszła do starych że bawię się siusiakiem że aż się całe łóżko trzęsie - to dopiero była żeżuncja, udawałem że się drapałem po kolanie, also tak się uzalezniłem od fapania że potem to fapałem nawet przy siostrze bo mieliśmy łóżka obok siebie i siostre nie mogła spać xD

Sebastianek-49

Było to jedne z tych niezliczonych nudnych wakacyjnych popołudni, kiedy to siedzieliśmy na trawie porastającej łąki, myśląc, co moglibyśmy robić dalej.
Nikt nie miał ochotę na budowę szałasu albo czegokolwiek innego, część obecnych odmówiła dalszej zabawy w nasz odpowiednik Diablo, a reszta nie miała ochoty na dalekie podróże - jak choćby do nawiedzonego domu.
- Ej, zróbmy coś. Ile możemy tak siedzieć bezczynnie? - Zadałem pytanie, ale nie usłyszałem od nikogo odpowiedzi.
Po dłuższej chwili milczenia, odezwał się Emil:
- Wyruchałbym Milenkę.
Zaśmialiśmy się. Kamil, jak zawsze w takiej sytuacji, oburzył się i spróbował uderzyć kuzyna. Ten jednak zgrabnie odskoczył w bok i uciekł. Kamil rzucił się w pogoń, bezskuteczną swoją drogą.
- Emil jest ostro popierdolony, ale muszę przyznać, że tu ma trochę racji. - Zastanowił się Sperma.
- O czym ty mówisz? - Zapytał podejrzliwie Młody.
- No o starą Kamila. - Tutaj ściszył nieco głos. - Bo wiecie, to świnia jakich mało.
Nikt nie odważył się zaangażować w dyskusję, toteż Sperma kontynuował monolog:
- No kurwa powiedzcie że nie? Takie to ja widywałem na dupcochach.
- Sperma, wkraczasz stary na grząski grunt. - Zauważył Patryk, do tej pory siedzący cicho z boku.
- Chłopaki, ja pierdolę. Jak was nie jarają jej nogi, to musi być z wami coś nie tak. Jak z tym tam, debilem kurwa, Emilem.
- No w sumie ładna jest. - Przytaknąłem w końcu. Zaraz za mną zrobili to w końcu Młody i Patryk.
- Ale żeby nie było - to stara naszego ziomka, więc zero kurwa docinek w stylu Emila. - Młody próbował zamknąć temat lub nakierować go na inny tor.
- Nikt przecież jej nie obraża. Jest ładna, nawet bardzo. Widziałeś te jej sukienki czasami? Jak idzie, to aż jej tyłek wychodzi. - Entuzjazmował się Sperma.
- No i mamy już dwóch amantów. - Zażartowałem.

Niedługo później, dyskusja przerodziła się w swoisty ranking - omawialiśmy kolejno zalety i wady wszystkich mam zgromadzonych, często wprawiając ich dzieci w potężne zakłopotanie.
Sperma wyciągnął wreszcie z plecaka swój zeszyt i zaczął pisać własnym "językiem" (zmienionym alfabetem, w dodatku nieudolnie).
- Co tam piszesz? - Zapytał Patryk.
- No ten ranking. W sumie w chuj fajny pomysł, będzie beka jak to przeczytamy za parę lat.
- Tylko proszę, ukryj to dobrze do tego czasu. Ostatnim razem jak robiłeś coś takiego, to wysypałeś włosy łonowe na głowę Oli xD - Dodałem.
- Oli się we łbie pierdoli. Zaczynajmy te balety. - Skwitował Emil.

- Dobra, Milenka. - Zaczął Sperma.
- Numer jeden. - Powiedział ktoś.
- Bez dwóch zdań.
Kamil udał, że nie słucha naszych rozważań.
- Te jej nogi, cycki, włosy, pupa… - Wyliczał Emil.
- Nogi, tyłek, spoko. Ale włosy? Przecież ona wygląda jak ten, kurwa… Z Dextera, jak mu tam… - Zastanawiał się Młody.
- Wiem o kim mówisz. - Myślałem. - Mendrek, czy jak mu tam.
- No, kurwa, dokładnie! Tylko jebnęła się na blond.
- Ja pierdolę, ja tu jestem. Halo! - Kamil nie wierzył w to, co słyszał.
- No i jeszcze te jej sukienki miniówki, szpilki, chuje muje. I jebała się jak spaliśmy w namiocie. Kurwa mać, numer jeden bez dyskusji. - Emil wypluwał słowa z prędkością karabinu maszynowego. Kątem oka zauważyłem, że ma "namiot".
- Dobra jest. Milena na pierwszym miejscu. Kto drugi?
- Agatka albo Ewelinka. - Zaproponował Patryk. Mówił o mamie Emila i mojej.
- Agata nie. Najlepsze geny przejęła Milenka. Poza tym nie widzieliście jej na kacu. - Emil niebezpiecznie zaangażował się w rozmowę. Zastanowiłem się, czy dobrym pomysłem byłoby brnąć w to dalej.
- No to Ewelina. Ale ma trochę małe cycki, nie? - Zapytał ktoś.
- No, w porównaniu do Mileny tak. Ale za to ma normalną fryzurę. Jak z tych reklam kurwa, szamponów. Loleral pari kurwa. - Śmiał się Sperma.
- Ej, ale od Mileny to się odjeb już. Spuściłbym się na ten jej kark. - Skwitował Emil. Chwilę później dostał kuksańca od Kamila.
- Dobra… Mniejsze cycki, fajne włosy. A nosi stringi do szpilek? - Zapytał się wprost Sperma.
- Ja… Skąd mam do chuja wiedzieć? Może i nosi, nigdy jej pod spódnicę nie zaglądałem.
- A powinieneś. - Emil poczerwieniał na twarzy.
- Pewnie nosi. Przecież wie, że stara i brzydka nie jest. - Dokończył Patryk.
- Dobra. Numer trzy? - Sperma dodał nowe wpisy w zeszycie.
- Irenka może? - Zaproponował Kamil. Młody wyprostował się, jakby ktoś uderzył go w twarz.
- To już nie ten poziom. Bez urazy, stary. - Powiedział Emil. - Taka normalna babka, widać, że nauczycielka.
- Tak? - Zaciekawiłem się.
- No tak - spójrz tylko, jak się ubiera. Widziałeś ją kiedyś w miniówie? - Argumentował Emil.
- Ty, ale kurwa nie każde stare chodzą jak ubrane do pornola. - Rozzłościł się Młody.
- Kurwa, ja sobie wypraszam. Na pewno nie jak do pornola! - Bronił się Kamil.
- Wiesz, co miałem na myśli. Minetka… Kurwa, MIlenka jest zajebista, czy ci się to podoba, czy nie. Ewelinka też. Więc one mogą sobie paradować z tyłkami na wierzchu i półmetrowych szpilkach.
- No dobra, już, dobra.
- To co? Irena numer trzy? - Zapytałem.
- Będzie. Ale te jej garnitury czy jak to zwą mnie martwią. - Dodał Sperma.
- A co z nimi?
- Nic, po prostu wygląda jak biznes women (tutaj Sperma wypowiedział słowo po polsku).
- Starczy, łapię. Numer cztery?
Emil odszedł od grupy.
- Zaraz wracam!
- Czwarta… Agata. Chociaż ją dałbym nawet na trzecie. - Powiedział Sperma.
- Ale ma taką długą twarz. - Zauważył Młody.
- Po dziadku. - Dodał Kamil. Zaśmialiśmy się.
- A nogi?
- Dawno jej nie widziałem… Ale z tego co pamiętam, to jest szczupła. To nogi też ma chyba w porządku, nie? - Zastanawiałem się. Długopis Spermy bezustannie bazgrał w zeszycie, tworząc nowe znaczki.
- Ale te jej włosy. Kurwa, jak jebany mop. Kręci sobie co noc te loki… Ile razy przychodziłem do Emila po coś na chatę, a ta wyskakiwała z tymi rolkami po srajtaśmie na łbie. - Kamil ożywił się i wtrącił do dyskusji.
- Wszystko zostaje w rodzinie xD - Zażartowałem.
- Dobrze, że Emil gdzieś poszedł, bo tym razem to on by mi chciał zajebać.
- A właśnie, gdzie ten dureń? - Młody się zaniepokoił.
- Emil! - Krzyknął Sperma. Zero odzewu.
- Poszedł w stronę jeziora. - Zauważyłem.
- Idziemy, bo jeszcze się idiota utopi.

Poszliśmy na miejsce, po drodze wyłaniając przedostatnią kandydatkę - Renię - matkę Patryka. Zgodnie stwierdziliśmy, że to szara przeciętniaczka.
- Głupcu! Gdzie jesteś?!
- Emil!
Z trzcin wyłonił się poszukiwany.
- Co jest, kurwa?
- Myśleliśmy, że się utopiłeś albo coś.
- Nie, musiałem się spuścić, bo już nie mogłem wytrzymać tej presji.
Żaden z nas nie wiedział, co powiedzieć.
- To na czym stoimy? Kto nam został?
- Elka.
- No, zgadzam się. Ale nie musimy w to brnąć. Po prostu to zapiszę. - Powiedział z powagą Sperma.
- Nie no, co ty. Musimy. Naszym starszym obrobiliśmy dupy do białego.
- Emil, ale wszyscy wiemy, że moja stara jest szersza niż wyższa. To wystarczy xD
- No, fanga jak chuj. Kega. - Emil poprawił spodenki i sprawdził, czy nie ma na nich żadnych plan. - Oj, Milenka, Milenka… - Dodał pod nosem.

Sebastianek-48

Podczas naszego sześcioletniego pobytu w podstawówce, na prawie każdym W-Fie graliśmy w piłkę nożną. Większość chłopaków wprost uwielbiała ten sport, a cała reszta zwyczajnie musiała się podporządkować.

Z całej klasy, a może nawet szkoły, najlepszym graczem był Patryk - przez jakiś czas nawet wiązał z piłką swoją przyszłość. Każdą wolną chwilę poświęcał na treningi, ponadto regularnie uczęszczał do klubu piłkarskiego.
Tak więc, zawsze pełnił rolę kapitana, atakującego, obrońcy - właściwie każdego, kogo tylko mógł.

Tego dnia, będąc w szóstej klasie, graliśmy na sali gimnastycznej - małej, ciasnej, dusznej i wyłożonej charakterystycznymi drewnianymi panelami (standardowo, jak wszędzie, wypadającymi).
Nikt nie wie jak doszło do tego wypadku, ale w pewnym momencie, Patryk został podcięty i przewrócił się, uderzając głową w podłogę.
Chłopak po jakimś czasie samodzielnie wstał, więc nauczyciel nawet nie silił się na wezwanie lekarza (pielęgniarka była u nas w szkole co drugi dzień).
Była to ostatnia lekcja, więc po prostu zwolnił nas nieco wcześniej i nakazał odprowadzenie do domu poszkodowanego.

Zabawna, a wtedy straszna część, zaczęła się w szatni - gdzie wszyscy zabraliśmy się do przebierania. Wszyscy oprócz Patryka, który stał jak wryty przy wejściu.
- Patryk, chodź, ubieraj się. Jak się pospieszymy, to złapiemy autobus! - Krzyknął Młody.
Cisza. Patryk rozglądał się w panice po pomieszczeniu, wzrokiem zaszczutego zwierzęcia.
- Gdzie są… Moje buty? - Zapytał cicho.
Wszyscy przerwaliśmy przebieranie się - z początku myśleliśmy, że to jakiś żart, ale widząc twarz Patryka, szybko zmieniliśmy zdanie.
Sperma ujął stojącego kolegę za ramię i poprowadził do miejsca, gdzie były jego ubrania i plecak.
- Siadaj, to twoje buty.
Patryk posłusznie usiadł, ale po chwili wybuchnął płaczem.
- To… Nie są moje buty! - Ryczał przez łzy.

Jakimś cudem, nakłoniliśmy go do przebrania się, z naszą pomocą. Kamil pomógł mu wiązać buty, ja naciągnąłem bluzę, a Sperma i Młody wcześniej pomagali mu przy włożeniu spodni.
Potem wspólnie wyruszyliśmy w stronę domów.

Jak się okazało, Patryk za nic w świecie nie pamiętał, gdzie mieszka. Pomogliśmy mu dojść na miejsce, gdzie odebrała go przerażona matka. Podziękowała nam za pomoc i dopiero wtedy wezwała karetkę.

Patryk dostał "reseta" - czyli mówiąc bardziej profesjonalnie, przy upadku i uderzenia czaszką o podłogę, dostał wstrząśnienia mózgu, co poskutkowało tymczasową utratą pamięci.
Po dwóch dniach, chłopak wrócił do szkoły, gdzie na jego temat powstało już wiele alternatywnych, zabawnych historii.
Chyba najbardziej komiczna był chyba Sperma, który na pytanie nauczycielki (na które rzecz jasna nie znał prawidłowej odpowiedzi), wymówił niczym robot: "gdzie są moje buty?".

środa, 20 listopada 2013

Dyskoteka

-początek lat 90tych, zerówka
-dyskoteka świąteczna, tzw. choinka
-tańczymy na holu w kółeczku, dzieci+nauczycielka
-nie um tańczyć, więc naśladuj ruchy nauczycielki, która jest akurat naprzeciwko
-ciągle dr alban it's my life
-nauczycielka co jakiś czas dotyka czubka głowy
-rób tak samo, bo myślisz że tak trzeba
-po kilku razach uświadom sobie, że nauczycielka poprawia sobie opaskę
-przestrasz się że pomyśli że ją przedrzeźniasz
-strachaj jeszcze przez rok

Sebastianek-47

Jeśli czytaliście poprzednią historię, to wiecie, że Emil nie miał raczej szczęścia w szkole - nie zdał dwa razy, w pierwszej i prawdopodobnie trzeciej klasie.
Za pierwszym razem był całą sytuacją naprawdę przerażony - dostał bowiem terminy poprawkowe, czyli poniekąd szansę dalszej nauki z rówieśnikami.
Emil jednak całe wakacje spędził w towarzystwie reszty naszej paczki, wychodząc rano i wracając wieczorem (z przerwą na obiad i na Dragon Balla czy tam Pokemony).
Gdy więc pewnego wieczora wracaliśmy do domów z łąk, chłopak przypomniał sobie o komisie (potocznie egzaminie poprawkowym - komisyjnym), który miał mieć następnego dnia.
- O kurwa, ej. Jutro mam komisa przecież.
- Co ty gadasz? - Zapytał Patryk.
- No kurwa komisa. Jak nie przyjdę to nie zdam i stara mnie zajebie. Znowu zabierze mi komputer do siebie, będzie se palcówkę strzelać pod moje pornole.
Skwitowaliśmy jego dowcip uśmiechami, ale bardziej przejęliśmy się egzaminem.
- To co, z czego masz tą poprawkę? - Zadałem mu pytanie.
- A chuj wie, matma chyba. Jeszcze coś tam było, ale nie wiem. Biologia, przyroda? Tak jakoś.
- To co, nie mówiłeś starej, że nie zdałeś? Nie połapała się, jak nie pokazałeś jej świadectwa? - Młody włączył się do dyskusji.
- Była w pracy, wróciła na drugi dzień, a ja spierdoliłem na dwór wcześniej xD
- Teraz będzie tylko gorzej. Co jej powiesz, jak będziesz wychodził w garniturze? - Zauważyłem.
- A to trzeba iść w garniturze tam?
Przytaknęliśmy, choć nawet nie byliśmy pewni, czy takie restrykcje obowiązują.
Emil spuścił głowę i tak zakończyliśmy rozmowę.

Następnego dnia usłyszałem dzwonek do drzwi - wcześniej niż zazwyczaj - nieco po ósmej rano.
Otworzyłem drzwi i do środka wszedł Emil, ubrany w garnitur.
- Siema, widziałem Ewelinkę (moją mamę) jadącą do roboty przed chwilą, więc wiem, że masz wolną chatę. Masz chwilę?
- No mam, co się dzieje? Nie idziesz na tego komisa?
- No idę, idę. Pójdziesz ze mną? Kurwa, jestem zdenerwowany jak chuj.
- No… Dobra, mogę iść. Daj mi tylko chwilę - zjem coś i się ubiorę. Ile mamy czasu?
- A, coś koło godziny.

Jak się okazało, Emil nawet nie zajrzał do zeszytów, o ile nawet takowe posiadał - a w jego przypadku, nie byłoby niespodzianką, gdyby zwyczajnie ich nie miał.
Szliśmy ulicą, rozmawiając o wszystkim, byle nie o komisie Emila, chociaż ciekawiło mnie, jak chłopak wybrnął z sytuacji ze swoim garniturem.

Egzamin przebiegł w kompletnej ciszy - razem ze mną, przyszły dwie towarzyszące osoby, więc siedzieliśmy przez jakiś czas na szkolnym, chłodnym korytarzu, gawędząc o przeróżnych rzeczach i czekając na tych, którzy za ścianą pisali w najlepsze.
Po mniej więcej dwóch godzinach, które zdawały się być wiecznością, wyszli. Niektórzy z tarczami, niektórzy na tarczach.
Emil należał do tych drugich, ale nie okazywał żadnego smutku.
Zdjął z ramienia mały plecak, ściągnął spodnie od garnituru, pod którymi miał krótkie spodenki (ku zdziwieniu wszystkich zgromadzonych) i powiedział mi, że możemy iść.
Po drodze, koło sali, nagle przystanął, otworzył drzwi i krzyknął głośno. Usłyszałem pisk przerażenia i zaskoczenia nauczycielek, a potem obaj uciekliśmy na dół.

Idąc w stronę domu, Emil powiedział mi w końcu, jak wykręcił się od tłumaczenia matce wczesnego wyjścia w garniturze.
Oznajmił jej, że idzie na pogrzeb xD

Autokar

>wracaj nocą autokarem z kolonii w czechach
>siedź razem z loszką, która ci się podoba
>wypij 2 litry koli mając jakieś 130cm wzrostu i 30 kilo wagi
>zaczyna ci się chcieć szczać
>brak kibla w autokarze
>nie wygląda na to żeby miał być postój
>wszyscy dookoła śpią
>czujesz, że zaraz się zeszczasz
>wsadź fiuta do butelki po koli
>zacznij szczać jak nigdy w życiu
>autokar się zatrzymuje
>zapala się światło
>głośnik wzywa do pobudki bo 15 minut przerwy
>wszyscy się budzą
>mati co ty robisz?
>loszki: FUUUUUUUJJJJJ, USUUUUŃ TOOOO
>sebki: O KURWA ALE BEKA XDDD
>nie możesz jeszcze przestać szczać
>wszyscy stoją dookoła ciebie trzymającego knagę w butelce koli

Czapka

W ostatnią zimę chodziłem po jakiejś sieciówce, nie pamiętam jakiej, ale to było coś w stylu croppa czy innej zary. Szukałem czapki na zimę, bo zimno_w_głowę.jpg.
Nie było żadnej ciekawej, ale chciałem się pytać, czy to są wszystkie, jakie mają w sklepie, może gdzieś są ukryte jakieś pieniężne. Podszedłem do paru studentek magisterek z socjologii pracownic sklepu i spytałem się
-Czy to są czapki?-wskazując na czapki zimowe.
Sekundy płynęły jak godzinę, czułem na sobie spojrzenia całego personelu, tyle przegrać xD nigdy więcej nie pojawiłem się w tym centrum handlowym

wtorek, 19 listopada 2013

Poczet

-licbaza
-187 cm tutej więc hurr anone będziesz w poczcie sztandarowym
-całą akademię ku czci papaja xD stój jak idiota z tą jebaną chorągwią i jakąś białoczerwoną przepaską z bibuły
-loszki z pierwszych rzędów śmiechają z twojej pryszczatej gęby i gajerka z targu
-spoć się, czerwień, brzuch zaczyna napierdalać ogólnie 0/10
-po akademii odnieś sztandar do gabinetu dyrektora
-dyrektor dziękuje i ściska dłoń
-odruchowo pocałuj go w obydwa policzki bo tydzień wcześniej rodzinne wesele motzno i witałeś się z milionem wujków januszy i każdy hurr anon dej pyska
-dyrektor patrzy się na ciebie jak na debila i nie wie co powiedzieć
-cojaodjebałem.jpg
-wyjdź na korytarz
-zacznij biec w kierunku wyjścia
-dyrektor i sekratarka wychodzą z gabinetu i patrzą co ty odpierdalasz
-ucieknij do parku, schowaj się w krzaczorach i siedź tam do końca dnia
-nigdy więcej nie stój ze sztandarem

Grzyb

>biegasz ze starszymi (10-12 lvl) kuzynami dookoła kościoła
>za kościołem rosną grzyby
>kuzyni zaczynają śmieszkować, że te grzyby to kutasy trochę chyba przypominały z wyglądu ale raczej młodosebki miały skojarzenia ze wszystkim
>rób wtedy na przyrze zielnik
>zerwij jednego grzyba z myślą o wjebaniu w jakiś sposób do zielnika
>zawiń grzyba w chusteczkę do nosa
>po mszy stoisz z całą rodziną przed kościołem
>babcia się pyta przy wszystkich co mam w ręce schowane w chusteczkę
>odpowiedz, że kutasa

Komunia

-pierwsza komunia święta mocno
-w połowie mszy przypierdol najmocniejszego pierda w swoim życiu
-ławka się aż zatrzęsła
-ksiądz aż się przestał modlić, 5 sekund ciszy w całym kościele
-wszyscy patrzą w twoją stronę
-żeżuncja poziom 9001
-ksiądz zaczyna się znowu modlić
-opóźniony refleks mocno, popatrz się wymownie na mirka obok i powiedz w podbazowym stylu na cały głosy JAAAAAKIIIIIIIII
-znowu 5 sekund ciszy w całym kościele
-przyjęcie jezusa do serca popsut'd

poniedziałek, 18 listopada 2013

Sebastianek-46

Dzisiaj przejdziemy do innej epoki - zamiast późnej podstawówki i gimnazjum, zajmę się opowieścią z samego początku szkoły średniej.

Ogólnie rzecz biorąc, wraz z zakończeniem gimnazjum, nasza paczka rozeszła się w swoje strony - ja, Kamil i Sperma poszliśmy do jednej szkoły, Młody i Patryk do drugiej, a Emil został w gimnazjum (były między nami dwa lata różnicy, dodatkowo chłopak nie zdał dwukrotnie - ale to już temat na oddzielną historię).
Razem z nami, do nowej szkoły poszła duża część znajomych z wcześniejszych lat - w tym Michałek i Antek.

Nowa szkoła źle wpłynęła na Młodego i Patryka, którzy stali się bardziej… nieprzewidywalni. Ten pierwszy zaczął dużo częściej pić i znikać na całe noce, ten drugi zaś po prostu się zmienił (trudno inaczej to nazwać, po prostu mu coś odjebało).
Spermie nowy tryb życia Młodego przypadł do gustu - więc przez pierwsze dwa lata edukacji na poziomie średnim, byli nierozłączni (po lekcjach, rzecz jasna).

Pewnego jesiennego, poniedziałkowego ranka, gdy wszyscy czekaliśmy na autobus, zjawił się Sperma - z podkrążonymi oczyma, blady jak ściana, z plastrem przyklejonym na lewej brwi.
- Siema, co ci się stało? - Przywitałem się.
- Aaa… Nic. Takie tam.
Nawet po dłuższej dyskusji, Sperma nie uległ - przynajmniej do czasu, gdy nie zajechaliśmy pod szkołę.
Wtedy to też, tajemnica została zdradzona.

Staliśmy koło sklepu, który znajdował się centralnie naprzeciw szkoły. Sperma palił papierosa, a ja i Kamil spisywaliśmy jakąś pracę domową.
- Ej, chłopaki. Macie dwójkę? - Zapytał cicho Sperma.
- No może się coś znajdzie. A co? - Odpowiedziałem mu.
- Tak… No… Wiesz, muszę coś… Kupić.
- No, wykrztuś to z siebie w końcu xD - Zachęcił go Kamil. - Co się stało?
Chwila ciszy.
- No bo piliśmy z Algierem i Młodym u takiego ziomka. Odpadłem i poszedłem spać najebany, a oni mi ogolili brew.
Sperma odkleił jedną stronę plastra. Rzeczywiście - ani śladu po brwi.
Buchnęliśmy śmiechem.
- To co, macie tą dwójkę?
- Ale co ty chcesz z tym zrobić? - Zapytał Kamil.
- Kupię kredkę do oczu.

Efekt był bardziej komiczny niż mogliśmy przypuszczać. Sperma pomalował skórę kredką, tworząc na niej "twardy" kształt, mający być brwią. Uwierzcie - daleko mu do niej było.
Staliśmy koło niego - ja, Kamil, a nawet kilku innych chłopaków z klasy (w tym nawet Michałek!), śmiejąc się bez końca.
- To nie przejdzie. - Zasmucił się Sperma.
- To weź pomaluj drugą brew, do pary. Nikt nie pozna xD - Zażartował Michałek. Sperma nie miał nic do stracenia, więc zrobił to, bez wahania.

Tak też wyglądał dzień, w którym Sperma przywitał się na dobre z nową szkołą. Do końca nauki, był znany jako chłopak z pomalowanymi brwiami lub jednobrewy - nawet wśród nauczycieli.

Sebastianek-45

Było to jedno z tych nudnych popołudni, kiedy to nie mieliśmy do roboty dosłownie niczego. Siedzieliśmy na schodkach obok bloku Spermy, prowadzących na mały parking, skąd właśnie szła ku nam jedna z jego sąsiadek - rówieśniczka Emila, Kasia.
- Cześć, chłopaki.
Przywitaliśmy się wszyscy. Byłem tam ja, Młody, Sperma, Algier i Emil.
- Co słychać? - Zapytała Kasia. Z jakiegoś powodu, niektóre z obecnych osób, miały o tej dziewczynie negatywne zdanie - w tym Algier.
- Gówno.
Kasia stanęła jak wryta. Spojrzeliśmy na kolegę z pewnym zniesmaczeniem.
- Słucham?
- Gówno. Umyj dupę, bo jebie xD
Młody wkroczył do akcji:
- Algier, kurwa, uspokój się! Co ty odpierdalasz?
- Młody, wyluzuj. Kasia to lubi xD - Tutaj chłopak puścił oko do stojącej naprzeciw niego, oniemiałej dziewczyny. - Zobaczycie, jeszcze kiedyś zostanie kurwą.
Kasia pożegnała się z nami (ale nie z Algierem), po czym poszła do domu. Emil i Sperma śmiali się wniebogłosy, ja i Młody byliśmy raczej w szoku.

Ciszę przerwał wreszcie sam Algier, bohater dnia.
- No dajcie spokój. Kurwa, mówię wam, ona zostanie kurwą. To urodzona dziwka!
- Algier, stary, zmień dilera albo bierz połowę. - Rzucił Emil między kolejnymi salwami śmiechu.
- Jeszcze zobaczycie, wszyscy. Ona będzie puszczalską szmatą - ja wam to mówię! Ktoś chce się założyć?
- Dawaj, ja się z chęcią założę. - Powiedział Sperma, który mieszkał piętro nad Kasią i znał ją z nas wszystkich najlepiej.
- O co?
- A o kratę Kenigerów.
Przeciąłem ich uścisk dłoni - zakład został zawarty.

Jakieś więc było moje zdziwienie, gdy kilka lat później, spotkaliśmy grupą Kasię, która zmieniła się nie do poznania.
Miała na sobie miniówkę i szpilki, wyprostowane i przefarbowane na blond włosy, kolczyk w języku i pępku (koniecznie odsłoniętym) i tatuaż na dolnej części pleców (wieśniacki tribal).
Algier nie zapomniał o długu Spermy - ale ten, jak zawsze w takich wypadkach, wykręcał się do oporu (nigdy też kraty Kenigerów Algierowi nie dał).

Co do Kasi, to jeśli chcecie poznać jej historię, to zgodnie z przewidywaniami Algiera, została "puszczalską szmatą".
Żeby było zabawniej, na jednym z Sylwestrów, przespali się ze sobą po pijanemu - według relacji Algiera, wziął ją od tyłu.
Dziewczyna wyjechała po maturze - do tej pory widziałem ją może ze dwa-trzy razy.

Samobójstwo


17-leni Michał B. odebrał sobie życie strzałem z procy. - To zdecydowanie najdziwniejsze samobójstwo z jakim spotkałem się w swoje długoletniej karierze - mówi nam aspirant Mirosław Garncarczyk z małopolskiej policji. Ciało nastolatka odnalazła jego matka w godzinach porannych, po lewej stronie głowy widać było niewielką dziurę (otwór wlotowy), po prawej dziura była zdecydowanie większa, miała objętość pięści dorosłego człowieka. Jak udało się ustalić śledczym małoletni przyłożył procę nabitą fasolą typu Jaś do skroni po czym puścił gumę. Fasolę odnaleziono wbitą kilkanaście metrów dalej w stojącą w ogrodzie jabłoń. Drzewa trzeba było ściąć, a element pnia zawierający fasolę przewieźć do laboratorium balistycznego celem poddania go analizie.

niedziela, 17 listopada 2013

Matka

już nie mam siły do swojej matki, przyszedłem wam się powyżalać

>praca w budżetówce, najniższy szczebel, 1200 zł/miesiąc, dobre 4 godziny na 8 dziennie opierdala się, siedząc w pokoju socjalnym dla sprzątaczek i pijąc herbatę/rozwiązując krzyżówki
>przychodzi do domu i narzeka na swoje tyrańskie warunki pracy, że zmuszają ją do pracy zły i wredny kierownik i paskudna dyrektorka, bo jej koleżanka to dzisiaj kilka godzin przesiedziała i nic nie robiła
>dostaje 13, zasiłki i inne dobre budżetówkowe premie
>opowiada wszystkim, że jest tragicznie i praca jak u prywatnego
>wynosi z zakładu pracy większość chemii domowej, różne ludwiki, proszki do prania
>zanosi nasze ubrania do pracy, żeby jej tam wyprali i wysuszyli za darmo, narzekając na jej koleżanki, że czasem nie chcą jej tego zrobić
>bierze jedzenie ze stołówki z słoikach i złości się gdy nie chcą jej dać za darmo
>obgaduje wszystkich i wszystko do wszystkich, dlatego nikt jej nie lubi i nie chcą z nią rozmawiać, później ma pretensje do całego świata
>dostaje 400 zł moich alimentów, więc 1600 zł na dwie osoby to pomysł wspaniały, mimo wszystko zawsze chodzi pożyczać po prawie umierającym wujku i ludziach z pracy, gdy ktoś nie chce jej pożyczyć, przychodzi do domu i kurwia (wiem, że to bieda mocno, ale przy porządnym oszczędzaniu jeszcze można jakoś wyżyć)
>wydaje sporą część pieniędzy na wysłanie jednego totka dziennie przez 30 dni (wysłanie 30 zakładów jednego dnia to lepszy pomysł, ale tak myśli, że ma więcej pieniedzy, jak jej to powiedziałem, to zaczęła wysyłać po 2-4 totki dziennie i "przecież tak mi mówiłeś, anon"), przegrywa albo wygrywa po 2, 5 złotych, schodzi na to około 150-200 zł miesięcznie
>dzień w dzień kupuje fajki, do 400 zł miesięcznie
>stare drewniane okna, które nie wiem jak uszczelnione, dalej bije od nich zimno, choć mogłaby kiedyś zaoszczędzić z jakiejś 13 albo dodatku i wyremontować chociaż parę (no jakoś kurwa ludzi na to stać?!)
>zimno w domu, palce mi kostnieją jak to pisze (9 C), bo stary nieocieplony dom, a nie chciała remontu piecyka za darmo (okno obwarowane styropianem/pianką i wszystkimi uszczelkami)
>dach jest przegnity i zagrzybiały, odpadają z poddasza kawałki mokrej sklejki zainstalowanej przez peerelowskich budowlańców, odsłaniając pięknego aspergillus/penicilinum, przez 10 lat nie znalazła 800 zł na remont dziurawego dachu
>chodzi do ciuchlandu co tydzień, kupując przeważnie sobie ciuchy za najbidniej 50 zł
>jej zęby to tragedia, trzonowce powypadały/nadają się do ekstrakcji, zęby przednie praktycznie wszystkie to ogniska próchnicy głębokiej, nie chce dać nawet mi (student stomatologii here) do przeglądu, bo się wstydzi, choć mógłbym za darmo zrobić jej kilka ubytków w przyszłym semestrze najnowocześniejszymi materiałami (kiedyś nawet stwierdziła, że pasty do zębów do światowy spisek i szorowała zęby proszkiem do mycia naczyń, starła szkliwo i zniszczyła zęby jeszcze bardziej)
>wiecznie zirytowana, zawsze krzyczy, nie mówi cicho
>dzień w dzień 5 godzin modłów z książeczką w ręku i modlitwą o cud ("modlę się i modlę i nic"), czytanie jakichś badziewnych hagiografii i martyrologii perełek kościoła katolickiego, pokoje obwieszone obrazkami maryjnymi i krzyżami
>narzeka na księży, ale podczas wizyty to mu mało w dupsko nie wejdzie z 20 złotymi
>w jej pokoju i kuchni syf i burdel, bo po przesiedzeniu w robocie jest tak zmęczona, że przesypia większość dnia, a sprzątać jej się nie chce, kuchenka jest zawsze, cały czas oblepiona
>kibel tak samo, wstyd mi zapraszać ludzi
>praktycznie nie gotuje, bo jest taka zmęczona, wujek się nade mną lituje i czasem kupi mi mrożonki z lidla/zrobi obiad
>cały czas narzeka na wyimaginowane bóle pleców, kolan, reumatyzm, cały czas wymyślając sobie nowe choroby, przez co leży w łóżku, nie gotuje, nie sprząta, nie pierze (ona ma 45 lat)
>jak czasem coś sam zarobie (pytanie kurwa kiedy, większość czasu wolnego mam ojebanego nauką), to się jej nawet nie przyznaje, bo zabierze
>kiedyś zacząłem sprzątać jej pokój i kuchnię systematycznie przez kilka miesięcy, myślałem, że coś doceni, ale dzietam, syf jak był tak jest

piątek, 15 listopada 2013

Wesele

 Mam rodzinę na wsi. Taką prawdziwą wiejską rodzinę- za komuny przywozili moim starym mięso jak zabili świniaka, za wałęsy moi starzy im pożyczali pieniądze. Standard. 
Jak byłem jakoś na 12 levelu to ktoś z tej rodziny się żenił i zostaliśmy wszyscy "miastowi" zaproszeni" na ślub und wesele. 
Uroczystości również były stereotypowe, szwagrowie pili wódkę pod kościołem, ich żony miały sukienki z tego semiodblaskowego materiału, ksiądz był gruby. 

Wiadomo, że od ślubu ciekawsze jest wesele. Odbywało się ono niestereotypowo w tańcbudzie z pustaków krytych eternitem, zamiast w remizie. Mnie posadzono przy stole z młodzieżo. Patrząc z perspektywy czasu moi prowincjonalni współtowarzysze (w podobnym wieku) biesiady mieli wobec mnie kompleksy mocno bo cały czas dokuczali mi w stylu tego słynnego "golisz łoniaki?" "seksujesz się?" itd. 
W końcu zapytali czy palę szluge a ja nie chcą dłużej robić za stołową pizdę powiedziałem, że palę, chociaż wcześniej nigdy nie paliłem. Żeby nie było kurde przypału poszliśmy za budynek gospodarczo-przemysłowy, który znajdował się obok "sali weselnej" (cudzysłów ze względu na nazwę dosyć na wyrost, gdyby nie było eternitu to byłoby bez). 

Stoimy, palimy, ciemno było więc nie widać, że tylko przytykam papierosa do ust xD 
Nagle słychać konwersację dwóch dorosłych mężczyzn zbliżających się w naszym kierunku. Wiejskie seby mówią, żeby kitrać szlugę bo starzy idą. Jeden seba chciał złapać jeszcze jednego bucha no i akurat wtedy przyszli dwaj Janusze. 
>Seba kurwa co ty szlugi palisz? Ja cię kurwa gnoju oduczę!
Po czym staropolską metodą wychowawczą Janusz próbował zapierdolić Sebie plaskuna. Seba staroludzkim instynktem zachowawczym schylił głowę i plaskun podpitego już zapewne Janusza powędrował dalej, prosto w moją twarz. 

Odrzuciło mnie na kilka metrów i zobaczyłem te słynne gwiazdy po czym nagle skończył mi się grunt pod nogami i poleciałem w dół w bagno. Znaczy nie bagno tylko gówno, bo ktoś zostawił szambo bez jakiegokolwiek przykrycia - odsłonięta betonowa studnia w ziemi a w niej gówno. Wpierdoliłem się kurwa po szyję i pamiętam tylko, że czegoś się złapałem. Nie wiem co działo się potem bo szczęśliwie mój instynkt samozachowawczy odciął wszystkie zmysły niebędące niezbędnymi do nieutopienia się w gównie. Potem pamiętam jak mnie wyciągają, jest zbiegowisko i moja matka płacze a ojciec napierdala tego szwagra co mnie w gówno wrzucił. 

Potem jechaliśmy do domu z tym, że mój ojciec nabył wtedy świeżo Skodę i wsadzenie mnie do niej oznaczałoby wymianę foteli więc jakich szwagier zaproponował, że on podjedzie traktorem z przyczepką do przewozu trzody chlewnej. Na przyczepce dowieźli mnie do domu naszej rodziny gdzie zostałem przed drzwiami rozebrany do naga, moje ubrania wypierdolone a ja wstępnie umyty szlauchem. 

Sebastianek-44

Był to jeden z festynów, na które kiedyś chodziliśmy z rodzicami. Będąc tam samodzielnie, zaczęliśmy dostrzegać niski poziom całej imprezy oraz brak organizacji, którego nie zauważylibyśmy, mając kilka lat mniej i trzymając za ręce mamy.
- Ty, kurwa, nie sprzedadzą nam piw. - Emil bulwersował się.
- Tia, na pewno kupię kubek tych sików za dychę. Brakłoby mi na fajki. - Dodał Sperma.
Staliśmy z boku, przy starym ogrodzeniu oddzielającym boisko od trawników i parkingów, na których odbywał się owy festyn.
- Chodźmy pod scenę, może zagrają coś fajnego. - Zaproponował Patryk. Nikt z nas nie chciał słuchać wsiowego disco polo, które dobywało się z głośników, a tym bardziej brać udział w dzikich tańcach pod sceną, wraz ze zbieraniną naćpanego kwiatu okolicznej młodzieży klasy niskiej.
No, przynajmniej do czasu, gdy nie zapowiedziano darmowych upominków.
Na scenę wyszło kilka młodych kobiet w szpilkach i bikini, trzymając ogromne, pękate kosze wypełnione po brzegi owocami i ciastkami.
- Ja pierdolę, lecę xD - Krzyknął nagle Sperma i pobiegł pod scenę.
- Pierdolony sęp. Pazerny skurwysyn. - Rzucił Emil. Trafił w sedno - jeśli chodzi o jedzenie, picie i fajki, to Sperma nie miał sobie równych. Nikomu nie dawał tego co miał, ale jednocześnie brał od innych tyle, ile tylko się dało. W sytuacjach kryzysowych również kradł.
Mimo wszystko, poszliśmy za nim.

Stanęliśmy z przodu, w centralnej części tłumu, czekając na darmowe żarcie.
Z głośników dobywały się komentarze prowadzącego, które ledwo rozumieliśmy.
- A teraz, wszyscy ręce w górę!
Tłum posłusznie podniósł ręce.
- Łapcie, łapcie!
Kobiety zaczęły miotać ciastkami wielkości krążków hokejowych w tłum. Rozpoczęło się piekło.
Wszyscy chcieli złapać lecące ciastka, więc w ciągu kilku sekund stojący do tej pory rozpoczęli coś, co mogłoby przypominać taniec pogo.
Jakiś rosły mężczyzna wyrywał ciasto kilkuletniemu dziecku, które zanosiło się niesłyszalnym płaczem. Zewsząd padały "kurwy" i "chuje".
Kobiety wyjęły owoce. Zaraz potem zobaczyłem, że w moją stronę leci jabłko - odsunąłem się na bok, by nie zostać trafionym. Owoc celnie uderzył w głowę dziecka stojącego do tej pory za mną. Osunęło się na ziemię i zostało zadeptane przez tłum (tego dnia na szczęście obeszło się bez ofiar śmiertelnych i poważniejszych urazów).
- Łapcie! Banany!
Sperma był w swoim żywiole. Zręcznie łapał lecące ku niemu fanty i chował je w dużej kieszeni bluzy, na brzuchu.
Usłyszałem głos Emila.
- Spierdalamy stąd!
Pokiwałem mu głową z aprobatą. Szarpnąłem Spermę za rękaw i pokazałem, że odchodzimy.
W tym momencie, w jego głowę trafił banan.
Chłopak zatoczył się jak pijany, podniósł owoc i rzucił go w kierunku kobiet w bikini, trafiając jedną z nich w nogę.
Dziewczyna potknęła się i upadła na ziemię, uderzając pośladkami o podłoże.
- Pokaż cycki! - Krzyknął ktoś.
Podczas ucieczki złapałem jeszcze jednego banana, po czym wszyscy, we czwórkę, uciekliśmy na bok.
Tłum szalał jeszcze przez dobrych kilka minut, depcząc wszystko, na co natrafił.
Znokautowana przez Spermę kobieta szybko wróciła do swojego zajęcia i dalej rzucała owocami - tym razem jednak z widoczną, nawet z daleka, agresją.

Bilans:
- Po wyjściu z tłumu, miałem posiniaczone piszczele, żebra i zdeptane trampki. Zdobyłem jednego banana.
- Patryk wyglądał podobnie. Złapał jabłko i ciastko.
- Emil nie złapał nic. Na czole wykwitł mu guz wielkości pięści - ale sam nie miał pojęcia, co się stało.
- Sperma obłowił się najbardziej. Zdobył kilka ciastek i owoców. Na głowie miał czerwony ślad po ciosie bananem.

- Wsadziłbym jej w pizdę tego banana, a sam zerżnął kapę (potocznie odbyt). - Skwitował całe wydarzenie.
Już nigdy nie braliśmy udziału w zabawach pod sceną.

Sebastianek-43

Będąc w podstawówce, lubiliśmy bawić się w policjantów i złodziei, o ile akurat nie mieliśmy do dyspozycji gałęzi, które mogłyby zostać przerobione na wyimaginowane miecze i buławy i/lub w okolicy nie było interesujących śmieci do budowy szałasów.
W bloku, w którym mieszkał Sperma, piwnica była zawsze otwarta - i właśnie tam, z jakiegoś powodu, często przychodziliśmy. Przy okazji, jeśli mieliśmy szczęście, udawało nam się wziąć jakiś drobiazg z jednej z zamkniętych piwniczek, prześlizgując się przez drzwi przypominające paletę przemysłową.

Po dłuższym pościgu pojmaliśmy Kamila i Emila. Problemy mieliśmy zwłaszcza z tym pierwszym, bo różnica wieku względem kuzyna była widoczna od razu - był od niego szybszy, zręczniejszy i mądrzejszy.
Wtrąciliśmy obu do więzienia, które w rzeczywistości było ślepym korytarzem.
- Poczekaj tu z nimi i ich popilnuj. Ja poszukam Patryka. - Powiedział Młody. Sperma również polował na ostatniego wolnego przestępcę.
Spojrzałem na siedzącą ze spuszczonymi głowami dwójkę. Oboje mieli na dłoniach zaciśnięte plastikowe kajdanki - ale takie lepszej jakości. Dziecko nie było w stanie przeciwstawić się ich sile.
- Srać mi się chce. - Powiedział Emil. - Wypuść mnie.
- Tia, pewnie. Jeszcze czego?
- Nie no, serio. Zaraz się zesram.
Nogą podsunąłem mu pusty woreczek, który leżał przy jednej ze ścian.
- Znaj łaskę pana xD Ale nie myśl, że ci wierzę.
- Ej no, serio kurwa, sraka mnie ciśnie. Zdejmij mi te kajdanki to wrócę za pięć minut.
Odszedłem kilka kroków do przodu. Nie chciałem wysłuchiwać prób wyrwania się z zamknięcia Emila.
Nie byliśmy na tyle mali, by dawać się podejść w ten sposób…
Usłyszałem histeryczny śmiech Kamila i odwróciłem się. Momentalnie sam również wybuchnąłem śmiechem.
Emil kucał na środku korytarza, skutymi rękoma przytrzymując opuszczone krótkie spodenki i majtki. Wypróżniał się na leżący na ziemi foliowy woreczek.
Ogromny stolec wysuwał się powoli, ale zdecydowanie. W końcu upadł z plaśnięciem na ziemię.
Emil wstał i podciągnął spodenki, ze sporymi trudnościami.
- Już nie muszę xD
Oparłem się o ścianę, nie dowierzając, co przed momentem miało miejsce.
W tym czasie Kamil wyczuł swoją okazję do ucieczki - mocno nacisnął kciuk swojej prawej ręki, aż ten odskoczył do środka, z głośnym trzaśnięciem.
Dłoń z wybitym palcem wysunęła się z kajdanek, a potem Kamil uciekł.

Tego dnia policja jednak wygrała. Sperma został złapany kilka minut później, a Kamil w końcu zrezygnował z walki, tłumacząc się, że musi iść do domu (Milena odwiozła go do szpitala jeszcze tego popołudnia).
Woreczek z odchodem wsunęliśmy do jednej z piwniczek, należącej do starszego mężczyzny, który miał z nami zatargi (po tym, jak udzielił nam reprymendy na temat sikania w piwnicach, kilka lat wcześniej).

Sebastianek-42

Co do Algiera, to żyje i ma się całkiem dobrze. Miał swego czasu spore zatargi z prawem, więc wyjechał z kraju na kilka miesięcy - ale szczegółów nie znam. Obecnie jego głównym zajęciem jest picie i palenie.
Milena nieco się postarzała, ale w dalszym ciągu jest MILFem (będzie miała coś koło 45 lat). Dosyć dawno jej nie widziałem (tak, żeby pogadać), ale jakiś miesiąc temu szła sobie ulicą, ubrana w jakąś letnią sukienkę, szpilki i okulary (takie wielkie, ciemne, jak oczy muchy :P) i szczerze mówiąc, pomyślałem, że to jakaś kobitka po trzydziestce.


Będąc w gimnazjum, cała nasza paczka regularnie robiła zakupy w Biedronce. Na przerwach biegaliśmy do niej po Tęczę, po lekcjach kupowaliśmy Top Chipsy i Tęczę. Gdzieś w tle przewijał się jeszcze napój winogronowy - nie pamiętam już jego nazwy, ale był tak paskudny i sztuczny, że chyba tylko nam, dzieciom, wydawało się, że jest smaczny.

No więc, jak to mieliśmy w zwyczaju, pewnego jesiennego popołudnia wybraliśmy się z Kamilem i Spermą do pobliskiej Biedronki, by kupić sobie na wieczór po paczce Topów.
- Muszę jeszcze kupić trzy banany i dziesięć bułek… - Głośno myślał Sperma. - Jakbym zapomniał, to mi o tym powiedzcie, dobra?
Przytaknęliśmy. Trzy banany, dziesięć bułek.
Weszliśmy do Biedronki i przeszliśmy przez bramkę.
Standardowo, po prawej stronie znajdowały się tanie napoje, po lewej zaś starannie wyselekcjonowane chipsy i chrupki. Na tym etapie, nawet nie przyglądaliśmy się niczemu innemu i po prostu braliśmy po paczce (z głębi paczki, żeby czasami nie była zgnieciona). Ja gustowałem w serowo-cebulowych, Kamil w paprykowych, a Sperma solonych.
Poszliśmy po pieczywo i banany.

Sperma stał przy wadze i zaczął się zastanawiać.
- Co jest? - Spytałem.
- Kurwa, chłopaki, nie macie czterdziestu groszy?
Zajrzałem do kieszeni. Była tam tylko dwuzłotówka - czyli tyle, ile kosztowały Topy. Pokiwałem głową.
Kamil również miał zgodne.
- Kurwa, to muszę coś wykombinować, bo mi nie starczy.
- To weź może oddaj bułkę. - Zaproponował Kamil.
- Nie, myślałem o tym. Musiałbym dwie wyjebać.
Sytuacja patowa. Żaden z nas nie miał pieniędzy, a chodzenie do sklepu dwukrotnie tego samego popołudnia mijało się z celem.
Sperma z roztargnieniem spuścił głowę i po raz drugi wcisnął przycisk odpowiadający za drukowanie naklejki z ceną - tym razem jednak, nieco podniósł banany - tak, by zmieścić się w swoim budżecie.
Kamil zarechotał.
- Kamil, cicho bądź, bo ktoś nas zczai! - Syknął Sperma. Przykleił fałszywą naklejkę na foliową reklamówkę, a poprzednią włożył do kieszeni.
- Chodźcie jeszcze pod napoje.
Na miejscu Sperma pozbył się naklejki - przykleił ją do jednego z kartonów Topów. Byliśmy gotowi do drogi - poszliśmy do kasy.

Kolejka ciągnęła się w nieskończoność. Czekaliśmy około kwadransa na swoją kolej - gdy jednak Kamil podał swoją paczkę Topów kasjerce, ta odłożyła je na bok.
Znikąd obok nas pojawił się starszy, gruby mężczyzna w zapoconym garniturze.
- Panowie, proszę ze mną.
Wyrwał nam z rąk zakupy i położył na półeczce za kasą. Ludzie patrzyli się na nas jak na przestępców - odwróciliśmy się więc, by nikt nas nie poznał - a na co już chyba było zbyt późno.
Poszliśmy na stronę z mężczyzną.
- Myślicie, że nie wiem, co zrobiliście? - Spytał agresywnie.
Nastała cisza. Nikt z nas nie miał zamiaru donieść na Spermę, choćby i wezwano szwadron antyterrorystów.
- Podnieśliście te banany na wadze. Ukradliście je!
Przestraszyliśmy się, ale jednocześnie dotarło do mnie, że raban dotyczy maksymalnie czterdziestu groszy.
- Ty wykonywałeś brudną robotę. - Wskazał na Spermę. - Ty byłeś mózgiem operacji. - Tutaj skinął z pogardą na Kamila. - A ty obstawiałeś tyły. Moglibyśmy wezwać policję.
- Proszę pana, no brakło mi paru groszy.
- Milcz, bandyto! Nie pytałem cię o zdanie. Czy ja biorę z półek rzeczy, na które mnie nie stać?
- Nie wiem, nie znam pana xD - Odpowiedział dziarsko Sperma. Wymieniliśmy z Kamilem spojrzenia typu "ten kutas zaraz nas pogrąży".
- Wynocha mi stąd i nigdy nie wracajcie. Nie chcę was tu więcej oglądać, złodzieje.

Tego dnia musieliśmy obejść się smakiem. Sperma kupił banany i bułki w okolicznym sklepiku, ale mnie i Kamilowi nie starczyło na żadne "luksusowe" chipsy.
Przez dłuższy okres czasu rzeczywiście nie chodziliśmy do owej Biedronki. Gdy pojawiliśmy się w niej jesienią, na jednej z długiej przerw, zauważyliśmy, że rolę kierownika przejęła jakaś kobieta - byliśmy więc bezpieczni i w dalszym ciągu mogliśmy robić zakupy.
Szczególnie ucieszył się z tego powodu Sperma, który w tym czasie rozsmakował się w najtańszych możliwych nalewkach - biedronkowych Kelerisach (później przechrzczonych na Amareny).

Ciocia

-jedź do babe na obiad
-o anonek, ja ci zrobiła pyszną rybke po grecku i ciasto żebyś miał co w akademiku zjeszcz
-o kurdebele kochana babe :3
-przychodzi ciotka która lubi się nawpierdalać
-HURR ANONEK PRZYJECHO! O ŻAK BIERZE DO AKADEMIKA RYBY PUDEŁKO! OOOOO! I CIASTA CAŁY KAWAŁEK! NO TAK, NO TAK!
-babe żenuncja mocno
-NO BO JA TO DZISIAJ IMIENINY MAM WIESZ?!
-babe żenuncja jeszcze mocniej, ja też czuje się niezręcznie bo wiem do czego to zmierza
-w końcu ciotka wpierdala połowe ryby po grecku którą miałem jeść tydzień w akademiku
-ciasto chowa do torebki i wychodzi na miasto
-ten smutek w oczach babe że wychowała największego janusza w rodzinie
-babe klepie po ramieniu
-proponuje żebyśmy zrobili chociaż kilka kotletów, żebym co miał do ziemniaczków
-robimy wspólnymi siłami mielone, zapominając o cioctce
-przychodzi po kilku godzinach z browarem i pościelą z kory którą kupiła sobie na imieniny xD
-KOTLECIKI! JAK DOBRZE BO JA TAKA GŁODNA!
-wpierdoliła je wszystkie co do jednego popijając harnasiem z gwinta

czwartek, 14 listopada 2013

Piorunochron

Mieszkam na Śródmieściu Południowym w Warszawie, w tych kamienicach w okolicach Hożej, Kruczej itd. Warszawskie anony wiedzą o co chodzi xD
Ze względu na tradycje i dogodną lokalizację w prawie każdej kamienicy jest burdel albo dwa. Przez jakiś czas miałem przybytek rozpusty 2 piętra nad sobą i średnio raz w tygodniu się zdarzało, że najebane mirki ciągnięte popędem seksualnym dobijały mi się do drzwi. Raz otwieram a tam dwóch kompletnie pijanych buldożerów o głowę ode mnie wyższych wchodzi mi bez słowa do domu i siada na kanapie w salonie. Pytam co oni odpierdalają a ci pytają, gdzie dziewczyny są xD Wyłumaczyłem im, że agencja 2 piętra wyżej, przeprosili i jeszcze zostawili mi ledwo napoczęte pół litra wódki.
W mojej klatce mieszka matka z dwoma synami mniej więcej w moim wieku (młodszy 20 lvl starszy 22 lvl). Starszy jest takim sebo-hipsterem (tunele, tatuaże, czapki new era itd. ale przy tym chleje jak menel i rzyga po bramach) i w dodatku ekstremalnym suchoklatesem. Ma może 1,60m wzrostu i z waży z 50 kilo. Jego młodszy brat to 100% buldożer i prawilniak, ponad 180cm i z 90kg. Jak chłopaki popijo to napierdalają się miedzy sobą. Nie mówię o jakichś przepychankach tylko sadzeniu cepów na ryj a i sprzęty czasami wchodzą do akcji xD Miesiąc temu starszego wywizło pogotowie z nożem (nie takim wielkim kuchennym, ale sporym) wbitym w kolano po sam uchwyt. Do teraz chodzi o kulach xD
Najlepszą opcją było jednak jak starszy wrócił z 3-4 lata temu do domu najebany (młodszego akurat nie było), dostał opierdol od matki, że znowu się napierdolił jak świnia i poszedł do pokoju. Zadzwoniła wtedy do niego jakaś loszka, która mu się bardzo podobała i powiedziała, że chce z nim iść na spacer. Chłopak ucieszony już wychodził z domu jak stara mu zamknęła drzwi na klucz (tak, że nie da się otworzyć zasuwką) i powiedziała, że nie ma mowy żeby szedł dalej chlać. Na nic zdało się tłumaczenie, że idzie na spacer z dziewczyną i matka klucz zabrała.
Zdesperowany postanowił zejść z czwartego piętra po piorunochronie XD Wylazł za okno i jak tylko się na tym piorunochronie zawiesił to piorunochron wyrwał się ze ściany i starszy poleciał na dół z tego czwartego piętra. Na dole polaczki pobudowały blaszane garaże żeby można było dłubać przy passatach bez względu na warunki pogodowe i starszy wpierdolił się przez blaszany dach właśnie do takiego garażu. Usłyszałem, że coś pierdolnęło na podwórku ale tak bardzo wyjebane a zaraz słyszę, że jego matka drze mordę przez okno
>BOŻE ZABIŁ SIĘ BOŻE O BOŻE NIEŻYJE
i już wiedziałem, że znowu u nich jakaś inba xD Wyglądam przez okna i momentalnie zrozumiałem co się stało, bo piorunochron wisiał do połowy wyrwany ze ściany w dachu garażu dziura wielka jak po meteorycie.
Właściciela garażu akurat nie było bo plażował na ol-inkluziw w egipcie, więc zanim jeszcze przyjechała karetka rozpierdoliliśmy z jakimś sąsiadem kłódkę łomem i byłem pewny, że w środku zastaniemy zmasakrowane zwłoki ale sąsiad leżał na zgniecionym hardo samochodzie i trochę się ruszał, chociaż kontaktu z nim nie było. Wzieli go do szpitala, okazało się, że ma kręgosłup połamany ostro i masę innych obrażeń ale jest szansa, ze wyjdzie z tego. Miał kilka operacji, pół roku jeździł na wózku i ma bliznę przez calutkie plecy ale już normalnie chodzi, żre i żyje xD Tak oto blach falista i Fiat Uno uratowały życie xD