sobota, 20 grudnia 2014

Kebab w Warszawie

Jeżeli są tu jakieś anony z warszawskiego Mokotowa to pewnie kojarzą kebab EFES przy skrzyżowaniu Niepodległości i Odyńca.

Lubię tam chodzić z trzech powodów. Pierwsze dwa to oczywiście przystępna cena i wysoka jakość. Trzeci jest mniej typowy a mianowicie bardzo ograniczone menu. Do wyboru jest kebab w bułce lub kebab lawasz, obydwa w trzech rozmiarach - jedna porcja, półtorej porcji oraz podwójna porcja. Zaliczam to na plus gdyż w innych kebabach często jest duży, XL, XXL, XXXL, super XXXL, ultra XXXL, przez co zawsze mam problem, który wybrać a potem jak się na przykład nie najem to gorzko żałuję, że wziąłem XXXXXL zamiast turbo XXXXXL. Z drugiej strony jak nie mogę dojeść to mi przykro, że wziąłem mega XL zamiast zwykłego XL i teraz wyrzucam a przecież na świecie tylu ludzi chodzi głodnych. Niby bym mógł schować do lodówki i odgrzać w mikrofalówce ale kto jadł kebaba ten wie, że z nim ten numer nie przejdzie i kebab odgrzewany to po prostu nie jest to. Odgrzać to sobie można obiad domowy typu ziemniaczki z mielonymi ale nie kebaba.

Z wyżej wymienionych powodów gdy dzisiejszego popołudnia odczułem głód kroki swe skierowałem właśnie do Efesa a nie na przykład do konkurencyjnego Adela, mieszczącego się przy skrzyżowaniu Odyńca z Wołoską.
Gdy doszedłem na miejsce pod okienkiem na odbiór zamówienia oczekiwała silna, mokotowska ekipa, w której znajdował się między innymi szeroko rozpoznawalny przedstawiciel warszawskiej sceny hiphopowej oraz przedsiębiorca Maciej "Bilon" Bilka.
Nie było to dla mnie zaskoczeniem - wszak okolice drugiego Ogrodu Jordanowskiego są częstym miejscem działalności artystyczno-kryminalnej ekipy Hemp Gru, co znalazło odbicie w tekście jednego z jej utworów: "Mokotowskie miejscówki przeze mnie dobrze znane. Mieszkam tutaj i wiem co jest grane. Działki, Jordanek, park oczy nastukane."

Złożyłem więc zamówienie (lawasz, półtorej porcji, sos łagodny) i również zacząłem oczekiwać. Nie zdążyłem nawet spalić papierosa gdy zostałem wywołany do okienka po odbiór słowami
>LAWASZ ŁAGODNY
i machnięciem ręki kebabiarza. Mile zaskoczony szybkością obsługi ruszyłem po swój posiłek. Nie dane mi było niestety położenie ręki na kebabie, o nie. Pomiędzy mnie a niego wszedł nagle wspomniany Bilon, który zaczął awanturować się, że on wcześniej zamawiał półtorej porcji lawasza więc to z pewnością dla niego. Turek jednak wyraźnie wskazywał na mnie, mówiąc do Bilona
>PAN CZEKAĆ, PAN NASTĘPNY
Gdy brałem kebaba Bilon rzucił mi mordercze spojrzenie i splunął pod nogi. Oddaliłem się szybko z miejsca nieporozumienia obawiając się tego słynnego wpierdolu.

Szybkim krokiem szedłem Odyńca w stronę Puławskiej gdy nagle usłyszałem tuż za sobą tupot. Nie zdążyłem się nawet odwrócić gdy zostałem przez tajemniczych napastników wepchnięty w ulicę Jana Czeczota. Jeżeli są tu jakieś anony z warszawskiego Mokotowa to z pewnością wiedzą, że próżno na tej małej uliczce szukać czyjejś pomocy a nawet jadący Odyńca patrol policji nie zobaczy co się tam dzieje.
Zostałem otoczony przez agresorów. Zgodnie z moimi podejrzeniami była to ekipa Bilona, pałającego żądzą zemsty za lawaszowy dyshonor.
Oczekiwałem na pierwszy cios, jednak zamiast niego nadeszło coś zupełnie niespodziewanego:
>Samochód w deszczu stał
>Radio przestało grać
>Dotknąłem kolan twych
>Nie liczyliśmy gwiazd
zaśpiewał Bilon. Jego głos wyrażał wielką tęsknotę i melancholię. Młodzieńcze, wakacyjne miłości, które już nie powrócą, spacer z dawnymi przyjaciółmi po Polach Mokotowskich wiosną, pierwsza dziesiona, pierwsze zawiasy. To wszystko przeminęło i jakbyśmy się nie starali już nie wróci. Wszyscy zmieniliśmy się przez te lata i dawny świat żyje już tylko w naszych wspomnieniach.
W oczach zakręciły mi się łzy. Bez wahania odparłem
>Zatańczmy proszę tak jak gdyby umarł czas
na co Bilon odpowiedział
>Mieliśmy wiecznie trwać na jednej z dzikich plaż
i porwał mnie do tańca.
Światła wieczornego Mokotowa zakręciły nam przed oczami. W euforii wirowaliśmy ulicami - Kazimierzowska, Ursynowska, Bałuckiego, Olkuska, mknęliśmy w uniesieniu tak jakby ten taniec był ostatnią rzeczą, która pozwoli nam na chwilę wskrzesić nasze wspomnienia.

To szaleństwo zakończyło się dopiero na Puławskiej gdzie zatrzymał nas dzielnicowy Duda do kontroli osobistej, która ujawniła, że Bilon ma kradziony telefon przez co został przewieziony na komendę.
Pomimo, że Bilon pójdzie pewnie siedzieć bo ma już zawiasy, to jednak warto było na chwilę stracić głowę aby dawne lata powróciły chociaż na ten jeden moment.

piątek, 19 grudnia 2014

Podryw w macu

hej danonki, powiem wam co dzis zrobilem.
poszedlem do mcdonalds kupic zestaw i go zjesc. stalem w kolejce jakies 5 min i wyhaczylem ze przy kasie obsluguje taka ladna niewinniutka loszka, rude wloski z warkoczem, okulary, biale zabki, cicha myszka 6/10, wiec od razu sie zakochalem xD byla juz moja kolej ale oprocz tej loszki obslugiwalo jakies chujowe karynsko, a ze stala za mna pani z wozkiem z dzieckiem to ja przepuscilem do tej karyny zeby samemu moc byc obsluzonym przez ta sliczna dziewuszke. poprosilem wiec kanapke drwala powiekszony zestaw. nabila pejpas i odwrocila sie zeby zabrac te bulke i fryty i kole. obczailem wtedy jej tyleczek, byl bardzo ladny, maly szczuply, tylko ze buty miala chujowe na maksa jakies nike brudne, ale pomyslalem ze zalozyla do roboty. jak podawala mi moj zestaw to ja spytalem czy nie podalaby mi tez swojego numeru. ona popatrzyla na mnie i sie zarumienila, ale powiedIala zebym poczekal chwilke to znajdzie jakas kartke i dlugopis, poszla i po jakichs 1,30 min wrocila i z usmiechem wreczyla mi swoj telefon oraz imie Magda :3

teraz musze tylko napisac raport z obslugi. zapisalem sie do jakiegos programu i dostane hajs za ocene obslugi, poprawnosci w wydawaniu posilkow i jakies tam papieze na kiju standardy. oczywiscie nie obejdzie sie tez bez oposania jak w trakcie pracy zachowala sie ta glupia locha, zamiast skupiac sie na pracy xD

kobiety to kurwy, mam nadzieje ze niedlugo ja wypierdola z tego maka  

niedziela, 14 grudnia 2014

Acodinowy trip

-nazryj sie 3 paczkami akodeniny o polnocy
-5 godzin znika z twojego zyciorysu
-obudz sie z niemozliwa do opanowania checia podzielenia sie z domownikami jak bardzo zajebista masz faze
-o 6 rano zacznij odpierdalac dzikie zwody w domu, mow glosno ale faza jprdl
-starzy i siostra nie wiedza o co kaman
-lez na lozku, mame pyta synu cos ty wzial
-mow nie wiem, dupa hehe ale faza a sracie?
-maj totalnie w dupie to ze doprowadziles do mega przypalu i nie ogarniaj co sie dzieje, stan bez uczuc
-mame znajduje akodiny
-ojciec wzywa karetke ze strachu polece do piotrka luszcza
-w miedzyczasie idz srac
-lekarze przyjezdzaja
-wywlekaja cie z klopa podczas gdy ty wrzeszczysz cos o zydach
-siedzisz w karetce
-gadasz z lekarzem siedzacym przy tobie, tlumaczysz mu ze rur kanalizacyjnych nie wolno robic na odwal sie bo wlasciciel domu bedzie musial placic tysiace zlotych za naprawe
-dojezdzasz, widzisz jakies lekarki ktore wbijaja w twoje lapy igly
-klada cie na lozku, obok ciebie przyjezdza ziomek caly blady jak smierc pozniej sie dowiedzialem ze na imprezie zapil akodin wodka i musieli go chyba ratowacz
-zacznij myslec ze to jakis jebany spisek i ze chca cie tu zamknac jak jakiegos wariata, zacznij z siebie zrywac wszystkie kable i igly
-over 9000 litrow krwi na ziemi jak w Minecraft
-widzac sie ubabranego krwia zacznij myslec ze jestes zombi
-laz po szpitalu krzyczac MOOOOOZGIII CHCE MOOOOZGI
-lekarka cie lapie mowiac "no seba mozg to by ci sie przydal xD "
-zacznij tanczyc jak i spiewac jak w http://www.youtube.com/watch?v=Z0DO0XyS8Ko
-siadaj kurwo
-zacznij gadac z pielegniarka o czarnobylu, zaczepiaj jakiegos pijanego bezdomnego lezacego obok
-w koncu przywiazuja ci lapy i nogi do lozka
-przylazi ojciec z mina hitlera przegrywajacego wojne
-rozplacz sie widzac jak bardzo go zes zranil ;_;
-musi cie prowadzic do kibla bo sam ledwie dasz rade
-sikaj 10 minut bo jestes tak nawalony ze siuranie sprawia ci maksymalna trudnosc
-w koncu na wozku wioza cie do jakiegos pokoju gdzie znowu cie przykuwaja do dziwnej aparatury przywiazanego do lozka
-ojciec mowi ze przyjedzie po ciebie za 3h
-wychodzi z pokoiku, nagle przychodzi z 2-3 psychiatrow ktorzy zaczynaja cie wypytywac czemu chciales sie zabic
-mow ze nie chciales sie zabic tylko ze jestes szamanem
-GUWNO PRAWDA CZEMU CHCIALES SIE ZABIC
-NIE CHCIALEM KURWA PEDALE
-torturuja cie jakimis pytaniami ile i po co
-w koncu zostawiaja
-lezysz na lozu szpitalnym 2,5h ktore wydaja ci sie wiecznoscia
-nagle stany lekowe ze zostaniesz tu na zawsze z psycholami i ze ojciec cie tu zostawi, staraj sie opanowac zeby nie zaczac drzec ryja i probowac wyjebac drzwi
-w koncu 1350mg przestaje dzialac i wraca muzg
-boze co ja odjebalem.cue
-w koncu przyjezdza ojciec i zawozi cie do domu
-w domu siadaja cie przy stole, mowia grobowym tonem synu masz 20 lat i jesli chcesz byc cpunem to wypierdalaj z tego domu
-po tym bez slowa idz do pokoju, walnij sie na lozku i obudz sie o 19
-za oknem chmury, samopoczucie na samym kurwa dnie i smutna zaba do potegi 4
-znowu zasnij
-obudz sie o 8 rano kolejnego dnia
-zejdz na sniadanie
-atmosfera jak na cmentarzu o polnocy
-w koncu przemysl sprawe i przepros wszystkich za to cos odjebal
-mlodsza siostra rzuca ci sie z placzem na szyje, kolejny raz maj ochote strzelic se w leb
-po dlugiej rozmowie ze starymi w koncu dochodzicie do porozumienia
-przyzeknij im ze juz nigdy nie ruszysz zadnych srodkow zmieniajacych rzeczywistosc
-i tak w glebi serca nie miej juz na to wiecej ochoty

nie polecam tego stylu cpania. nie wiem po co tu to opisuje, poczulem nagle chec podzielenia sie tym z anonami bo i tak nie mam za bardzo z kim wiecej. uwazajcie z tym gurwa. a bynajmniej jak bierzecie to nie przy rodzinie, wydaje sie ze bedziesz lezal spokojnie na lozku ze sluchawkami a tu taka inba.

jedyne co bylo smiszne to rozmowa lekarzy
-a temu co tam lezy co jest
-napral sie akodinem
-no to bynajmniej jedno jest pewne - nie bedzie kaszlal xDxD

środa, 10 grudnia 2014

Ała moja noga

Jak byłem mały to nie mieliśmy łóżek, więc spałem na dwóch krzesłach połączonych ze sobą. Raz śniło mi się, że śpię w wygodnym łóżku i rozprostowuję nogi, przez co jedno krzesło się przewróciło, a ja złamałem nogę. Rodzice powiedzieli, że mam sam jechać na rowerze do szpitala, bo oszczędzają na paliwie. Miałem taką przypadłość, że ciągle smarkałem, a rodzice oszczędzali na chusteczkach. Raz w szkole nie wytrzymałem i wysmarkałem się w rękaw koleżanki. Zakochałem się w niej. Gdy wróciłem do domu i poinformowałem rodziców o mojej miłości, powiedzieli, żebym się wziął za naukę, a nie miłości mi w głowie. Dostałem szlaban na wychodzenie z domu na miesiąc. Nie wytrzymałem i wyskoczyłem przez okno. Niestety wpadłem do piwnicy. Drzwi wyjściowe były zamknięte na klucz, więc musiałem tam długo siedzieć. Żeby przetrwać musiałem jeść szczury. W końcu udało mi się otworzyć drzwi. Jednak, gdy je otworzyłem to zemdlałem. Obudziłem się w szpitalu. Powiedzieli, że zaraziłem się wścieklizną i badają na mnie leki. W szpitalu miałem tylko jedną parę majtek, matka mi powiedziała, że jak mi się ubrudzą to mam przewrócić je na drugą stronę i wtedy będą czyste. W końcu znaleźli odpowiedni lek, ale podali mi nie ten co trzeba i dostałem raka. Piszę do was mirki, żebyście powiedzieli moim rodzicom, że ich kocham i tęsknię.

Pomysł_wspaniały.jpg



opy, moja babcia od dwóch miesięcy nie jeździ już na rowerze i moi starzy, jedyni spadkobiercy, doszli do wniosku, że nie opłaca im się obecnie sprzedawać domu po babe (mały, parterowy, z piwnicą i ogródkiem), ale trzeba go ogrzewać i pilnować
sami mają dobre zawody i nie zamierzają się przeprowadzać, tate nie wynajmie nikomu nawet pokoju bo gardzi polskim prawem, które w żaden sposób nie chroni właścicieli i nie chce, żeby sprowadziła mu się tam jakaś karyna z bachorem czy inne gówno, które później będzie ciężko wyeksmitować, a już defekentom tym bardziej, dlatego padło na mnie, na przedstawiciela bezrobotnej gówna
mam się tam przeprowadzić zaraz po świętach, starzy będą opłacać rachunki i wszystko, ja mam palić w piecu, wpuszczać spisujących liczniki, zgłaszać im jak coś się zjebie albo cieknie, sam sobie gotować, sam prać, sam żyć i jak mi się będzie chciało, to mam sobie znaleźć pracę w nowym mieście
słyszałem ostatnio jak starzy rozmawiali, że to dobry pomysł, że niby się usamodzielnię i wyjdę do ludzi, 160km od domu xD

własny dom to niezła inba, ale wpadłem na pomysł
babe miała całkiem sporą piwnicę, był tam między innymi pokój ze słoikami i starociami a od tego pokoju prowadziły drzwi do malutkiej łazienki, w sumie to bardziej do kibla ze zlewem, ale jest
mam taki pomysł, że chciałbym schwytać bezdomnego i zamknąć go w tym pokoju xD miałby się gdzie myć i gdzie spać, dawałbym mu jeść, więc żyłby. dostawałby gazety do czytania i miałby tam stary telewizor z tv naziemną, podrzucałbym mu wydrukowany chan content i puszczał czasami z głośników barkę, testo i inne na przemian z katolickim radiem, wymyśliłbym coś jeszcze, np. spałby na dmuchanym materacu z mikroskopijną dziurką, więc musiałby go dmuchać bynajmniej 3-4 razy dziennie, zamiast normalnych żarówek byłyby tam wkręcone czerwone itp.
po jakimś czasie uśpiłbym go jakoś i wypuścił tam, gdzie go złapałem
opy, czy za przetrzymywanie bezdomnego są bagiety?

Szczepan

anony mam dobre wiadomości - nie wiecie NIC o przegrywie. Pewien Szczepan jest totalnym niedojebem zarówno jeśli chodzi o sfere fizyczną jak i mentalną.

chodziłem z tym gościem przez 8 lat do przedsbazy i podsbazy i ilość dziennych odpierdoleń tego przyjeba nie zlicze na palcach obu rąk xD

Szczepan upatrzył sobie już w przedszkolu Karyne i podpierdalał matce pierścionek z częstotliwością 5 podpierdoleń na pontyfikat żeby uroczyście wręczyć go Karynie przy całej klasie. o ile w przedszkolu ta parzyła mu lekką ziołową herbatkę proszeee paniii a szczepan mi sie znowu oświadcza wszycy oczywiście top bk XD, to w podsbazie wszystko przeniosło sie na jakiś wyższy level sagowania. Karyna odpierdalała z pierścionkami najróżniejsze motywy. Wypierdalany do kosza, spuszczany w kiblu, wyrzucany za okno. Szczepan dał sobie spokoj dopiero w 4 podstbazy, ale wtedy my zaczęliśmy sie interesować tym słynnym hehe seksem i na każdym wfie namawialiśmy go do pokazywania chuja oczywiście full stuleja, odpierdalał z nim najróżniejsze motywy. nakurwiał przy całej klasie (z dziewczynami łacznie) napletem po szybach, napierdalał w niego z całych sił żeby się iksde popisać (to był jedyny moment w którym zbierał relatywną aprobatę), potem skurwiel sie wycwanił i nie chciał pokazywać chuja to siłą trzymaliśmy go i ściągaliśmy mu majtki. potem się tak wytresował że wchodząc do szatni pokazywał chuja, ściągał napleta i miał spokój.
najgosze było jak raz klasowy_wodzirej kazał mu walić konia i jebany kurwa doszedł przy 15 osobach, potem sie rozpłakał.

oczywiście nie musze dodawać że posrywał się mniej więcej raz w tygodniu (oczywiście pełny zajazer, matke w szkole itd), a lał po całości jak leci i gdzie leci.

w piątej klasie podsbazy przyniósł do szkoły wódę zmieszaną z winem zmieszaną z piwem w plastikowej butelce i napierdolił sie przed pierwszą lekcją. karetka i telewizja w szkole, top bk dyrektorka wyjebana z roboty przez szczepana.

był takim skończonym idiotą że gdy miał odpowiadać na 2 z historii i nie wiedział kto jako pierwszy opłynął ziemie nowocioty nie znajo największego z polaków Krzysztofa Kolumba, to po otrzymaniu podpowiedzi że był to Ferdynard bez zastanowienia zajebał Kiepski. nawet histeryczka xD nie dała rady bez założenia maski memicznej. oczywiście nie zrobił tego aby przyśmieszkować tylko był święcie przekonany że ma ziarnko prawdy.

aha, skurwiel nakurwiał rysunek techniczny długopisem xD czysty chaos xD

Chomik-feta

Jebać obrońców zwierząt. Parę miesięcy temu mój chomik zaczął zdychać. Był już bardzo stary i jego żywot dobiegał końca. Nigdy chłopak nawet nie dymał, więc żeby dać mu coś od życia sypnąłem mu trochę amfy. Nie dość, że przestał wydawać z siebie przygnębiające dźwięki, to jeszcze zapierdalał na kołowrotku jak pojebany (nie robił tego od 4 miesięcy) Po 3 dobach biegania odwodnił się i padł. Brat mówił mi, że jestem jebnięty, ale ja wiem, że chomik wiedział doskonale, że zaraz umrze,a dzięki tej fecie dostał sił i wypierdolił sobie jeszcze przed śmiercią maraton życia.

czwartek, 13 listopada 2014

Adam Małysz

Ostatnio byłem na weselu jakiejś dalekiej rodziny. Siadamy do stołu a tu nagle trzy miejsca ode mnie siedzi chluba Polskiego Związku Narciarskiego i kierowca rajdowy Adam Małysz. Na początku jak było pierwsze danie to wszyscy dookoła byli bardzo nieśmiali bo tak ich olśniła osoba Adama, tylko jego żona Izabela mu cały czas podsuwała łyżkę z rosołem pod usta i namawiała żeby zjadł trochę ale Małysz mówił, że głodny nie jest, że nie chce. No to Iza Małyszowa wyjęła ukradkiem z torebki bułkę z bananem i dała naszemu Adasiowi, to spałaszował od razu, ze smakiem. Jak już wszyscy wypili po kilka kieliszków to ludzie nabrali trochę kurażu i zaczęli zagadywać, co Adam robi z nami na weselu i okazało się, że jest bratem ciotecznym ojca panny młodej. Wszyscy zaczęli Małyszowi mówić jak to go szanują i jakich nam wzruszeń dostarczył swoimi skokami a Małysz dziękował i z nami pił. Ze mną też.

Przed samymi oczepinami wyszedłem zapalić i akurat Adaś też stał na szlugu to zaczęliśmy sobie rozmawiać i mu pijany wyznałem, że jak byłem mały to moim największym marzeniem było skakać tak jak on, i jak gdzieś w gazecie było jego zdjęcie to wycinałem i sobie wklejałem do specjalnego zeszytu. Adam mi na to mówi, że płynie w nas ta sama krew więc gdybym tylko chciał to mógłbym skakać tak jak on. Ja na to mówię, że nie wierzę w to bo nie jestem taki lekki jak piórko jak on. Małysz mi powiedział, że mi pokaże, że też mogę latać.

Ustawił mnie na szczycie schodów przed salą weselną, pokazał właściwą pozycję do startu i jak się wybić i pouczył żeby w locie się wygiąć tak aerodynamicznie a potem to lądowanie to jak już uważam- albo na dwie nogi albo telemarkiem. Nie powiem, bałem się trochę ale Adam powiedział, że muszę tylko uwierzyć w siebie a wtedy wszystko będzie możliwe. No to wybiłem się z całej siły i poszybowałem w powietrzu, ale doleciałem tylko do połowy schodów i pierdolnąłem tak, że straciłem przytomność.

Jak się obudziłem to Małysza już nie było tylko lekarze mnie zbierali z ziemi i wsadzali do karetki a moja matka płakała. Skończyło się na wybitej rzepce, złamaniu nadgarstka, rozcięciu głowy i wstrząśnieniu mózgu, przez co musiałem 3 dni spędzić w szpitalu.

Pierdolony Adaś mnie podpuścił dla żartu, bo nie było w nas tej samej krwi, tylko ja byłem ze strony pana młodego a on panny młodej.

Urodziny w helołin

> badz mna
> lvl 15
> mega combo urodziny i helołin w ten sam dzien
> czuje dobrze człowiek
> znajomy proponuje hehe anon dawaj na piwko urodzinki i te sprawy
> no dobra
> prosicie starszego znajomego o 2 harnasie
> prawilnoscmotzno.gif
> idziecie na plac zabaw wyjebany w kosmos z plastiku
> pustki
> jusz po dobranocce to dzieciuchy w lozku
> kampicie sie w takiej tubo-zjezdzalni
> piwko.jpg
> przenosny glosnik glosny jak meski narzad plciowy
> hehe rapsy i inne techny
> nagle jak cos nie pierdolnie w te zjezdzalnie
> policja schodzic na dol albo gaz
> okurwafejs.png
> chowacie niedokonczowe harnasie miedzy zjezdzalnia a deskami
> zjezdzacie
> nie mozesz wychamowac
> le bagieta dostal w kopa w kolano
> WIESZ CO CI ZA TO GROZI KURWO?
> przepraszam motzno
> co wy tu robicie to plac dla dzieci a nie jakiejs zdemoralizowanej choloty
> gdzie to pisze panie bagieta?
> NIE CZYTAŁO SIE REGULAMINU CO?
> nie
> idziecie zobaczyc regulamin
> plac zabaw dla dzieci do lat 12
> okurwaprzypal.rar
> A MOZE JAKIES NARKOTYKI MACIE CO? PSZEMEK PRZESZUKAJ ICH
> le bagieta cie obmacuje
> czujesz sie jak u trynkiewicza 3 dni temu
> dobrze ze nie mieliscie a harnasie zostaly na gorze
> no dobra tym razem pouczenie ale jeszcze raz was tu zobacze to juz nie bedzie tak wesolo
> ok przepraszamy panie bagieta
> loduwa odjezdza
> uff
> spierdalacie zostawiajac niedokonczone harnasie na pastwe dzieci z przedszkola
> wroc do domu

piątek, 7 listopada 2014

Znowu kupa


ja mam tak ze potrafie nie srac przez trzy dni, w tym czasie wpierdalam kebaby, makdolany, pije piwo, jakies inne chujostwa pikantne, a potem kupuje szlugi i pale je, a nastepnie chce mi sie nagle srac i siadam na kibel, gdzie w ciagu 30 min wystywam wszystko co wpierdalalem z moca 1k słońc, kurwa, dzis to mialem - najpierw wyszly takie dwie kielbaski - to chyba byl obiad ktory jadlem u mame w niedziele - a potem to juz mnie dupsko pieklo wiec wiedzialem ze to pikantny kebab z poniedzialku i to byla wodnista kupa, potem podczas lurkowania wychodzily takie male poskrecane brazowe gowienka wiec to byl makdolan wczorajszy a i kfc bo wczoraj tu i tu jadlem i pieklo mnie tez. woda byla bardzo brazowa i tak mam co 3 dni, i rucham psa jak sra. Najbardziej mnie wkurwia ze potem zawsze musze myc kibel bo jest ujebany caly gownani i podcieranie zajmuje mi godzine oraz rak jak ty opie czesto podmywam sie prysznicem oraz kremuje sie zelem pod prysznic, i rucham psa jak sra. a pptem czuje pustke w brzuchu i chce mi sie wpierdalac, oraz czuje jak smierdza mi gacie pierdami ktore puszczalem przez te trzy dni, a w najgorszym wypadku pod wieczor robi mi sie dracha na gaciach co za chujnia, i rucham psa jak sra.

czwartek, 16 października 2014

Wyjazd z Krzysiem, część 2ga


Idziemy tym Patpong Road, tylko istotne jest to, że są cztery Patpong Road koło siebie: jedna dla hetero (tam gdzie byliśmy pierwszej nocy), druga też dla hetero (tam byliśmy właśnie wtedy), trzecia dla homo i czwarta dla japończyków gdzie się dzieją jakieś chore skurwysyństwa i biali ludzie tam nie wchodzą xD ps to prawda xD
Więc idziemy Patpong Road 2, bo na tej pierwszej baliśmy się spotkać tę ekipę sprzed dwóch dni xD I podbija do nas ziomeczek zapraszający na to słynne Ping Pong show. Ping Pong show to pokazy erotyczne, w których zazwyczaj gwoździem programu jest - jak sama nazwa wskazuje - wystrzelenie piłeczki ping pongowej z pizdy tajskiej dziwki w publiczność. Często zdarzają się tam przewały na drinkach itd. ale ziomeczek nam pokazał cennik w którym jak byk stało, że wstęp darmowy a piwo 10zł. Elegancko, idziemy.

Zaprowadził nas po schodach na pierwsze piętro jakiegoś budynku, wbijamy do sali, tam siedzi trochę turystów a ze sceny właśnie schodzi jakaś panna. Zajmujemy stolik, bierzemy po browarze a tu na scenę zamiast tajki wyskakuje (jak zapowiedziała mama-san xD) jakiś filipińczyk w przepasce na biodrach i z dwoma bębnami pod pachami. Postawił te bębny i zaczyna wywijać tańce w rytm muzyki lecącej z głośników. Myślę sobie - super pokaz kurwo, dobrze, że za darmo xD A ten nagle zrzuca tę przepaskę z pasa i naszym oczom ukazuje się kutas kurwa z 30 centymetrów lekką ręką, w takim półwzwodzie. Przysięgam, na żadnych pornosach takiego sprzętu nie widziałem XDDD aż się kurwa ze strachu cofnąłem w głąb kanapy xDDDD a nie było opcji żeby był sztuczny bo typ był cały goły. Przez chwilę strachłem żeby się na kogoś z tym sprzętem nie rzucił i nie zaczął jebać w ramach performance'u bo to byłby zgon na miejscu xD Ale typ nagle zaczyna tą pałą napierdalać na tych bębnach jakieś oberki i polki-galopki xD Beka była nie z tej ziemi xD Trochę pograł, zamówiliśmy jeszcze po browarze, on zszedł ze sceny a my już podekscytowani czekamy aż młoda tajka będzie strzelała piłeczką. Jak się złapie to podobno przynosi szczęście jak złapanie welonu na weselu xD

Jednak zamiast młodej tajskiej dziwki pojawia się stara tajska dziwka w jakiejś takiej koszuli nocnej, trochę pokręciła dupą w rytm muzyki i ogólnie wyglądało to strasznie chujowo. Zrzuca tą koszulę a tam smrut.jpg pod same niebiosa, fałdy na brzuchu, jakieś blizny po cesarce, celulit jak sam skurwysyn. Aż mnie znowu w głąb kanapy odrzuciło xD Ale stolik obok siedział jakiś Dziadek Pszemek i aż wargi z podniecenia oblizywał na ten widok, chory skurwysyn xD Jakby tego było mało to stara kurwa siada nagle na scenie, rozkłada nogi, ukazuje nam w pełnej krasie piździsko takie, że mi oczy łzami zaszły a piwo się cofnęło do gardła. I nagle kurwa mama-san jej rzuca banana, a ta go jeb, bez żadnych ceregieli całego w pizdę. Ten banan też był ewidentnie nie pierwszej świeżości xD Patrzę na Krzysia, on też już się robi zielony na twarzy więc mówię, dawaj wykurwiamy na wykop bo za mocno jest. Idziemy do drzwi wyjściowych gdzie stała mama-san i dajemy jej 40zł za 4 browary a ta nam mówi, że jeszcze 200zł od osoby za dwa obejrzane szoł. Mówimy jej, no kurwa rzeczywiście, ziomeczek na ulicy nam pokazywał cennik i nic takiego nie było. Ona mówi, że nie wie jaki ziomeczek, ona nie zna, i że 240zł od osoby się łącznie należy, sytuacja się robi nieprzyjemna jak dwa dni wcześniej bo nam zagrodziła drogę wyjściową.

Coś tam próbujemy negocjować a tu nagle na sali się jakiś rwetes podniósł. Patrzymy, a tam jebany Dziadek Pszemek tańczy pod sceną i wpierdala banana (tak kurwa, TEGO banana) a połowa zgromadzonych w lokalu się skręca z obrzydzenia, ktoś krzyczy, że będzie żigoł itd. Mama-san poleciała ratować sytuację a my korzystając z okazji spierdoliliśmy xD

środa, 15 października 2014

Wyjazd z Krzyśkiem

Pół roku temu umarła mi babka i dostałem w spadku 7,5k polodolanów. Cześć przepierdoliłem na czipsy i kole ale ponad 5k sobie zostawiłem z zamiarem odjebania jakiejś srogiej inby. Koniec końców kupiłem sobie bilet do pierdolonej Birmy. Na jebany miesiąc. Muszę dodać, że do tej pory to najdalej byłem w Pradze czeskiej i to z matką xD

No dobra, ale jebać to. Trzy tygodnie zwiedzałem Birmę, nie spotkałem ani jednego Polaka. Było pieniężnie. Aż na początku ostatniego tygodnia spotkałem w Rangon pierdolonego Krzysia. Krzysiu ma koło 35 lat, wygląda na straszną pizdę i jest spod Mławy ale od 6 lat twardo zapierdala na Wyspach Brytyjskich ku chwale królowej Elżbiety. Najpierw robił jako żywy wózek widłowy na magazynie, potem awansował na operatora prawdziwego wózka widłowego, a potem na kierownika zmiany nadzorującego żywe i mechaniczne wózki widłowe. Zarabia 25k funtów rocznie jedak jest nieco przyjebany na umyśle i dosyć chujowo mówi po angielsku bo na magazynie trudno się nauczyć języka Szekspira jak dookoła same Mirki z Polski i Constantiny z Rumunii xD
Wiem to wszystko bo trochę się zaziomowaliśmy i zrobiliśmy kilka flaszek. Dowiedziałem się też, że Krzysiowi wcale się zbytnio nie chciało w taką egzotyczną podróż jechać ale wszyscy Polacy co się w UK dorobili jeżdżą po świecie i nikt z nim nie chciał gadać jak jest taka pizda, że poza dotarciem z Mławy do Bristolu to był tylko w powiecie obok na pierwszej komunii kuzyna xD

Egzotyka w wydaniu Krzysia to było siedzenie przez tydzień w hotelu w Naypyidaw a następnie siedzenie przez tydzień w hotelu w Rangon. Miał on jednak ambitniejszy plan na kolejne dwa tygodnie swojej podróży, a mianowicie pojechanie na kurwy do Bangkoku. Z tym, że bał się sam jechać więc siedział ciągle w Rangon i oglądał polskie seriale na necie aż pojawiłem się ja xD
Ja nie miałem hajsu żeby tam zapierdalać ale on zaproponował, że zapłaci nam obydwu za mieszkanie na miejscu i jeszcze mi za bilet do Bangkoku i potem do z powrotem Naypyidaw żebym zdążył na swój samolot do Polski. No dobra kurwa, w takim razie jadę xD Znalazłem nam tani lot i dwupokojowy apartament w Bangkoku bo Krzysiu był na to zbyt nieogarnięty. Polecieliśmy.

Jesteśmy w Bangkoku, pierwszy wieczór, obczaiłem na necie, że jak na dziwki to tylko na Patpong Road, dla kurażu rozpiliśmy 0,7 łyski i po kilka browarów co przy temperaturze i wilgotności w tym mieście panującej już nas bardzo mocno pozamiatało. Ruszyliśmy na ulice.

Burdlu nie trzeba było długo szukać bo co 2 kroki jakiś naganiacz z kurewskim menu w ręku cię dosłownie ciągnie do agencji xD Wbijamy do jakiegoś lokalu, na środku panny tańczą na rurach, siadamy przy stoliku, zamawiamy browary, co jakiś czas przysiadają się jakieś panny żeby im postawić drinka. Po niecałej chyba godzinie przychodzi MAMA-SAN xD czyli burdelmama xD I się pyta czy chcemy jakieś dziewczyny zawijać na chatę. Warto dodać, że przy porozumiewaniu się na tym etapie bardziej przydawał się uniwersalny język migowy i ogólne ogarnięcie niż angielski, a Krzysiu był najebany mocniej ode mnie więc negocjacjami w jego imieniu zajmowałem się ja xD a mnie na pannę stać nie było ;__;

Po pół godziny negocjacji Krzysiu sobie wybrał jedną loszkę ze sceny a ja stargowałem koszt całonocnego dymania do równowartości 350zł. Płacimy rachunek za browary, pannę pod pachę, taksówka, nasze mieszkanie.

Krzysiu się zamknął z dziwką w pokoju a ja leżę w łóżku i jeszcze dopijam piwo. Zaczynają mnie dobiegać jęki panny i się śmieję pod nosem, że albo dobra aktorka albo Krzysiu taki niepozorny xD Minęło z 20 minut i już się śmiać przestałem bo loszka jęczy ciągle jak pojebana. Wtedy odpaliłem stoper w telefonie. Wyłączyłem go dopiero 1 godzinę i 13 minut później jak usłyszałem, że ktoś wychodzi z pokoju do salonu. Wyskakuję z łożka, idę tam a w salonie stoi Krzysiu i piję wodę
>Krzysiu kurwa, w życiu bym nie podejrzewał, że ty jesteś taki jebaka. Z półtorej godziny żeś ją srał.
>Eee, nieee, za bardzo się najebałem chyba i stanąć mi nie chciał więc tylko minetę chlapałem żeby ona sobie nie pomyślała, że ją tu na darmo fatygowałem
O_KURWA_STARY.PNG XDDDDDDDDDD 350 ZŁ ZAPŁACIŁ ŻEBY PÓŁTOREJ GODZINY LIZAĆ CIPĘ, W KTÓREJ BYŁO W CIĄGU OSTATNIEGO MIESIĄCA ZE 100 KUTASÓW XDDDDDDDDDDDD
No kurwa padłem ze śmiechu na podłogę a Krzysiu tylko tę wodę żłopał zakłopotany bo widocznie mu w mordzie zaschło xDDD

Zaraz z pokoju wychodzi dziwka i zaczyna tłumaczyć, że może Krzysiowi sprzedać za 50zł viagrę bo aż jej szkoda, że sobie nic nie posrał tylko językiem szarżował xD
Krzysiu na to przystał, opierdolił viagrę, rozpiliśmy we trójkę po browarze i po jakichś 20 minutach oni wrócili do swojego pokoju a ja do swojego.


Minęła chwila, ja już prawie zasypiam a tu nagle wpada do mnie Krzysiu z fają sterczącą przez bokserki.
>O KURWA ALE MAM PRZYPAŁ JAK SIĘ SPUŚCIŁEM I WYJMOWAŁEM FIUTA TO GUMA MI SPADŁA I W NIEJ ZOSTAŁA I SIĘ SPERMA ROZLAŁA
W tym momencie musiałem kurwa zakryć twarz kołdrą żeby mu nie parsknąć śmiechem w mordę bo takiego stężenia przegrywu i pecha to nie uświadczy się nawet w komediach xDD Ale mówię mu, spokojnie Krzysiu, one takie akcje to pewnie mają co tydzień i wiedzą co robić, będzie dobrze. Krzysiu się uspokoił i wrócił do siebie a ja poszedłem spać.

Nie wiem ile czasu minęło ale nagle budzi mnie Krzysiu, blady jak śmierć, i mówi, że jest ciężki przypał bo ta panna z kimś gada przez telefon i mu tłumaczy chyba, że pieniędzy ma dopłacać za coś. Wychodzimy do salonu i zaczynam gadać z panną o co chodzi a ona łamanym tajsko-angielskim mi tłumaczy, że Krzysio ma dopłacać za tę spadniętą gumę xD Ale obraz dziwki pokazującej językiem migowym na swoim palcu spadek prezerwatywy najlepszy xD Ryczałem ze śmiechu momentami xD

Śmiać się kurwa przestałem jak nagle drzwi się otworzyły i nam wparował do mieszkania cały kurewski komitet, składający się z dwóch wydziaranych tajów, dwóch dziwek i jednego ladyboya. Ladyboy najlepiej widocznie gadał po angielsku bo to on przekazał nam żądanie
>YOU PAY MORNING PILL 5000 BAHT
Czyli, że Krzysiu ma wyłożyć 500zł za pigułkę "po". Myślę sobie, no kurwa rzeczywiście, tajska viagra 50zł ale tabletka po już 500zł, ładne kurwa porządki. Próbuję za Krzysia coś negocjować
>CONDOM NOT GOOD, NOT OUR FAULT, MORNING PILL 3000 BAHT
To mi lejdiboj przypierdolił torebką po głowie a wydziarany taj podszedł i stanął ze mną twarzą w twarz, w odległości jakichś 2 centymetrów. Skumałem, że żarty się skończyły i mówię, kurwa Krzysiu wyciągaj te 500zł bo nas tu kurwa ubiją, a Krzysiu mi mówi, że ostatnią gotówkę wyłożył na tę tajską viagrę. Trzeba w tym momencie nadmienić, że akurat ta viagra to była dobra inwestycja bo podczas całej tej dramatycznej sceny krzysiowe gacie wyglądały jak żaglówka płynąca pełnym wiatrem po jeziorze Mamry.
>NO CASH, HAVE TO GO CASH MACHINE
>OK, BUT WE ALL GO TOGETHER, YOU NO CALL POLICE
No to wyruszamy do bankomatu kurewskim korowodem: ja, Krzysiu, dwóch tajskich gangsterów, trzy kurwy i lejdiboj. Znaleźliśmy bankomat, wypłaciliśmy hajs, zapłaciliśmy 500zł, tamci zaczęli się śmiać, zbili z nami piony i poszli. My z Krzysiem dla ukojenia nerwów zrobiliśmy jeszcze butelkę łyskacza i poszliśmy w kimę xD

czwartek, 9 października 2014

Eh


-stara cie budzi
-ubierasz spodnie w spermie brudne bo sie nie dopraly chyba a innych nie ma czystych
-jakies male gowno na sniadanie ci zrobila
-idziesz, drugi raz w zyciu na zajecia 100dia na guwnouczelnie otwierania drzwi obrotowych w koziej wulce
-smierdzi ci z mordy i pryszczy masz najwiecej niz ktokolwiek kogo tego dnia widziales
-mnostwo karyn dookola, napierdalaja jezykami cos gadajac
-nadal nie wiesz do jakiej grupy nalezysz
-mysl ze ludzie stoja i czekaja na korytazu na zajecia na jakie masz isc
-nie wiej ze one sie juz zaczely a ci co stoja to stoja na inne zajecia drzwi obok
-wejdz spozniony i przypal od facetki XD
-mama ci nie spakowala dlugopisu
-nadepnij na piete karynie niechcacy wychodzac z sali i cichutko glosem pizdeczki powiedz 'ppprzepraszam' ;_;
-miedzy zajeciami udajesz ze spisz na krzesle bo przeciez nie bedziesz sie patrzyc w sciane, ani tym bardziej na ludzi
-buj sie zjesc cokolwiek bo ludzie patrza i mozesz sie pobrudzic
-brzuch burczy na cala sale
-nie muj wypic wody bo stara dala ci gazowana i bedzie halas jak odkrecac bede butelke i beda na mnie sie lampic
-jakis rajzer na zajeciach siada przed toba i gada z karyna, ona gada z nim i gra na smartfonie
-nie muj sie zkoncentrowac
-jakies nieciekawe gowna na kiju mowi nauczycielka. mimo ze wiele rzezcy cie interesuje z roznych dziedzin to akurat bylo chujowe i nieciekawe
-nagle sprawdzian- chuja wiesz ale piszesz bo boisz sie powiedziec ze pierwszy raz na tych zajeciach jestes -sugerowanie ze to by cos dalo
-boisz sie poprosic o notatki zeby odpisac
-glowa cie boli
-wroc do domu
-nie miej juz na nic ochoty

czwartek, 25 września 2014

Kot kosiarka

bądź mną lvl 11
komunia siostre lvl 8 za niedługo
mame i tate postanawiają kupić swojej hehe gówniarze kote
kote jest tak uroczy że metal wpierdoliłby ze smakiem zerzygał i wpierdolił raz jeszcze
gówniara posrana z radości bo zawsze marzyła o kote
pewnego dnia
siostre pojechała do koleżanki na inbę dla podwieków
mame i tate jado do sklepu
mnie przypada koszenie trawnika wokół domu
kote wypuszczone na pole masz pilnować
k
temperatura over9000 w skali Kelvina
teren 21 arów
trawa duża motzno
u sąsiada pompują szambo
śmierdoli tak jebitnie że można żydów zagazować
ale chuj
zakładasz słuchawki
odpalasz słynną Gosię Andrzejewicz
kosisz
pot leje się z ciebie jak ślina z mordy murzyna gdy zobaczy kuciaki w cieście
nagle jak coś nie wpadnie pod kosiare jak nie pierdolnie
usłysz tylko cichutkie miau
cosię
łącz łączki
o kurwe
ogarnij że właśnie zdobyłeś fraga na kote za pomocą kosiary
jesteś miłośnikiem zwierząt
nawet jebanej muchy gównojadki byś nie zabił a co dopiero kote
rozpłacz się
corobić
krew wszędzie
tate mnie zajebe
wpadnij na zajebisty pomysł
pozbieraj kote do worka
biegnij na ściółkę koło głównej drogi na wsi
wysyp tam kote
układaj puzzle z kote niczym gówniarz z przedszkola
spierdalaj do domu niczym Usain Bolt
tate i mame wracajo z siostre
gdzie kote
nie wiem
jak to kurwa nie wiesz
no nie wiem
gówniara w ryk
kurwe trza znaleźć tego małego pierdolca
poszukiwania
w końcu kote znaleziony przy ulicy
wygryw bo wszyscy myślą że kote został przejechany przez frajera autem a nie skoszony kosiarą przez ciebie

piątek, 19 września 2014

Sebastianek 77


Osiemnaste urodziny Spermy odbyły się hucznie. Solenizant, jako dusza towarzystwa, zaprosił na przyjęcie wiele osób – może nawet zbyt wiele jak na imprezę odbywającą się w małym mieszkaniu.
Wszyscy zgromadzeni usiedli przy ogromnym stole, ustawionym na środku dużego pokoju i zajmującego właściwie całe pomieszczenie. Wśród gości byłem oczywiście ja, Kamil, Młody, Emil, a także Guła i Algier oraz siostra bohatera dnia, Marta, z ówczesnym mężem. Patryk jako jedyny z naszej paczki nie zjawił się – mimo, iż został zaproszony.
Resztę gości stanowili koledzy „do butelki” , w większości z kryminalną przeszłością, ekipa ze slamsów, z którymi Sperma kradł złom, no i w końcu kilku kolegów w naszej nowej klasy, z liceum. Wśród tych ostatnich, znalazł się Mateusz, wraz ze swoją dziewczyną Agnieszką. Gimnazjalni zakochani wybrali się do tej samej szkoły, byle tylko spędzać ze sobą więcej czasu. Jakież urocze.
Mateusz wywodził się z całkiem bogatej rodziny i chociaż sam palił okazjonalnie, zawsze miał pod ręką paczkę fajek, której zawartością częstował wszystkich, jak leciało. Tak zaskarbił sobie sympatię klasowej śmietanki.
Agnieszka, dla przeciwwagi, była skromna i cicha, nie rzucała się w oczy, jeśli nie było takiej potrzeby. Gdzieś tam jednak, wewnątrz, krył się w niej duch luźnego imprezowicza, ożywający w piątkowe popołudnie i zasypiający z niedzieli na poniedziałek, gdy nastawał kac.
Sądząc po tym, w jakim tempie piła kolejne kieliszki wódki, byłem pewny, że jutrzejszego dnia, będzie miała kaca-mordercę, jak zwykł mówić Sperma.

Solenizant zdmuchnął świeczki, odśpiewaliśmy mu „sto lat”, a potem w ruch poszły liczne butelki wódki i sok porzeczkowy. Co jak co, ale chwała Spermie za jego zakup – bo jako przepita, sprawdził się doskonale.
Po kilkunastu minutach, część gości była już mocno wstawiona. Ja miałem za sobą dopiero cztery, może pięć kieliszków rozrabianego spirytusu, więc nie czułem się zmożony – i póki co, nie miałem zamiaru tego zmieniać.
- Ej, a ty… Ten… To grasz na pianinie chyba… Nie? – Usłyszałem zapijaczony głos. Tuż obok mnie usiadł mąż Marty, ubrany w odświętny dres i równo ostrzyżonymi włosami.
- No nie, w sumie… - Odpowiedziałem mu. Nie wiedziałem, jak się zachować w stosunku do nieprzewidywalnego, pijanego mężczyzny.
- Bo ten, stary… Wyglądasz jak ten, kurwa, Dżon Lenon.
- To co, wypijmy za to! – Zaśmiałem się sztucznie, wznosząc kieliszek ku górze. Szwagier Spermy stuknął się ze mną szkłem, a potem oboje głośno wypuściliśmy powietrze z płuc.
- Co to chłopaki, pijecie beze… Mnie? – Wtrącił się nagle Młody, stając między nami.
- Dawaj z nami, jebniemy kielona jeszcze. – Odpowiedział mu mężczyzna, polewając wódkę mnie i sobie. Zaraz potem napełnił trzeci kieliszek.
- Emil, jeszcze pół kieliszka! – Ryknął Młody na całe gardło, zanosząc się śmiechem.
Siedzący z drugiej strony stołu Emil odwrócił głowę, obrażony.
Nim zdążyliśmy wznieść toast, z głośników dobiegł nas głos rapujący o trzech małych świnkach i gąsce Balbince.
- Ja pierdolę, co to ma być? – Zapytał mnie Młody.
- Nie chcę wiedzieć. – Rzuciłem.
- Skąd on bierze te nuty, kurwa?
- Ej ej, chłopaki, dajemy, dajemy, bo wódka się grzeje. – Powiedział mąż Marty. – No to hop.

Nim wybiła północ, byłem już całkiem nieźle nawalony – siedziałem więc na krześle, czekając, aż helikopter w mojej głowie szczęśliwie wyląduje, ale każda sekunda ciągnęła się w nieskończoność, przy akompaniamencie beznadziejnej muzyki.
Chwiejnym krokiem podszedł do mnie Emil.
- Siema, pójdziesz ze mną na chwilę na klatkę? Muszę odetchnąć.
- No, dobra myśl. – Wstałem, ledwo utrzymując pion.

Usiedliśmy na schodach, prowadzących na wyższe piętro. Zza zamkniętych drzwi dobiegały dźwięki głośnej muzyki i śmiechów.
- Kurwa, mekeke jak chuj. – Zażartował Emil. – Jestem wykończony.
- No, ja też. Muszę chwilę posiedzieć, wytrzeźwieć, bo piłem z Młodym i szwagrem Spermy.
- Łooo, to grubo.
- No. A przecież nie powiem „mnie nie lejcie”, nie? Jeszcze dostałbym kosę w plecy, albo co.
Drzwi uchyliły się i wyszli przez nie Mateusz, trzymając mocno Agnieszkę, która wyginała się na wszystkie strony, jakby w ogóle nie miała kości.
- Co, Mati. Zbieracie się już? – Zapytałem.
Chłopak pomógł dziewczynie oprzeć się o ścianę, a sam podszedł do drzwi, by je zamknąć.
- No, Agnieszka ma chyba już dość.
Gdy Mateusz sięgał po klamkę, Agnieszka osunęła się na bok bezwładnie, odbijając się głową najpierw od jednej ze ścian, a potem uderzając w podłogę, z głuchym tąpnięciem.
- O chuj! – Krzyknął Emil.
Zerwaliśmy się i podnieśliśmy z ziemi bezwładne ciało koleżanki.
- Oddycha. – Powiedziałem przerażony.
Dziewczyna miała na środku czoła czerwony ślad po „pocałunku” ze ścianą, a z nosa wypłynęła jej kropla krwi.
- No, to chyba zostaniemy trochę dłużej. Weźcie ją zostawcie na moment. – Rzekł spokojnie Mateusz, po czym poszedł do mieszkania Spermy. Potruchtałem za nim, nie wiedząc, co zamierza zrobić.
W przedpokoju stał akurat Sperma, rozmawiając ze szwagrem i Młodym.
- Co jest, już wróciłeś? – Zapytał, śmiejąc się.
- Ej, chłopaki, jest taka sprawa. Dziewczyna mi zemdlała. – Powiedział Mateusz ze stoickim spokojem, jakby nie wydarzyło się kompletnie nic.
- Ej, to wal ją póki ciepła! – Wybuchnął nagle mąż Marty, zanosząc się głośnym śmiechem. Wszyscy zgromadzeni poszli w jego ślady, razem z Mateuszem

Kołobrzeg


Jestem mieszkańcem miasta Kołobrzeg i wkurwia mnie to napływowe gówno które przyjeżdża sezonowo do mojego miasta. Często bywa tak że wychodzę nocom podpalać ludziom pokoje w hotelach lub w wynajmowanych domkach, chodzę na plażę i oblewam ludzi benzynom którzy się opalają a potem szybko spierdalam dzięki czemu pozostaję wciąż nieuchwytny. Raz to się nawet takiej jednej kurwie na brzuch spuściłem kiedy ona z zamkniętymi oczyma się opalała xD. Ogólnie dość brutalnie trolluje plażowiczów i nie tylko. Czasami podpierdalam im torby (kiedy oni śpią lub z zamkniętymi oczyma się opalają) i wypierdalam cały ich bagaż do morza. Dziś postanowiłem zrobić to, co robię zawsze, czyli trollować nowowczasowiczów. Poszedłem do smażalni ryb niedaleko Kołobrzeskiego molo, która słynie z dość przystępnej ceny. Prawda jest taka, że ta ryba to zgniłe gówno wykąpane w przyprawach, ale co z tego, w końcu jest tanie więc robaki to kupują. Szef tej smażalni to mój dobry znajomy dlatego często pozwala mi ludziom dosypywać środki na przeczyszczenie do jedzenia. Lubię ludziom dosypywać różnego świństwa do jedzenia, sam nie wiem czemu. Kiedy pracowałem jako barman rok temu w Kołobrzeskim klubie Mosquito (jedyny klub w tym mieście) to dosypywałem ludziom do drinków tabletki gwałtu, najczęściej to były jakieś gimbo Sebastiany. Kiedy wychodziłem ze smażalni dostrzegłem samego Johna Lennona. Wysrałem cegły, bo co ktoś taki jak on robił w tak biednym mieście jak to? Postanowiłem strollować go jak nigdy dotąd. To była moja życiowa szansa. Podszedłem do niego i spytałem o godzinę. Chciałem się upewnić, że to na 100% John Lenon. To był kurwa on. Wszędzie poznam te małe brązowe oczka, duży żydowski nos, tę tłustą mordę i tłuste włosy. Skurwiel powiedział, że nie ma zegarka, a że nie było nikogo wokół - zajebałem mu gonga w ryj i spierdoliłem pod budkę z lodami i bacznie obserwowałem jego kalekie ruchy. Kiedy wstawał dostrzegłem, że ma zegarek. Też mi coś! Skurwiel miał czelność MNIE oszukać. Skurwielowi nie ujdzie to płazem. Czołgał się po ziemi, mówił do siebie że to już koniec, że to alianci go dorwali i żeby nie mówić o jego śmierci jego rodzinie. Wiedziałem, kurwa wiedziałem! Ten jebany troglodyta upozorował własną śmierć! Nie spodziewałem się tego po tym patałachu, ale dzięki temu miałem wolne pole do popisu - mogłem zrobić z nim co tylko zechcę, a i tak po nim nikt nie zapłacze i nie będzie go szukał, bo de facto jest martwy. Kiedy Lenon doszedł do siebie po moim uderzeniu wrócił do wagonu w którym mieszkał. Śledziłem go całą tę drogę i okazało się, że mieszka w opuszczonym wagonie, razem z innymi ćpunami i bezdomnymi. Ale tutaj wysrałem cały skład budowlany: WIDZIAŁEM TU CAŁĄ EKIPĘ BEATELSÓW. Tak kurwa, tych skurwysynów z pedalskimi fryzurami, którzy wciąż mają masę gimbofanek. Dobrze znam to miejsce, nieraz przychodziłem tutaj kopać po ryju bezdomne ścierwo, a policja tak bardzo tuszowała sprawę bo to tylko śmieci i nawet gdyby mnie złapano to zostałbym wypuszczony bo przecież tylko pomagam społeczeństwu xD Z ukrycia bacznie obserwowałem co te skurwysyny odpierdalają. Ten pedał, Ringo Starr miał napisane na koszulce "JESTEM HARDKOREM". No dupa mnie wtedy motzno zapiekła, bo nie dość że pedał, to do tego śmieszek z joemonstera. Z kolei Paul McCartney przefarbował włosy na zielono. Ja wiedziałem, że tak kończą te popularne gwiazdy, ale nie wiedziałem że będzie tak źle. Upozorowanie własnej śmierci to jedno, ale mieszkanie w jakimś popierdolonym wagonie będąc rozpoznawalnym w każdym miejscu? Kurwa, mój mózg był pełen kremówek. Nie uwierzycie mi, co ze sobą miał nie kto inny, jak George Harrison (tak, ten fajfus co miał pedalskiego wąsa i wyglądał jak jezus). Daimakurę! Tak kurwa, daimakurę! Mogę się założyć, że ta banda pierdolonych pedałów już nieraz się w nią spuściła. Kiedy te skurwysyny gadali ze sobą, a niektórzy tańczyli do muzyki dubstepowej, ja obmyślałem plan co z nimi zrobić. Niby mógłbym ich podpalić nocą, co to dla mnie byłby za problem - no ale kurwa, tylko to? Przez kilka minut skurwysyny będą się palić, aż w końcu umrą i zero zabawy. Rozmyślałem sobie nad opcją torturowania ich, ucinania kończyć, miejscowego podpalania ciała, głodząc ich i jednocześnie podając kroplówkę i opatrując ich rany aby za szybko mi nie wykitowali, ale nie miałem do tego warunków. W tych wagonach są inni bezdomni, a myśl że jakiś brudny kutas może mnie zajść i zajebać od tyłu trochę mnie do tego zniechęcała. Niedaleko moja była dziewczyna (inb4 anon dziewczyna, jestem wygrywem) miała taką małą budkę do której miałem dostęp (i tylko ja, bo wymieniłem kłódkę i nie dałem jej klucza xD), którą kiedyś mi "pożyczyła" i trzymałem tam dużo potrzebnych mi narzędzi. Ot, taka można by rzec że moja skrytka. Kiedyś bawiłem się w piromana, robiłem mini materiały wybuchowe. W zasadzie można by powiedzieć że to domowej roboty petardy. Postanowiłem sobie że porzucam sobie trochę w tych skurwysynów. W końcu Lenon i tak ma nierówno pod sufitem, więc będzie myślał że to wojna nadeszła xD Wziąłem kilka lasek domowej roboty petard, zamknąłem budkę, zaczaiłem się przy wagonie i powrzucałem im parę niespodzianek. Stało się kurwa! John Lenon dostał ataku paniki, zaczął zdzierać z siebie ubranie i mówił że żywcem go nie wezmą, że to jego ojciec to na plaży Omaha walczył i stawił czoła setkom nazistów. Śmiechłem z pierdolonego schizofrenika. McCarthney zaczął go dziwnie uspokajać, mówił że to nic takiego, ale jednocześnie zaczął go namiętnie przytulać. Już sobie kurwa mogę wyobrazić, jak wyglądały te ich trasy koncertowe. Dobrze, że nie dałem się omamić tym skurwysynom i nigdy nie jarałem się tą pedalską muzyką. Zastanawiałem się tylko czemu Harrison stoi bez ruchu, trzymając tą swoją chińską poduszkę w górze. Wyglądało to tak, jakby miał zamiar ją zabić. Nie ogarniam. Wiedziałem, że to ćpuny i w ogóle mają rozjebane mózgi, ale żeby aż tak? Dobrze, że kiedy w wieku 11 lat matka chciała zapisać mnie na lekcje pianina to zrezygnowałem i wolałem grać w gałę z Sebami, bo być może skończyłbym jak oni i byłbym ćpającym psycholem. Nagle zorientowałem się, że gdzieś znikł Ringo. Bałem się, że skurwiel wie że próbuję ich strollować i zaczął mnie szukać. Niby mógłbym się bronić, bo kilka lat uczęszczałem na lekcje kick-boxingu i tate żołnierz uczył mnie krav magi, ale wolałem obejść się bez tego. Ja działam z ukrycia. Taki jest mój styl. Poszedłem rozejrzeć się czy aby ten skurwiel gdzieś tu czasem nie pomyszkuje, ale nigdzie go nie mogłem znaleźć. Pomyślałem sobie, że może im spierdolił, kto wie. Postanowiłem wrócić do domu aby wypocząć, bo to był ciężki dzień. Nazajutrz, kiedy się obudziłem, miałem zdemolowane mieszkanie. Kurwa, złodzieje? Niemożliwe! Przecież kurwa nie mam tak mocnego snu, aby nie usłyszeć, że ktoś się włamuję. Nie wierzę że ktoś sforsował drzwi za które zapłaciłem 4 tysiące polskich złotych. A jednak, kurwa. Na stole leżała kartka "nie lekceważ nas". Nie wiedziałem o kogo chodziło. Nie miałem wielu wrogów, bo jeśli kogoś ubrałem na cel, to zawsze eliminowałem go z ukrycia. Może to przez wczoraj? Ci jebani Bitelsi? Kurwa, niemożliwe. Przecież to zasrana banda ćpunów która mieszka z bezdomnymi. O dziwo nic mi nie zniknęło, tylko miałem w domu niesamowity burdel. Wziąłem telefon, kluczyki od auta, gaz pieprzowy, motylek oraz paralizator i postanowiłem pojechać do tych wagonów aby zobaczyć czy są na miejscu. Może bym usłyszał to i owo. Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Przez całą drogę myślałem kto mógł za tym stać. Kiedy przyjechałem wagon był pusty. Nawet nie było tam bezdomnych, który całymi dniami i nocami tam przesiadują (kiedy oczywiście nie żebrzą pod kościołem). BAH KURWA. Nagle poczułem silny ból z tyłu głowy i upadając straciłem przytomność. Kiedy się ocknąłem miałem mroczki przed oczyma, nie wiedziałem gdzie jestem i co się stało. Byłem w szoku. Dochodziłem do siebie dobre 5 minut, kiedy zobaczyłem że jestem związany. Kurwa, to pewnie te skurwysyny. Moje domysły sprawdziły się. Przede mną stał w rządku cały zespół The Beatles. Wyrwali mi taśmę z ust i spytali się czy warto było. Postanowiłem odegrać teatrzyk i udawać że nie wiem kim oni są. Powiedziałem im, że nic im nie zrobiłem i żeby mnie wypuścili, że jestem ojcem dwójki dzieci i jestem jedyną osobą które te dzieciaczki mają. Lenon powiedział, że nie z nami te numery, a Harrison mu przytaknął głaskając swoją daimakurę (dziś miał inną). Powiedział mi, że zespół The Beatles to tylko przykrywka, aby mogli jeździć po świecie i zabijać losowych ludzi. Tutaj przypomniał mi się ten gimbo serial Dexter i trochę chciało mi się śmiechać z tych chorych pojebów, no ale to nie był dobry moment. Ringo wyjął ze skrzynki wielkiego, czarnego, plastikowego kutasa. Strachłem jak pojebany. Bałem się, że ta banda gejuchów będzie mnie gwałcić przed śmiercią. Uwierzcie mi, gdybyście zobaczyli tak wielki przedmiot i byście wiedzieli że zaraz on wyląduje w twojej dupie to sralibyście pod siebie. Na szczęście moje przewidywania nie spełnił się. Te skurwysyny zaczęli się pedalić tuż przed moimi oczyma! Chciało mi się rzygać, ale taką motzną tasiemką przykleili mi powieki do brwi i nie mogłem zamknąć oczu (przy okazji oczy mi motzno wysły i czułem bardzo źle). Po kilku minutach orgii tych jebanych pedałów, Harrison upadł. Nikt nie wiedział co się stało. Myślałem, że to jakaś sztuczka, którą chcą mnie do czegoś zmusić, ale wyglądało to poważnie. Ha! Cieszyłem się. Skurwielowi zaczęła lecieć piana z ust. Wiedziałem, że tak kończą te pierdolone ćpuny. Wykorzystałem sytuację i dzięki temu że mój ojciec był wojskowym i w dzieciństwie pokazywał mi wiele przydatnych sztuczek, uwolniłem się z więzów które mnie zablokowały i szybko uciekłem aby poszukać czegoś co pomoże mi się przed nimi bronić. Mimo że te skurwysyny mają już swoje lata, to ja byłem sam. Nawet nie zauważyli, że zniknąłem, bo byli zajęci reanimowaniem tak bardzo martwego George Harrisona (dżordż pedał matkę jebał). Wszedłem do takiego małego pokoiku, gdzie znajdował się odebrany mi paralizator i gaz pieprzowy oraz motylek. Szkoda, że nie miałem jakiejś pałki teleskopowej, bo przeciwko trzem lepsza byłaby pałka, no ale trudno. Aby wyjść z tej hali (bo była to jakaś opuszczona hala, nawet nie wiedziałem że coś takiego jest w Kołobrzegu, bo daleko mnie nie mogli zabrać)musiałem ich ominąć. Kiedy wróciłem do nich aby im wszystkim spierdolić zobaczyłem jak te skurwysyny ruchają martwego Georga. Kurwa, z jednej strony śmiechłem bo "ruchają póki ciepły", ale z drugiej strony było mi niedobrze bo pedalstwo motzno. Krzyknąłem: "Ty, Lenon, twój ojciec robił laskę Hessowi". Trafiłem w czuły punkt. Skurwiel mocno się wkurwił, zdjął te swoje pedalskie okrągłe okulary i rzucił się na mnie. Nawet nie widział, że trzymam w ręcę nóż - wbiłem mu go prosto w splot słoneczny, a później zajebałem mu z łokcia w ryj aż upadł. Pewnie dalej tam leży i się wykrwawił xD Kiedy jego kumple byli zajęci ruchaniem martwego Harrisona(no kurwa rzeczywiście, zamiast pomóc Lenonowi to te chore pedały wolą ruchać umarlaka) podszedłem do nich, Paulowi napsikałem mocno gazem w oczy że pewnie mu gały wypaliło, a Starra potwykoptowałem paralizatorem. Miałem już spierdalać, ale strachłem bo te jebańce w końcu są rozpoznawalni i lubiani, więc bałem się że będę miał przejebane i postawią mi zarzuty zabicia Lenona i zaatakowania ich mimo że to była obrona konieczna. Kopałem ich motzno po mordzie, a z ich ust wydobywała się sperma zmieszana ze śliną. NA końcu każdemu z nich zadałem kilka ran moim motylkiem i spierdoliłem na zewnątrz aby poszukać drogi do domu. Byłem na jakiejś wsi, ale spytałem się pewnego rolnika o drogę do mojego miasta i udzielił mi pomocy. Pedały mieli czelność nawet mi auto podjebać, ale je odzyskałem więc nie ma problemu. Teraz tylko stracham, bo zostawiłem tam masę odcisków palców i śladów biologicznych, ale nigdzie w bazie danych policji nie jestem więc pewnie nadal będę nieuchwytny. Niech te geje znają swoje miejsce i wiedzą, że ze mną się nie zadziera. Jutro chyba się tam przejadę i zobaczę, czy policja odkryła już miejsce zbrodnie, czy trzeba im trochę pomóc.

piątek, 5 września 2014

Dąb

-bądź dębem
-będąc sadzonką patrz jak ziela mają piękne liście i bujno liści a tobie stare dęby każą iść w korzenie
-smutaj cale sezony że mało liści i wolno rośniesz a ten skurwysyn perz prawie zabrał ci całe światło i prawie umarłeś
-sezon za sezonem w spierdoleniu
-po piątym sezonie zauważasz że ten skurwysyn perz już nigdy nie zasłoni ci światła
-czuje dobrze młody dąb, lepszy niż ten patolski perz
-na 7 sezon przychodzi susza, czuj dobrze, ziela pousychały i tylko drzewa zostały, szanuj przez to mądrości starych drzew
-stare dęby się dopytują kiedy będę miał żołędzie i czy doczekają nowego pokolenia dębów
-umrzyj w środku bo wiesz że nie ma żeńskiego drzewa na wymianę pylkow
-osiągasz wiek 25 lat, ścinają cię żeby podistoty mialy meble
-na koniec tylko ten śmiech perzu że przeczekał i dobrze mu teraz

środa, 3 września 2014

Stasiek, który nie umarł

Staśka Waryłę pociąg przejechał ze szczególnym okrucieństwem.Została z niego tak zwana miazga.Przyjęto umownie, że to Stasiek i dano zarobić branży cmentarnej.Skorzystała firma pogrzebowa, ksiądz proboszcz, kościelny, organista,kopidołek i babki- płaczki, bo nażarły się na stypie.Staśka odwiedziły jako pierwsze hieny cmentarne i zawłaszczyły naziemny wystrój jego mogiły. Po kilku tygodniach Stasiek pojawił się we wsi cały i zdrowy, więc ludzie gadali, że "to" na torach niewiele z nim miało wspólnego.Odwiedził swój grób i poszedł pić.Któregoś wieczoru pociąg przetarmosił go ze dwa kilometry.Stasiek był na to przygotowany.Spoczął obok siebie a hieny zacierały tylko ręce.W kilka dni potem Stasiek znów stanął w kolejce po wina.Był ostatni, ale kupił pierwszy a w zasadzie napił się bezpłatnie bo sklepowa też uciekła.Blady strach padł na mieszkańców wsi, a sołtys formalnie ogłosił Staśka zombi.Ten powtórzył numer z pociągiem jeszcze trzykrotnie a akt zgonu wystawiono wdowie in blanco w piętnastu egzemplarzach.Stasiek wytargował u proboszcza rabat, hieny założyły jego fan klub.Był ich najlepszym klientem a o takich należy dbać.Sprzedawały mu jego własne gadżety za grosze a kopidołek nie zasypywał już grobu tylko przykrywał dechami.Po roku Stasiek Zombi przerzucił się na uderzenia pioruna i doły z wapnem.Od czasu do czasu dawał się spalić w pożarze lasu a kiedy był zły wskakiwał pod kombajn.Został nałogowym zombi i żadne terapie nie pomagały.Po jakimś czasie w jego ślady poszedł kolejny mieszkaniec wioski, później jeszcze jeden i w końcu cała reszta.Wszyscy stali się zombi i na cmentarzu zrobiło się gwarno bo wioska liczyła czterystu mieszkańców.Nie było dnia bez pogrzebu a hieny pobudowały sobie wille.Ludzie-zombi strasznie się ze sobą zżyli i prowadzili rankingi zgonów.Pojawiły się rozgrywki ligowe zniknięć i pojawień a zwycięzcy otrzymywali w nagrodę betonowy dzban na wiązanki.Ja też tam byłem, ale krótko.Skreślono mnie z listy rozgrywek, bo grałem nie fair i ani razu nie umarłem.

Sebastianek 76

Liceum do którego uczęszczaliśmy, nie należało do wielkich. Był to budynek może nieco większy od naszego gimnazjum, ale swoje robiła za to ilość uczniów i klas. A tych, było naprawdę sporo, co ludzie z przedmieść, jak my, nieprzystosowani do tłoku, odczuwali nawet podwójnie.
Na każdej przerwie, palarnia (czyli zaułek za budynkiem) i główny korytarz na pierwszym piętrze zamieniały się w prawdziwe mrowiska, zwłaszcza tuż przed 8:00, gdy zaczynały się lekcje.
I o ile latem nie było z tego powodu większego problemu, o tyle jesienią i zimą, gdy uczniowie przychodzili już w kurtkach i ciężkich butach, tłok zaczynał być naprawdę męczący.
Mniej więcej rok przed naszym przybyciem do szkoły, zamieniono standardowe samoobsługowe „klatki” dla poszczególnych klas na zarządzaną przez woźne szatnię, z numerkami (czyli breloczkami z wypisanymi cyframi, takimi samymi jak przy kluczach do drzwi klas). Oficjalnie miało być to wygodniejsze i szybsze, ale wszyscy wiedzieliśmy, że to ze względu na lepkie rączki niektórych uczniów.
Sęk jednak w tym, że zimą jedna, dwie, a czasem nawet trzy podstarzałe kobiety nie wystarczały do wykonania zleconej im pracy. Przez całą pierwszą klasę, musieliśmy więc czekać przez kilka, czasem kilkanaście minut, by zostawić lub odebrać swoje ubrania.
Już kolejnej jesieni, dyrektor zarządził, że woźnym będą pomagać wszyscy uczniowie, bez wyjątków. Każda klasa otrzymała swój miesiąc dyżurów (w praktyce około 3 tygodni), który miała równo podzielić miedzy trzyosobowe grupki.
Logicznym było, że ja, Kamil i Sperma zgłosiliśmy chęć dyżurowania razem.

- Hej, a wy nie mieliście czasem mieć dyżuru w szatni dzisiaj? – Zapytał się nas Michałek, przeglądający jeden ze swoich zeszytów.
- No, tak jakoś. – Odpowiedział mu Kamil.
- Ale przecież w szatni powinniście być kwadrans wcześniej…
- No kurwa chyba kpisz, że będę wstawał pół godziny wcześniej. Już i tak wychodzę jak jest ciemno i wracam po zmroku! – Zirytował się Sperma.
- Woźne chyba sobie jakoś poradzą bez nas, przez te parę minut, nie? – Zastanowiłem się. Rzeczywiście, te kilkanaście minut nie było wcale niczym wielkim.

- Z drogi, z drogi, kurwa z drogi, ekipa remontowa! – Krzyczał Sperma, przedzierając się przez tłum. Ja i Kamil szliśmy za nim, ciesząc się, że nie musimy taranować sobie drogi.
Doszliśmy do lady szatni, nad którą rozciągało się metalowe ogrodzenie. Pod każdym z trzech okienek znajdowały się drzwiczki, z których jednak nie skorzystaliśmy – po prostu przeskoczyliśmy nad ladą, wzbudzając gromki śmiech zgromadzonych wokół uczniów, trzymających kurtki.
- Zara, kurwa! Dajcie się nam też przebrać! – Krzyknął Sperma widząc, jak tłum usypuje na ladzie górę kurtek.
- No wreszcie jesteśta! – Usłyszeliśmy głos za plecami. – Gdzieśta byli? – Dopytywała się woźna, idąca z pękiem numerków w ręce.
- No, bo ten… - Zaczął Kamil.
- Autobus nie chciał odpalić. – Rzuciłem.
- No, zamarzł, musieliśmy rozpalać pod nim ognisko. – Zażartował Sperma. – Ikarus, syberyjska aparatura.

Dyżurujący przez cały dzień uczniowie byli zwolnieni z lekcji, ale za to musieli czekać aż do piętnastej trzydzieści, by wrócić do domu. Nasza praca obejmowała właściwie tylko przerwę przed 8:00, tą o 8:45 oraz porę obiadową – czyli okolice 13:30-14:30. Resztę dnia siedzieliśmy, grając w karty i nudząc się.
- Trzy ósemki. – Powiedziałem, odkrywając karty.
- No, kurwa, para trójek. – Pokiwał z niezadowoleniem Kamil.
- Nic, pasuję. – Dodał ze zrezygnowaniem Sperma. Dwa długopisy i ołówek, będące pulą w tej partii, powędrowały do mnie.
- To co, kolejna rundka? – Zapytał Kamil. – Odegrałbym się, bo lubię ten długopis.
- Mogę grać. Sperma?
- Czekajcie kurwa, nie mam nerwów. – Sperma wstał i wyciągnął z kieszeni pogiętą paczkę papierosów. – Czajcie kurwa czy nie idzie woźna, muszę się odstresować.
- Nie idziesz do palarni? – Zaciekawił się Kamil widząc, jak kolega odpala papierosa pomiędzy dwoma rzędami wiszących kurtek.
- Coś ty, kurwa. Zimno. Na dworze jest chyba minus pięćset.
Poczułem lekkie ukłucie głodu, więc otworzyłem plecak i wyjąłem z niego jedną, jedyną kanapkę. Sprawdziłem, czy nigdzie nie ukryła się druga, na potem. Nic jednak tam nie było.
- Pięknie, mama mi zrobiła jedną bułkę.
- Nieładnie, co to, Ewelina cię chce odchudzić? – Roześmiał się Sperma.
- Nie zdziwiłbym się, gdybym wyglądał tak jak Tymek. Ale chyba zapomniałem jej powiedzieć, że dzisiaj kończymy później.
- Tak, narzekasz, że masz jedną kanapkę? – Wyrzucił nagle zdenerwowany Kamil. – Ja teraz się skapłem, że zapomniałem w ogóle drugiego śniadania. Zostawiłem je w kuchni, kurwa!
Sperma pociągnął ostatni raz papierosa, zgasił go o podeszwę, a potem ukrył kiepa w kieszeni jednej z wiszących kurtek.
- Gadacie tak o żarciu, a ja bym się napił piany.
- No, w sumie ja też. Dłuży mi się tu. – Zauważył Kamil.
- Nie wiem. A nie jest za zimno na piwko? – Zapytałem. Za oknami naprzeciw nas śnieg sypał niemiłosiernie, a na sam jego widok, dostawałem dreszczy.
- To tu je ojebiemy. Przy grzejniczku, bez przypału. Mam… Dwa trzydzieści sześć. – Wyrecytował Sperma. Kamil poszedł jego śladem i wyciągnął z kieszeni drobne.
- Trójka i… Dwadzieścia siedem groszy. Wchodzę w to.
Koledzy spojrzeli na mnie.
- No dobra. Mam równo trójkę.
- No to kurwa pijemy, pijemy! – Sperma ucieszył się jak dziecko.

Pomysłodawca wrócił po nie więcej niż dziesięciu minutach, pokryty grubą warstwą śniegu. Na nasze szczęście, woźna zostawiła nas samych, więc bezproblemowo zaczęliśmy picie. Lodowato zmrożone piwa wydawały się nie mieć smaku, ale po kilku łykach, zaczynały rozgrzewać nas od środka.
W tamtej chwili, pomysł wydał mi się rzeczywiście trafionym. Na samą myśl słów „chlanie” i „szkoła”, na twarzy wykwitał mi uśmiech.
Może jedna puszka na głowę nie była ilością, która by nas upoiła, ale na pewno dzięki temu czuliśmy się weselej i nawet bez sensownego zajęcia, nie było nam tak nudno.
- Ej, mam pomysł! Czekajcie! – Rzucił Kamil i wbiegł pomiędzy dwa rzędy wieszaków. Przez chwilę słyszeliśmy tylko jego śmiech, ale zaraz potem, chłopak pokazał się nam, ubrany w ciemnoróżowy płaszcz. – Patrzcie, ale ze mnie dupa!
Wybuchliśmy śmiechem, widząc, jak kolega nieudolnie próbuje kręcić biodrami.
- Kurwa, wyszło szydło z worka! W domu też nosisz fatałaszki Milenki? – Żartował Sperma, czerwony na twarzy, nie mogąc złapać oddechu.
- Jeb się. Chodźcie, do wyboru, do koloru!
Każdy z nas wbiegł w osobną „alejkę” i wybrał sobie jeden strój, który ubrał. Sperma wyszedł na spotkanie w malutkiej bluzie dresowej, należącej do ucznia ze dwa razy mniejszego od niego samego, ja włożyłem damski szary płaszcz i długi wełniany szal, a Kamil tym razem pokazał się w jaskrawożółtej kurtce zimowej, z naciągniętym na głowę kapturem.
- Cóżta robita?! – Wykrzyknęła woźna, wychodząca właśnie z za rogu.
- No ten, no, sprawdzamy, czy ubrania są bezpieczne. – Rzucił Kamil. Kaptur stłumił jego głos, przez co brzmiał jak Guła.
Zdjąłem płaszcz i odwiesiłem go na miejsce.
- Spoko moko, wszystko pod kontrolą. – Powiedział spokojnie Sperma.

Przerwa po 13:00 nadeszła prędzej niż się spodziewaliśmy. Alkohol nie zdążył jeszcze ulecieć z naszych ciał, więc bez przerwy żartowaliśmy i śmialiśmy się, wydając uczniom kolejne ubrania.
- Ale… To nie moje! – Krzyknął do Kamila chłopak z pierwszej klasy.
- To twój problem! – Odwarknął mu, idąc z następnym numerkiem.
- Sperma, pomóż nam, do cholery! – Zawołałem siedzącego na krześle kolegę, który akurat zrobił sobie przerwę.
- No chwila, kurtki nie uciekną, nie? Są zamknięte!
- My tu stoimy, czekamy! – Oburzyła się jedna z dziewczyn, stojąca po drugiej stronie lady.
- Złość piękności szkodzi!
- Chodź rzesz tu! – Teraz podniosła głos woźna. Sperma podniósł się, unosząc ręce w pokojowym geście, po czym wziął jeden numerek.
- Ale co z moją kurtką?! – Ponownie zawołał Kamila chłopak, stojący z czyjąś kurtką w ręce.
- No jest tu gdzieś! Chodź, znajdziesz ją!
Uczeń przeskoczył przez ladę i poszedł szukać zguby.
- Kurwa, więcej tych numerków nie miałeś?! – Zdenerwował się Sperma, biorąc pęk breloczków od jednej osoby. – Całej klasie bierzesz te kurtki?!
Lawirowałem od lady do alejek wypełnionych kurtkami w zawrotnym tempie, nie do końca zdając sobie sprawę z otaczającego mnie chaosu i zgiełku. Strzępy rozmów i żartów mieszały się ze sobą i poczułem, jakbym naprawdę był pijany. Było to fizycznie niemożliwe, biorąc pod uwagę, że wypiłem zaledwie jedno piwo, ale i tak wszystko wskazywało na to, że nie jestem w pełni trzeźwy.
Popłynąłem więc z nurtem.

Woźna nazwała nas „trzema diabłami”, podczas najbliższej rozmowy z naszą wychowawczynią. Wyperswadowaliśmy jej, że kobieta musiał pomylić nas z kimś innym, bo zachowywaliśmy się grzecznie. Uwierzyła, jakimś cudem.
Drugiej takiej grupy jak nasza, szkolna szatnia nie widziała. Tego dnia zdecydowanie przekroczyliśmy kilka(naście) granic i poczuliśmy się, jakbyśmy znowu byli uczniami gimnazjum – których nie obchodzą jakiekolwiek wartości i którzy są dla samych siebie prawem.

środa, 27 sierpnia 2014

Karma

Mój dziadek wydzierżawił sobie działkę, był tam taki stary domek. Dziadek go wyremontował, dobudowane zostało dodatkowe piętro, ogólnie wszystko jest już wyszykowane. Jednak dziadek postanowił końcu zrobić ogrodzenie wokół działki. Na początek stwierdził, że zbuduje prowizoryczny płot, czyli grube kołki i przybite do nich deski. I tutaj zaczyna się jazda. Sąsiad dziadka stwierdził, że płot jest zbyt blisko drogi (chociaż i tak na pewno nikomu to nie przeszkadzało) i powiadomił odpowiednie służby. Oczywiście przyjechali jacyś panowie, coś pomierzyli, posprawdzali i okazało się, że faktycznie, dziadek musi rozebrać płot, bo jest o 10cm za blisko. Ale.. panowie o których wcześniej wspomniałem zwrócili uwagę na płot sąsiada (bardzo ładny betonowy płot z drewnianymi sztachetami) i stwierdzili, że też im coś nie pasuje. Płot sąsiada również był źle postawiony i za bardzo wchodził na drogę, dostał on nakaz rozbiórki tego płotu. Dodatkowo stwierdzili, że płot szwagra owego sąsiada (który mieszka obok niego) też źle stoi (ogrodzenie z kamienia) i też trzeba go przestawić. W efekcie dziadek musiał rozebrać swój prowizoryczny płot, co zajęło 30min a sąsiad i jego szwagier muszą burzyć niektóre elementy i wykopywać betonowe kawałki.

wtorek, 26 sierpnia 2014

Kot

bądź mną lvl 11
komunia siostre lvl 8 za niedługo
mame i tate postanawiają kupić swojej hehe gówniarze kote
kote jest tak uroczy że metal wpierdoliłby ze smakiem zerzygał i wpierdolił raz jeszcze
gówniara posrana z radości bo zawsze marzyła o kote
pewnego dnia
siostre pojechała do koleżanki na inbę dla podwieków
mame i tate jado do sklepu
mnie przypada koszenie trawnika wokół domu
kote wypuszczone na pole masz pilnować
k
temperatura over9000 w skali Kelvina
teren 21 arów
trawa duża motzno
u sąsiada pompują szambo
śmierdoli tak jebitnie że można żydów zagazować
ale chuj
zakładasz słuchawki
odpalasz słynną Gosię Andrzejewicz
kosisz
pot leje się z ciebie jak ślina z mordy murzyna gdy zobaczy kuciaki w cieście
nagle jak coś nie wpadnie pod kosiare jak nie pierdolnie
usłysz tylko cichutkie miau
cosię
łącz łączki
o kurwe
ogarnij że właśnie zdobyłeś fraga na kote za pomocą kosiary
jesteś miłośnikiem zwierząt
nawet jebanej muchy gównojadki byś nie zabił a co dopiero kote
rozpłacz się
corobić
krew wszędzie
tate mnie zajebe
wpadnij na zajebisty pomysł
pozbieraj kote do worka
biegnij na ściółkę koło głównej drogi na wsi
wysyp tam kote
układaj puzzle z kote niczym gówniarz z przedszkola
spierdalaj do domu niczym Usain Bolt
tate i mame wracajo z siostre
gdzie kote
nie wiem
jak to kurwa nie wiesz
no nie wiem
gówniara w ryk
kurwe trza znaleźć tego małego pierdolca
poszukiwania
w końcu kote znaleziony przy ulicy
wygryw bo wszyscy myślą że kote został przejechany przez frajera autem a nie skoszony kosiarą przez ciebie

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Sebastianek 75

- Siema, właźcie, właźcie! – Wykrzyknął rozbawiony Sperma, zapraszając nas do mieszkania. Razem z Emilem przestąpiliśmy przez próg i zdjęliśmy buty.
Z głośników podłączonych do komputera dobiegały dźwięki Libera i Meza tak głośne, że zagłuszały myśli. Na rozkładanym łóżku gospodarza domu siedzieli Młody i Algier, paląc papierosy. Przywitaliśmy się z nimi.
- Co tam? – Zapytał Młody.
- A nic w sumie ciekawego. – Odpowiedziałem. - A u was?
- Stary, kurwa, ostatnio się zajebałem jak świnia w parku, nie? – Zaczął relacjonować zadowolony Algier. Z Emilem usiedliśmy na łóżku należącym do Marty i słuchaliśmy. – No i tak idę, kurwa, nie ogarniam co się dzieje i słyszę, że ktoś mnie woła. No to odwracam się i chciałem im krzyknąć, że idę, ale zacząłem się drzeć „salut, werszte plej da numa numa je”.
Zaczęliśmy się śmiać. Młody strząsnął wypalony tytoń z papierosa do popielniczki, położonej na jego brzuchu, kiwając z niedowierzaniem głową.
- Kurwa, Algier, przesadziłeś. Coś ty brał?
- No spaliłem kilka blantów i mi coś odjebało. Ale dobry towar, muszę kupić więcej tego gówna, bo mi nieźle porobił łeb wtedy. Ale słuchajcie, bo to nie jest najlepsze. No i biegnę do tych typów, patrzę, a tu zupełnie obce dresy jakieś, kopią jakiegoś typa. W ogóle uwidziało mi się, że ktoś mnie wołał. Ale mówię „a co se nie kopnę?” i jeb kurwa, zrobiłem z nimi przekopkę.
- Grubo. – Zauważył Emil.
- No, do dzisiaj noga mnie boli. Chuj twardy był.
- O ja pierdolę! Haha! – Ryknął na całe gardło Młody, krztusząc się dymem. Odwróciłem wzrok w jego stronę i zobaczyłem, co wywołało u niego tak nagłą reakcję. Również zacząłem histerycznie się śmiać.
- Ej, kurwa, ale nie śmiejcie się, co? – Poirytował się nieco Sperma. Tuż przed nim stała jego suka, Roxi, ubrana w majtki. Na ich środku wycięty był otwór na ogon, a spod materiału wystawała podpaska. Emil oparł się głową na moim barku, nie mogąc zachować równowagi.
- Cieczkę ma, zajebała pół domu, to trzeba było coś zrobić. – Tłumaczył Sperma, choć nikt nie zwracał na niego uwagi.
- O chuj, to dla mnie za dużo! – Ryczał ktoś przez łzy. Ja sam nie mogłem wziąć już oddechu.
Zadowolona Roxi usiadła na podłodze, z wilgotnym odgłosem, wzbudzając jeszcze większą falę śmiechu.
- A kurwa zającowi też założysz majtki? – Zapytał w końcu Algier.
- To królik jest! – Zdenerwował się Sperma.
- A weź mi nawet nie mów o tym jebanym śmierdzielu! – Zażartował Młody.
Cała trójka mówiła o sporym króliku zamkniętym w klatce, w przedpokoju. Nie wyróżniał się nigdy niczym szczególnym, jeśli nie liczyć intensywnego odoru.
- Królikowi to bokserki trzeba. – Zaśmiał się Emil.
- Ej, dajcie se siana wreszcie! Co niby mam zrobić z tym królikiem?!
- Umyj go, kurwa! – Krzyknął Młody. – Bo teraz może robić za broń chemiczną. On w ogóle widział w życiu wodę?!
- Dajcie mu kurwa spokój. Roxi, chodź! – Pies nie ruszył się z miejsca. – No chodź, idziemy od tych kretynów.
Roxi spojrzała na właściciela, ale chwilę potem odwróciła się i przy pomocy przednich łap, nie podnosząc tyłu z podłogi, zaczęła sunąć w przeciwną stronę.
Widząc tą komiczną sytuację, po raz kolejny zaczęliśmy głośno się śmiać.
- Ja pierdolę! Jak ten diabeł z Krowy i kurczaka! – Zauważył Emil.
Poczerwieniały na twarzy Sperma podszedł do Roxi, podniósł ją i wyniósł z pokoju bez słowa.
- Ej, no wracaj! – Zawołał go Algier.
Chłopak stanął w progu chwilę potem.
- Co? Wasze stare niby nie mają okresu?
- Kurwa, ale moja nie szura dupą po podłodze. – Odparł Młody bez namysłu.
Poczułem, że płuca i przepona odmawiają mi posłuszeństwa, ale mimo to, śmiałem się dalej.
- A Ewelinka co, myślisz, że nie ma cioty?
- Ona nie nosi majtek. – Wtrącił Emil z udawaną poważną miną.
Sperma zrezygnował. Nie mógł wygrać z czteroosobową, rozbawioną grupą, która żartowała ze wszystkiego, co próbował wytłumaczyć.
Obrażony, poszedł więc zapalić.



Kartony

pamietam ze za podwieka bylismy bardzo biedni
i kiedys udalo mi sie wyblagac tego slynnego kaczora dolana taki bylem kurwa scześliwy czytałem cały czas ten sam komiks w kółko ale pewnego razu gdy czytalem go w wannie wpadł mi do wody i komiks tak bardzo rozjebany und mame taka wkurwiona ;_;
w głowie utkwiła mi tez inna historia w podbazie mielismy zrobic przedstawienie
i mi przypadła rola zagrania robota

hehe anon co tak siedzisz cicho bys pomogl nam co
le nie asertywny spierdon face
yyy no ok

pamietam ze mame byla bardzo pomocna chodzilismy po aptekach i pytalismy sie czy nie maja moze starych kartonow do zrobienia kostiumu potem ja mame i babe robilismy ten strój całą noc sporo sie napracowalismy bo kazdy centymetr okleialismy folia aluminiową i wycinanie otworów w kartonach i inne gowna
kiedys przyszedl dzien przedstawienie kupa w cottonach mocno bo cała szkoła patrzy a ja strachałem jak popierdolony bo musiałem cos jeszce mówić xD
i wtedy dynamiczny seba

dobraa to moze ja zagram role anona hehe
wszyscy pomysł wspaniały

ale kiedy na scene wszedł seba w moim kostiumie to go rozpierdolił bo sie potknął i rozerwał karton ;_; pamietam ze mame siedziała na widowni i smutłem wtedy mocno ehh ;_;

Film



Chciałbym nakręcić film o zamkniętych w magazynie dwóch rówieśnikach, chłopaku i dziewczynie, którzy obudzili by się w tym samym czasie i zauważyli wielkie półki wypełnione wartościowym jedzeniem, ciężarami, kaszą dla dzieci, grami video oraz zeszytami na których zapisywali by przebieg nowego życia. Po przeszukaniu dokładnie magazynu trafili by na jedno wyjście, którym są zawieszone na szynach pionowo ciężkie drzwi ważące 800kg. Na ścianie obok tych drzwi zobaczyli by plakat informujący o szacowanym maksymalnym ciężarze jaki jest w stanie udźwignąć ich ciało(obecnie) w martwym ciągu, oraz o najsilniejszym człowieku na świecie w martwym ciągu(524kg). Na plakacie widniały by 3 osoby podnoszące drzwi oraz napis "nie zdołacie tego podnieść we dwaj".
Nowa para została by zmuszona do spłodzenia potomka i wspólnego ćwiczenia(w późniejszym czasie wraz z potomkiem) aby udźwignąć drzwi.

piątek, 21 lutego 2014

Sebastianek-74

Tego letniego dnia, Sperma miał problemy żołądkowe (innymi słowy, miał kaca). Nie trzeba było być geniuszem lub specem od alkoholu żeby poznać symptomy dnia wczorajszego, takie jak mocno podkrążone oczy, brak sił i ogólne osłabienie organizmu, no i właśnie problemy z żołądkiem.
Nauczycielom nie trzeba było tłumaczyć więc sytuacji i kiedy nastawała taka potrzeba, wypuszczali Spermę do łazienki bez zbędnego gadania. Przez cały rok edukacji w szkole średniej, zdążyli go już poznać.

Tego dnia również, nieco pokłóciłem się ze skacowanym przyjacielem. Sprzeczka wynikła bez powodu, jak to czasem bywa, gdy dwie osoby mają odmienne zdania.
Nim minęła doba, zdążyliśmy się już pogodzić, ale wtedy, podczas drogi powrotnej ze szkoły, nie mogłem powstrzymać się przed powiedzeniem ostatniego słowa w konflikcie. Nastąpiło to w momencie, gdy poczułem w brzuchu charakterystyczny ucisk.

Autobus był przepełniony po brzegi, ale my, jako ci, którzy wsiedli na jednym z pierwszych przystanków, staliśmy w centralnej części pojazdu, zamiast przy drzwiach. Była to pozycja dogodna – może nie tak jak miejsca siedzące, ale przynajmniej nie musieliśmy na każdym przystanku wysiadać na zewnątrz, żeby przepuścić wychodzących pasażerów.
Jedna z kobiet siedzących przed nami, wstała i zaczęła przeciskać się w stronę wyjścia. Sperma skorzystał z okazji i usiadł na siedzeniu (a właściwie opadł na nie), jako jedyny z paczki. Na twarz zaczęły wracać kolory, choć w dalszym ciągu daleko mu było do zdrowego wyglądu.
Kamil, stojący najbliżej niego, położył mu na kolanach swój plecak. Reszta, czyli ja, Michałek, Antek i kilka dziewcząt stojących gdzieś w tyle, nie mieliśmy takiej możliwości.
Coś zakręciło mi się w żołądku, a parę sekund później, poczułem niegroźny ból. Doskonale wiedziałem co to oznaczało – drogę w katuszach, próbując powstrzymać gazy lub…
Czym prędzej zbliżyłem się do Spermy i dałem upust gazom, nagromadzonym w moim wnętrzu, a gdy skończyłem zrobiłem krok w tył, wracając na swoją początkową pozycję. Nie musiałem długo czekać na efekt – wypełniony ludźmi autobus, w trzydziestostopniowym upale, nawet mimo otwartych okien, przemienił się w jadącą pięćdziesiąt kilometrów na godzinę komorę gazową.
- Patryk, ty świnio! – Krzyknął Michałek, zatykając sobie koszulką nos i usta.
- Co, to Sperma? – Zapytał Antek.
- A kto inny? Cały dzień latał do łazienki, teraz załatwił potrzebę w autobusie!
Również naciągnąłem na nos koszulkę, ukrywając uśmiech i udając, że się krztuszę.
- Ej, to nie ja się kurwa zebździłem! – Krzyknął do nas Sperma, choć oczywiście nikt mu nie uwierzył. Moich uszu doszły głośne skargi i przekleństwa, wypowiadane przez zdegustowanych i wściekłych pasażerów.
Autobus zatrzymał się na przystanku i kilkanaście osób dosłownie wybiegło na świeże powietrze. Grupka starszych kobiet obrzuciło nienawistnym wzrokiem czerwonego na policzkach Spermę.
W oddali kilka dziewcząt wskazywało chłopaka palcem.
- Michałek, cho no tu! Weź mi powąchaj dupę! Mówię ci, że to nie ja!
Większość zgromadzonych dookoła osób wybuchła śmiechem, wliczając w to młodą matkę, trzymającą na kolanach małe dziecko.
- Co za ludzie, żeby tak w autobusie!
- Świnia, ciekawe, czy w domu też tak robi!
- Chyba nawpierdalał się grochówy!
- Fuj, on przecież chodzi do naszej szkoły…
- Oświęcim. Ty patrz, czy z pryszniców poleci woda.
Pasażerowie nie przestawali rozmawiać, gdy fala uderzeniowa już się rozrzedziła. A ja poczułem, jak po policzku spływa mi pojedyncza łza.

sobota, 8 lutego 2014

Studniówka

>bądź mną 18 lvl
>wracaj ze studniówki z 4 innymi osobami z klasy
>ja jeden z nielicznych niepijący więc robię za hehe kierowce
>poźna noc więc ulice praktycznie puste
>widzisz, że przed tobą jedzie inny znajomy ze szkoły też ze studniówki
>ponosi mnie inba (ehh wtedy jescze byłem dynamiczny)
>przyspieszam i jedziemy obok siebie z równą prędkością
>ktoś wpada na bekowy pomysł, żeby przybić sobie piątki z okien
>ci ode mnie od strony pasażera wyciągają łapy
>w tamtym aucie ręke wyciąga kierowca i ci z jego strony
>jest TOP UBAW ohohoh ihihih
>nagle zjeb z tamtego auta zaczyna wjeżdżać we mnie (później wyszło że był lekko wypity)
>ja momentalnie wciskam na hamulce
>tamten zjeb nie wyrobił i zalicza dachowanie
>ludzie których wiózł powypadali z auta
>leżą zakrwawieni na ulicy
>O KURWAKURWAKURWAKURWAKURWAKU
>w moim samochodze wszyscy zdrowi, bo w porę zahamowałem
>lecimy pomóc tamtym
>loszka, którą zaprosiłem na studniówkę mocno wkurwiona
>drze na mnie mordę, że co mi odjebało, że chciałem się popisać i zgrywać chłodnika
>ja mimo srogiego obsrania, ciągle pozoruje chłód
>nieświadomie odburkuje do niej"wiesz sram ci w punchline"
>"jebie hashtag, klepie hasz tak
>jedzie rap, kurde blaszka
>kurde bla bla, styl się nagrał
>a ty nie banglasz z tym? wstyd!

poniedziałek, 3 lutego 2014

Sebastianek-73


Szliśmy wraz z Kamilem wzdłuż ulicy, nie wiedząc, co możemy zrobić – choć był środek lata, a gorące słońce świeciło nam po oczach, zwyczajnie nam się nudziło.
- To może pogramy w Diablo? – Zaproponował kolega.
- Daj spokój, chcesz w taką pogodę siedzieć w domu? Może pójdziemy na śmietnisko, zobaczymy, czy nic tam nie ma?
- Nie… Parę dni temu przyjechały tam jakieś ciężarówki i zasypały zbocze. Teraz prawie sięga rzeki.
- Zasypali nam śmietnisko? Kapa…
- Może coś tam jeszcze jest, ale na dole. Cała górka poszła się jebać.
- To może łąki?
- Nie mam coś ochoty. Miecz mi się złamał ostatnio, pamiętasz?
- No, na ogrze chyba, nie?
- Orku. Orku wojowniku.
- No to co nam w takim razie zostaje?
W tym momencie tuż koło nas przejechał na rowerze Michałek, a zaraz za nim jego siostra Marlenka, próbując nadążyć za starszym bratem.
- Ej, chodź zrobimy Pedałowi jakiś kawał? – Rzucił rozbawiony Kamil.
- Co proponujesz?
- Nie wiem, zobaczymy co się będzie dało zrobić. Dochodzi druga, nie? No to na obiad pojechał.

Odbiliśmy na ulicę, przy której znajdował się dom Michałka i gdy do niego doszliśmy, ukryliśmy się za ogrodzeniem.
- Czysto. – Powiedziałem nie zdradzając żadnych emocji, zupełnie jak pokerzysta.
- Widzisz coś ciekawego? – Zapytał Kamil, stojąc za moimi plecami, schowany za gęstymi krzakami.
- Nie. Pusto, nic ciekawego.
Towarzysz wysunął głowę i dokładnie obejrzał teren podwórka.
- No, też nic nie widzę…
- To co robimy? Wracamy?
- Co ty! Czekaj, mam pomysł.
Kamil rozejrzał się dookoła, po czym po cichu podbiegł do frontowej ściany domu. Potem podszedł do drzwi i wziąć wycieraczkę. Zadowolony, wrócił do miejsca, gdzie stałem.
- Lepsze to niż nic, nie?
- Skroiłeś mu wycieraczkę? Daj spokój…
- Chodź, wjebiemy ją do rzeki.
- Dobra. – Zgodziłem się.

Wycieraczka popłynęła z prądem rzeki i po kilkunastu sekundach zniknęła nam z oczu. Staliśmy na moście, śmiejąc się donośnie.
W praktyce, żart był dla nas całkiem zabawny, choć początkowo nic na to nie wskazywało. Teraz jednak, gdy kawał starego materiału majaczył na horyzoncie, zmierzając ku Bałtykowi, kradzież wydawała nam się naprawdę śmieszna.
- Chodź, wracamy. Niedługo muszę iść na obiad. – Powiedziałem w końcu. – Mama chyba wróciła z roboty już.
Poszliśmy wzdłuż ulicy, dochodząc do jednego z najczęstszych miejsc spotkań naszej paczki – „zakrętu”. Stamtąd, można było odbić na ulicę Kamila lub moją.
- To co, widzimy się tutaj po Dragon Ballu? – Zapytałem.
- No, spoko.
Przybiliśmy sobie piątkę na pożegnanie i gdy już mieliśmy się rozejść, usłyszeliśmy rozwścieczony głos dobiegający z trzeciej odnogi „zakrętu”.
- Kamil, oddaj wycieraczkę!
Odwróciłem się i zobaczyłem idących ku nam Michałka oraz jego matkę, zwaną przez nas Panią Złą. Nie było to przezwisko przypadkowe – nawet gdy kobieta uśmiechała się bowiem, jej twarz przypominała rozciągniętą w grymasie maskę czarownicy.
Zmarszczki i same rysy nadawały jej złowrogiego wyglądu, co kontrastowało z jej anemiczną budową ciała. Całkiem groteskowy efekt.
- Widziałam jak wchodziłeś na nasze podwórko, łubuzie! – Zapiszczała Pani Zła. – Ukradłeś wycieraczkę sprzed drzwi!
- Ta, może jeszcze drzwi wziąłem? I gdzie niby mam tą wycieraczkę, schowałem pod koszulką? – Kamil odsłonił brzuch i klatkę piersiową.
- Nie zgrywaj się! Oddaj wycieraczkę!
- Jaką wycieraczkę?
- Tą, którą żeś ukradł!
Michałek stał za plecami matki, z założonymi ramionami.
- Nic nie ukradłem.
- Byłeś na podwórku, widziałam!
- Bo… List dostarczałem!
- Jaki list?
- No nie wiem, nie czytałem. Położyłem go na wycieraczce, pewnie ktoś go też ukradł, razem z nią. – Zażartował Kamil, śmiejąc się w żywe oczy Pani Złej.
- O rzesz ty… - Wściekała się kobieta.
- Nic nie wiem o wycieraczce, a teraz przepraszam, idę na obiad.
- Nigdzie nie idziesz! – Odpowiedziała mu matka Michałka.
- Muszę iść zobaczyć, czy też ktoś mi zakosił wycieraczkę z domu. Może to seryjny złodziej?
Chłopak odszedł w stronę swojego domu.
- Ty żeś widział tą wycieraczkę? – Zapytała mnie Pani Zła, już bez furii w oczach.
- Nie, słowo daję. Może to jakieś dzieciaki?
- To na pewno ten Kamil. Żem go widziała wcześniej. Mam nadzieję, że ciebie tam nie było z nim?
- Nie, skądże! – Prawie krzyknąłem. – A po co by mi była jakaś wycieraczka?
- Nie wiem. Ale się dowiem. – Syknęła Pani Zła.
Nie dowiedziała się.

Plan na biznes

anonki, skoro przedsiębiorcze janusze zakładają sobie panele słoneczne na dachu i potem sprzedają prąd elektrowni, to da się sprzedawać wodę do miejskiej sieci wodociągowej? A jak nie da się zrobić tego oficjalnie to czy da się sprzedawać tak żeby oni o tym nie wiedzieli, tzn po prostu wpuszczać wodę do rur skąd przypływa? bo tak na logikę wodomierz powinien kręcić się w drugą stronę, a wodomierze które są ukryte w piwnicach też będą się kręciły w drugą stronę, więc nie przyjdą mirki z wodociągów szukać czy ktoś magnesów nie przyczepia u siebie w domu
Zauważyłem po prostu że jestem w posiadaniu dużej ilości zbędnej wody, na przykład deszczówki, śniegu tylko żeby rozpuścić śnieg trzeba zużyć trochę energi więc nie jest to już tak bardzo opłacalne
Ścieków bym nie wpuszczał, nie chce żeby kawałki kupy latały po takich cienkich rurach mogą się rury pozapychać i kurde przypał ale za to na przykład woda po kartoflach się przecież nadaje, woda z wanny, nie używam dużej ilości mydła i szamponów więc będzie identyczna w smaku a pozatym i tak będzie rozpuszczona w wodzie z wodociągów
dolaroanonki, dobry pomysł na biznes wymyśliłem? duże ryzyko niepowodzenia?

Smród

Typowa rozmowa o smrodzie (J)a i (T)ate

J: tate weź okno uchyl bo śmierdzi
T: CZYM ŚMIERDZI NIC NIE ŚMIERDZI
J: Olejem śmierdzy bo smarzyłeś przecież nawet w powietrzu widać że wisi
T: TOBIE WSZYSTKO ŚMIERDZI ZAJĄŁBYŚ SIĘ CZYMŚ


J: tate możesz jednocześnie nie srać i nie palić w klopie bo potem z tego smród jak gnijący papież
T: ALE JA WCALE NIE PALE JAK SIEDZE NA SRACZU SEBA CO TY TO JA NAWET NIE A PRACY SZUKAŁEŚ?

Później wychodzi po sraniu z zapalonym kipem i mówi z satysfakcją do kota

T: ARRGGG KOTA MÓWIE CI
J: NO I CO TO MASZ W RĘCE NIE PALISZ PRZY SRANIU CO?
T: NO DOBRA PALE I CO Z TEGO? TOBIE WSZYSTKO ŚMIERDZI
J: Tam się ubrania suszą kurwa potem jebią gównem i kipami i się dziwisz że mi się żyć nie chce
T: TAK TOBIE WSZYSTKO ŚMIERDZI


ogólnie straszny brudas, od lat już nie korzystamy z jednej kanapy bo jest przesiąknięta jego sokami. Pewnego razu wyglądałem jak pic related kiedy kot nasrał mi na ojca a ten przespał taki osrany kilka godzin, a jak się obudził gówna i tak nie zauważył.

T: NO BO TOBIE SIĘ NIC NIE PODOBA CZEMU TY LUDZI NIE LUBISZ SEBA ZAMYKASZ SIE TYLKO W POKOJU NIE MASZ CHĘCI DO ŻYCIA WEŹ SIE ZA SIEBIE CZEMU ZE STUDIÓW ZREZYGNOWAŁEŚ Z PRACY PRAWOJAZDY NIE ZDAŁEŚ KOLEGÓW NIE MASZ

A sam daje przykład robaka na wegetacji. Nie ma żadnych znajomych, nic tylko narzeka i klnie a jego zainteresowania to onet.pl i ojciec mateusz. Potem dziwi się że mam ujemne morale nawet we własnym domu, obecność mojego starego w pobliżu daje mi ujemne modyfikatory.

czwartek, 23 stycznia 2014

Sebastianek-72

Przez te ostatnie kilka dni zacząłem się zastanawiać, czy warto byłoby nieco odświeżyć najstarsze historie, z samego początku pierwszego tematu.
Proces ich pisania pokrywał się z ich przypominaniem, więc oczywiście odbiło się to na formie (jak na pospiesznie napisane posty nie jest źle, ale gdy patrzę na to wszystko przez pryzmat późniejszych, bardziej złożonych historii… To inna historia, że tak to ujmę).
Poza tym, z biegiem czasu, przypomniało mi się kilka mniej istotnych detali - jak skutki pewnych decyzji, strzępki rozmów czy kłótnie z osobami, które zostały wam przedstawione dopiero wtedy, gdy było to konieczne.
Doskonałym przykładem jest historia Spermy, który wybrał się ze "szwagrem" piłować most, co zakończyło się utratą paznokcia przez tego drugiego. Uprościłem to do granic możliwości.
Oczywiście jeśli chcielibyście, żebym poprawił to, co dzisiaj mnie nie zadowala, robiłbym to poza czanem, żeby nie zaśmiecać duplikatami tego tematu.
Wszystko wrzuciłbym razem do sieci, gdy dobrnąłbym z poprawami do końca.
Przy okazji może udałoby mi się uporządkować wydarzenia w miarę chronologicznie.
Dajcie znać, czy bylibyście zainteresowani czymś takim.
A teraz, pora na historię.


Okolice października, listopada i/lub grudnia należały od zawsze do najgroźniejszych, pod względem infekcji i wirusów. Gdy tylko pogoda z dnia na dzień się ochładzała, liczebność klasy tymczasowo spadała na łeb na szyję – zwłaszcza w podstawówce.
Legalne choroby to jedna strona medalu – a drugą, stanowiło symulowanie. Któż bowiem nie udawał przeziębionego choć jeden raz?

- A co się dzieje z Kamilem? Nie było go na lekcjach. – Zapytał się mnie Tymek, w którego towarzystwie, wracałem tego dnia ze szkoły.
- Siedzi w domu.
- No ale co, chory jest?
- No skoro nie było go w szkole… - Nie powiedziałem mu prawdy. W rzeczywistości, Kamil dzień wcześniej udawał przeziębionego, ale zapewne gdy jego rodzice tylko wyszli z domu tego ranka, on wstał z łóżka i znalazł sobie ciekawsze zajęcia.
- Kurde, jak ja bym chciał tak sobie nie iść do szkoły chociaż raz… - Żalił się Tymek. – Mam już dość wstawania o siódmej. Tracimy w szkole pół dnia!
Wtedy oczywiście mu przytaknąłem, ale po latach dotarło do mnie, jak zabawne i błahe były nasze problemy.
- Ej, a nie wiesz, jak się szybko rozchorować? – Zapytał się chłopak, jakby w nagłym olśnieniu.
- Niespecjalnie. A co?
- No jak będę udawał, to Ada mnie od razu podkabluje i będę miał przechlapane. No to muszę się rozchorować naprawdę!
- Nie wiem, weź może pochodź po dworze bez kurtki albo coś. – Rzuciłem od niechcenia. Tymek momentalnie rozpiął kurtkę, a zaraz potem bluzę, która się pod nią znajdowała. Poczułem na twarzy zimny powiew jesiennego wiatru i wstrząsnął mną dreszcz, myśląc, jak bardzo zdesperowany musi być kolega z klasy.
- No, zimno. A ile trzeba czekać aż zacznę mieć kaszel albo katar?
- Nie mam pojęcia. Dzień-dwa?
- Nie no, daj spokój. Jest poniedziałek, a w weekend muszę być już zdrowy.
- No to wypadałoby żebyś jutro był już chory.
- Może masz jeszcze jakieś sposoby?
Zastanowiłem się i po kilku chwilach, przypomniałem sobie coś, o czym mówiła mi mama, gdy byłem młodszy.
- Surowe ziemniaki. – Powiedziałem głośno.
- Co „surowe ziemniaki”?
- No jak zjesz surowego ziemniaka to będziesz miał gorączkę i ból brzucha podobno.
- A szybko to działa? I ile trzeba zjeść?
- Nie pytaj mnie. Nigdy tego nie próbowałem. Dawno temu mama mnie ostrzegała, żebym nie jadł surowych ziemniaków, nic więcej nie wiem.
- Surowe ziemniaki… To może zadziałać! Dzięki!
- Nie ma sprawy. Tylko wiesz, jakby coś, to ja nic nie mówiłem, dobra? – Odpowiedziałem Tymkowi poważnym tonem.
Niedługo potem, rozpięty i roześmiany od ucha do ucha Tymek odbił w stronę bloków, a ja skręciłem na nasz rewir.

We wtorek Kamil pojawił się w szkole. Jego symulowanie skończyło się, gdy ten dał sobie zmierzyć temperaturę.
Roześmialiśmy się, słysząc ton oburzenia w jego głosie i złość wobec matki.
- No i kazała mi dzisiaj iść, bez odpisanych zeszytów i w ogóle! Co w ogóle wczoraj robiliście?
Nastała niezręczna chwila ciszy. Żaden z nas nie pamiętał, co robiliśmy dwadzieścia cztery godziny wcześniej.
- No temat mam napisany. – Zająknął się wreszcie Sperma, wyjmując jeden z zeszytów.
- I tyle? – Zapytał go Kamil.
- No.
- Eee, to coolowo.
Zobaczyliśmy, że nasza ówczesna wychowawczyni rozmawia z Adolfem, ojcem Tymka i Ady. Grzecznie ukłoniliśmy się, a potem weszliśmy do budynku, wciąż żartując z Kamila.
Nawet nie zauważyliśmy, jaką minę miała nauczycielka.

Jeszcze na pierwszej lekcji, dowiedzieliśmy się, że Tymek trafił w nocy do szpitala, na ostry dyżur. Zabrała go karetka, gdy ten dostał silnych bólów brzucha, połączonych z gorączką i rozwolnieniem.
Wychowawczyni postanowiła poświęcić godzinę, by przygotować koledze laurki (które później trafiły do szpitala poprzez Adę).
Tymek, na całe szczęście, nigdy nie powiedział nikomu, kto wyjawił mu sekret surowych ziemniaków, ale nie ominęła go kara. Gdy tylko wrócił do domu, Adolf czekał na niego z przygotowanym na tą okazję kablem od żelazka.
O ile mi wiadomo, nikt z bliskiego otoczenia nie próbował potem rozchorować się w ten sposób, znając konsekwencje poniesione przez Tymka.

wtorek, 21 stycznia 2014

Sebastianek-71

Jak już kiedyś wspomniałem, moje relacje rodzinne nie były złożone i ograniczały się właściwie tylko do mamy. Kilka razy do roku Ewelina kontaktowała się z innymi krewnymi, by złożyć życzenia z okazji świąt lub urodzin – ale to raczej wszystko.
Kiedy poszedłem do gimnazjum, mama zakopała topór wojenny (o ile w ogóle można mówić o jakiejkolwiek wojnie) ze swoją siostrą, Izabelą. Kobiety pokłóciły się dawno temu, gdy ta druga starała się przekonać mnie żebym zamieszkał u niej.
Po prawie dekadzie kompletnej ciszy, ciocia Iza zjawiła się na naszym podjeździe z butelką wina, bombonierką i swoją córką, Asią. Z początku nie poznałem ich, bo kiedy ostatni raz rozmawiałem z nimi twarzą w twarz, miałem sześć-siedem lat.
- Iza, co wy tu robicie? – Zapytała moja matka, wychodząc z domu.
- Czołem, siostrzyczko. Przyjechałyśmy, bo stęskniłyśmy się za wami. – Było to oczywiście jedno wielkie kłamstwo. Już wtedy domyśliłem się, że wizyta nie ma niczego wspólnego z tęsknotą. Zapewne chodziło o zwyczajne przeszpiegi – czyli jak się uczę, gdzie się uczę, jak poszedł mi egzamin po podstawówce, czy mama nie znalazła sobie nowego narzeczonego, ile zarabia w pracy i tak dalej, i tak dalej…

- Asia po maturze wybiera się na medycynę. Czyż to nie cudowne? – Entuzjazmowała się ciotka.
Rozmowa w większości dotyczyła naszego prywatnego życia, jak zdążyłem przewidzieć, ale także gloryfikowała wyczyny mojej kuzynki, która poza przywitaniem się, nie wypowiedziała ani jednego słowa.
- A ty, jakie masz plany na przyszłość? – Zapytała mnie ni stąd, ni zowąd kobieta.
- No… W sumie…
- Na takie pytania jest chyba zbyt wcześnie… Dajmy młodym żyć własnym życiem, co Iza? – Wtrąciła się Ewelina, za co w duchu jej dziękowałem.
- No nie wiem. Dzieciom trzeba ułożyć plan, im szybciej tym lepiej. Co inaczej będą marnować czas i talenty. – Uraziło mnie to. Czułem jad wylewający się z każdym słowem.
- Och, naprawdę wiedziałaś ciociu, że Asia wykazywała talent do medycyny, gdy jeszcze nie potrafiła chodzić? – Rzuciłem, przez zaciśnięte zęby. Trafiona, zatopiona.

Moja riposta zakończyła temat edukacji i przyszłości, zboczyła za to na tor… Uzębienia Asi. Rzeczywiście, dziewczyna miała w ustach chyba kilogram stali, którym zachwyciłby się każdy znajomy Spermy ze slamsów.
- Asia ma wąską szczękę i gdy tylko zaczęły wychodzić jej ósemki, zdecydowaliśmy się działać. – Relacjonowała Izabela. – Poszliśmy do znajomego dentysty, świetnego fachowca i postanowiliśmy usunąć jej trójki, żeby miała równy i zdrowy uśmiech…
- Co? – Zapytałem, niedowierzając. Ewelina siedziała z identycznym wyrazem twarzy tuż obok.
- Po to właśnie jest aparat – żeby usunąć powstałe przestrzenie…
Kuzynka uśmiechnęła się, ukazując nam swoje zęby i szpary pomiędzy dwójkami i czwórkami. Wcześniej nie zwróciłem na nie uwagi, ale w końcu, kto koncentrowałby się na takich drobiazgach?
- Nie, nie wierzę. Po co w ogóle wyrywać zdrowe zęby? Nie ogarniam!
Uśmiech Asi znikł tak nagle, jak się pojawił, gdy dziewczyna spostrzegła, jak zareagowałem na wieść, o cudzie dentystycznym na miarę XXI wieku.
- Żeby ładnie wyglądać. – Odparła bez namysłu ciotka.
W głowie kołatały mi bez przerwy zaledwie dwa słowa: „ja pierdolę”.

niedziela, 19 stycznia 2014

Sebastianek-70

Kilkukrotnie próbowaliśmy pokonać jezioro znajdujące się w centralnej części łąk. Jak to wśród dzieci, krążyły plotki jakoby komuś kiedyś udało się zbudować prowizoryczną łódź, a Kacper, czyli okoliczny bajkopisarz numer jeden, oznajmił, że wynajął kajak żeby złowić tam kilka piranii.
W to drugie oczywiście nikt nie wierzył, ale opowieści o starszych chłopcach działały na naszą wyobraźnię. I tak, nie jeden raz próbowaliśmy swoich sił w stworzeniu czegoś, co jako tako utrzymałoby się na wodzie – jednak bez większych sukcesów.
Paradoksalnie, naszym dotychczasowym największym osiągnięciem było wodowanie uszczelnionej i odpowiednio zmodyfikowanej komory lodówki, która przy okazji zatonęła na środku jeziora, prawie zabierając ze sobą na dno Młodego. Miało to miejsce późną jesienią, gdy byliśmy w piątej klasie szkoły podstawowej. Czyli mniej więcej pół roku przed naszą kolejną próbą.

- O pa! Jakie beczki jebitne! – Wykrzyknął podniecony Sperma, jak to miał w zwyczaju, używając jakiegokolwiek wulgaryzmu. Staliśmy właśnie na małej skarpie, za którą rozciągało się śmietnisko i łąki. Chłopak wskazywał palcem kilka plastikowych beczek, sporej wielkości.
- Chodźcie, obczaimy co to! – Odpowiedział mu Młody, już biegnąc w stronę znaleziska. Ruszyliśmy za nim.
Beczki stanowiły dla nas nieoceniony skarb. Większy nawet niż lodówka czy kanapa samochodowa, które kilkukrotnie widzieliśmy już wcześniej.
- Ej mam pomysła, chodźcie się zamkniemy w nich i będziemy turlać z górek! – Zaproponował Patryk.
- Nie, to głupie. – Odparowałem. – A nie lepiej zrobić tratwę?
Młody zamarł w bezruchu i utkwił we mnie swoje spojrzenie.
- Tratwa… To jest to.

Jak to zwykle bywało przy podobnych operacjach, rozdzieliliśmy się i udaliśmy do domów, żeby zdobyć materiały budowlane. Trudno powiedzieć, ile przeróżnych śmieci wyniosłem na przestrzeni tych wszystkich lat, ale pewnie sporo. Jakby nie patrzeć, był to z mojej strony dobry uczynek – sprzątałem… Tak jakby.
Tym razem w garażu znalazłem kilka starych listewek, kilku(nasto)letnie dawno zapomniane sznurówki i całkiem spory kawał dykty.
Czym prędzej wyniosłem fanty, byle tylko nie zobaczyła mnie mama.
Pozostali chłopcy również nie zawiedli – gdy przybyłem na miejsce, Młody próbował rozplątać dosyć grubą i co ważniejsze, długą linę, a tuż obok niego, znajdowała się płachta plastikowej folii, woreczek zardzewiałych gwoździ i dobrze wszystkim znany pistolet z puszką silikonu. Sperma, jak zawsze spóźnialski, przyniósł na plecach paletę przemysłową, którą „pożyczył” z pobliskiego ogródka działkowego, a Patryk zabrał ze sobą stare krzesło i nogi od stołu.
Bez słowa, rozpoczęliśmy więc budowę.

Tratwa wyglądała jak… Tratwa. Nie ma chyba sensu rozdrabniać się na jej opisem, bo logicznym jest, że paleta stanowiła centralną jej część, a po bokach przymocowaliśmy cztery beczki (wcześniej sprawdziliśmy w rzece, czy czasem nie przeciekają).
Patryk uparł się, żeby na środku przymocować siedzisko z krzesła, by aktualnie wiosłującej osobie było wygodniej – w końcu ulegliśmy i przywiązaliśmy kolejny element do naszego pojazdu.
- No, patrzcie, coolowa ta tratwa! – Zachwycał się Sperma.
- Musimy ją wodować! – Wtórowałem.
- Dobra, tylko jak ją przeniesiemy nad jezioro? – Zadał w końcu pytanie Młody. No właśnie, jak?

We czterech przez godzinę, może nawet więcej, przenosiliśmy tratwę na miejsce, krocząc pomiędzy trawami i co chwila robiąc konieczne krótsze lub dłuższe przerwy. Każdy krok jednak przybliżał nas do upragnionego celu, którym był brzeg zbiornika wodnego.
I choć już dawno dłonie nam zdrętwiały, a na palcach pojawiły się liczne zadrapania, parliśmy dalej, marząc o nadchodzącym rejsie.
- Już prawie… - Wysapał Młody, ledwo żywy.
- Jeszcze trochę… - Dodałem chwilę później.
Dotarliśmy. Postawiliśmy tratwę na ziemi i usiedliśmy na beczkach, oddychając ciężko. Podróż była bardzo ciężka, ale w tym momencie, była jedynie wspomnieniem, przeszłością.
Po kilku minutach, gdy wróciły nam siły, zabraliśmy się za przygotowania. Pamiętając nasz ostatni, jesienny wypadek, postanowiliśmy, że póki nie będziemy pewni co do stabilności i niezawodności naszego tworu, nie będziemy wypływać na środek jeziora – w razie problemów, powinniśmy więc bezproblemowo dopłynąć do brzegu o własnych siłach.
Zdjęliśmy buty, podwinęliśmy spodnie i weszliśmy do wody, trzymając na wysokości piersi nasz „statek”. Wkrótce niepotrzebna mu już była nasza pomoc – i sam unosił się na wodzie.
- Pływa! – Krzyknął Sperma uradowany.
- Ja cię! – Wtórował mu stojący obok Patryk.
- No to co, rejs próbny? – Zapytał Młody, wdrapując się na paletę i siadając na przygotowanym siedzisku.

Ja i Młody byliśmy od Spermy i Patryka dużo niżsi, a co za tym idzie, lżejsi – z tego więc powodu, to my jako pierwsi testowaliśmy tratwę. Każdy z nas wziął po jednym, naprędce skleconym wiośle (czyli nogi od stołka z doczepionym kawałem plastiku) i ruszyliśmy, tak po prostu.
- To działa, płyniemy! – Przybiłem piątkę z Młodym, ciesząc się jak opętany. Niewiarygodne, jak kilka godzin pracy przybrało teraz namacalną formę.
- Cholera, nie wierzę!
Stanąłem, udając, że wypatruję na horyzoncie jakiegoś dalekiego, nieznanego lądu. Gdy już miałem zacząć się głośno śmiać, natrafiliśmy na niewielką falę, a ja wpadłem do wody – z zamarzniętym uśmiechem na twarzy.
Ku mojemu zdziwieniu, woda była bardzo płytka – sięgała mi nie dalej niż za pierś.
- Nic ci nie jest?! – Krzyknął przerażony Młody.
- Żyję. – Wybuchnąłem śmiechem, wdrapując się na pokład. – Woda jest całkiem ciepła.

Rejs zakończyliśmy po kilku minutach – potem przyszła kolej Spermy i Patryka, choć ta dwójka akurat żeglowała powoli i spokojnie, jak gdyby bała się kąpieli.
Niedługo potem, schowaliśmy tratwę w otaczających jedną stronę jeziora trzcinach i przykryliśmy ją folią, którą zdobył Młody, przyrzekając sobie, że wrócimy na miejsce następnego dnia, całą czwórką.
Tak się nie stało.
Traf chciał, że przez kolejnych kilka dni, nie mogliśmy się zgrać – a to Patryk miał w domu gości, a to Sperma musiał iść do sklepu, a to ja musiałem zrobić porządek w pokoju… Powody można mnożyć.

Po upływie mniej więcej tygodnia, w końcu udało nam się spotkać. Bezzwłocznie udaliśmy się nad jezioro, ale tratwa w magiczny sposób zniknęła. Wśród trzcin pozostała jedynie plastikowa folia.
- Skurwysyny! – Ryknął przeraźliwie Sperma.
Nigdy później nie zobaczyliśmy już naszej tratwy, ani też nie zbudowaliśmy nowej, w obawie przed kolejną kradzieżą. Zdruzgotani, po prostu wróciliśmy do domów, wspominając dwa krótkie rejsy, dzięki którym zrównaliśmy się z bohaterami okolicznych dziecięcych legend.