czwartek, 7 listopada 2013

Sebastianek-27

Niektórych zioło jara – dosłownie. W naszej paczce, przynajmniej w czasach gimnazjum, nikt nie mówił o marihuanie, bo wystarczały nam fajki i/lub alkohol (ze szczególnym uwzględnieniem piwa).
Jakoś w trzeciej klasie, pod koniec roku, Sperma i Patryk postanowili spróbować czegoś nowego. Zgadali się więc z Włochatym (tym od statku widmo), który w okolicy jako jedyny im znany, miał co dzień do czynienia z trawą. Mieli spotkać się w „nawiedzonym domu” – czyli ruinie stojącej w odosobnieniu po drugiej stronie łąk.
Tego samego popołudnia, ja i Emil spotkaliśmy idących Spermę i Patryka. Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy zabrać się z nimi, bo i tak nie mieliśmy żadnego zajęcia.

Nawiedzony dom był miejscem szczególnie odwiedzanym przez ćpunów – w pokojach po kątach walały się zużyte strzykawki i reklamówki (z warstwami kleju osadzonymi na wewnętrznej stronie).
Pośrodku salonu, na starych samochodowych kanapach, w kółku, siedziało około piętnastu osób, z których większości w ogóle nie znaliśmy.
- Siema, Włochaty. Co to, imprezka?
Włochaty siedział w kącie z nieco spuszczoną głową i czerwonymi oczyma.
- Siadajcie, siadajcie. Bierzcie i palcie z tego… Wszyscy. – Po czym wyciągnął z kieszeni sporego skręta. Naćpani nieznajomi zaczęli się śmiać, opierając jeden na drugim.
Skręt poszedł w obieg. Po chwili dotarło do mnie.
- Eee, ja dziękuję, ale chyba spasuję.
Sąsiad, mierzący około dwóch metrów wzrostu, spojrzał na mnie czerwonymi oczyma – ale w żadnym wypadku nie chciał mnie nastraszyć.
- No dawaj, stary. Małego Buszka, na zdrowie. A co, nigdy nie paliłeś?
- No… Nie, nie miałem okazji.
- Sponio, wszystko ci wytłumaczymy, nie? – Spojrzał na siedzących kolegów. Wszyscy spojrzeli na mnie z pozytywnym przejęciem. Wierzcie – pod taką presją się nie odmawia.
- No, dobra. No to co robić?
Dostałem do ręki skręta.
- No to słuchaj. Zaciągasz się tak jak fajką. Wiesz jak, nie?
- No, powiedzmy.
- No, to zaciągasz się i nie wypuszczasz dymu. Liczysz do trzech i dopiero. Łapiesz?
- Chyba tak.
- No to dawaj.
Zaciągnąłem się zbyt mocno. Kłujący, ostry dym wywołał u mnie atak kaszlu. Nie spodziewałem się tak mocnego smaku.
- Sponio, jeszcze raz, tylko mało xD
Druga próba. Cała sala zaczęła odliczanie. Jeden. Dwa. Trzy.
Dym wyleciał, a ja poczułem, że mięśnie mi flaczeją.
- Przeszedł chrzest! – Zostałem przywitany falą oklasków. – Zajebisty towar, nie?
- Kurwa, nie czuję nóg.
- Haha, nasze najlepsze ziółko. Mózgojeb!

Tego dnia wszyscy przeszliśmy chrzest. Największy ubaw mieliśmy z Emila, który po kilku buchach zaczął usypiać.
Ktoś puścił z telefonu muzykę – chyba coś Peji. Zaczęliśmy bujać się w rytm, niektórzy znali również słowa. Wokoło panowała przyjacielska, pokojowa atmosfera, ku mojemu zdziwieniu.
W ruch poszedł kolejny skręt. Tym razem całą naszą czwórkę mocno trafiło. Emil praktycznie zasnął i od czasu do czasu poruszył głową, Sperma położył się na ziemi, ja bujałem się w rytm muzyki z innymi, a Patryk zaczął zielenieć na twarzy.
- Patryk, co ci?
- Kurwa bede rzygał.
Dwóch trzeźwiejszych chłopaków wzięło go pod ramię i zaprowadziło do sąsiedniego pokoju, gdzie usadzili go na krawędzi dziury w ścianie, w której kiedyś było okno. Patryk usiadł i spuścił głowę między nogi.
Szarpnęło mokre sprzęgło. Raz, drugi. Jednak nie zwymiotował.
Wraz ze Spermą, weszliśmy do pomieszczenia. Trzeci zryw – tutaj już konwulsje opanowały całe ciało Patryka. Po chwili zaczął się śmiać, charczącym, nieprzytomnym głosem.
- Przycisz to przycisz. – Wyszeptał, po czym zwymiotował pod siebie. Sperma podszedł bliżej i nachylił się, by sprawdzić, czy z kolegą wszystko w porządku. Zaraz potem jeszcze opuścił głowę jeszcze niżej.
- Ja pierdolę co to, marchewka, szynka, ogórek?

Nim minęło pół godziny, postanowiliśmy wrócić do domu. Patryk i Emil byli nieprzytomni, a chcieliśmy wrócić przez zmrokiem. Logicznym było, że musieliśmy obrać drogę przez łąki, żeby w razie czegoś nie złapała nas policja.
- Było miło, dziękujemy za gościnę! Kochamy was! – Krzyknąłem, gdy odchodziliśmy. Pożegnały nas wiwaty, śmiechy i machające serdecznie ręce.
Sperma odwrócił się, by pomachać nowym znajomym, przy okazji puszczając ramię Patryka, który jak szmaciana lalka, przewrócił się i zarył twarzą w ziemię.
Emil, prowadzony przeze mnie, odzyskał już nieco przytomność i zaśmiał się.
- Kurwa co za gebels xD

Nie udało nam się wrócić przed zmrokiem. Droga przez łąki była nieco wyboista, co dawało się we znaki podczas prowadzenia dwóch naćpanych kolegów, a dodatkowo sami ze Spermą byliśmy dosyć mocno ujarani.
Ogólnie, trasa, która zazwyczaj zajmowała nam pół godziny, tego dnia zabrała nam prawie dwie godziny z życia.

Właściwie, to był jedyny raz, kiedy paliłem trawę. Okazała się niepociągająca i niewarta straty pieniędzy, więc poprzestałem na tej jednej próbce.
Spermie również marihuana niezbyt przypadła do gustu.
Dla odmiany, Emil po paru latach, zaczął regularnie palić zioło i zachwycać się jego działaniem. Bezapelacyjnie jego najlepszym numerem było ukrycie towaru podczas wyjazdu na wakacje – gdzie pokaźny worek zielska owinął folią aluminiową i zapakował razem z kanapkami na drogę.
Patryk był przez długi okres czasu ofiarą żartów o wymiotach i narkotykach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz