piątek, 29 listopada 2013

Sebastianek-56

Miano wieśniaka przypadło Antkowi. Kwestia pochodzenia nie podlega dyskusji (bo w końcu Antek pochodził ze wsi), ale inaczej sprawa ma się z właściwym zachowaniem i obyciem.
Na tym polu, pomijając problemy językowe (dysleksja, dysgrafia czy inne dysmózgowie), Antek nie wyróżniał się wcale z tłumu. Ot, normalny dzieciak, nie starający się znaleźć w centrum uwagi.
Inaczej sprawa miała się z Kacprem, który wraz z rodzicami, sprowadził się na osiedle Spermy i Młodego kilka lat przed Antkiem. I choć nigdy nie stał się miejscowym w pełnym tego słowa znaczeniu (tj. nigdy nie został w pełni zaakceptowany i tolerowany), to nikt nigdy nie nazwał go wieśniakiem. A tym rzeczywiście był – w przenośni i dosłownie.
Kacper przyjechał z odciętej od świata wioski „za chlebem”, jak to mawiał jego ojciec. Rodzina przywiozła ze sobą najbardziej wiejskie tradycje, zachowania i muzykę – a w tym miłość do disco polo (puszczanego regularnie w nocy, na cały regulator), charakterystyczne ubrania (sandały do pary ze skarpetami, białe skarpety do garnituru, chusty na głowę matki… Chyba nie muszę wymieniać dalej, prawda?). Tak więc, na naszych spokojnych jak dotąd przedmieściach, na ponad dekadę zagościła wieś.

Nie o tym jednak chciałbym mówić. Widzicie bowiem, Kacper zamiast pseudonimu „Wieśniak”, bardzo szybko zaczął być nazywany „Krypta”. Wszystko ma swój początek w historiach, jakie opowiadał rówieśnikom – od wykopania kości dinozaura pod blokiem, po bliskie spotkanie z kosmitami.
Ktoś kiedyś ochrzcił więc jego opowiadania jako „opowieści z krypty” (trudno powiedzieć kto, ale możliwe, że był to Kamil). Przyjęło się.
Historie ciągnęły się latami i ewoluowały – i tak kosmici powoli stawali się bogatymi wujkami w Ameryce, a dinozaury sportowymi samochodami, którymi Kacper rzekomo miał przyjemność pojeździć (był to okres gimnazjum). Jeszcze potem rozpoczęły się jego wyimaginowane imprezy i dziewczyny.
Nikt z nas nie wierzył w jego bajki, ale przeważnie po prostu mu przytakiwaliśmy, by nie wszczynać niepotrzebnych kłótni i żeby „nie wiało chujem”, jak mawiali niektórzy (potocznie kiepska, nudna atmosfera).

Jakieś było więc nasze zdziwienie, gdy w szkole średniej, już po osiemnastce, spotkaliśmy Kacpra idącego ulicą z czterema kołpakami. Pomachał nam i podszedł, żeby się przywitać.
- No elo. Co tam? – Zapytał, używając swojego charakterystycznego zwrotu, którego szczerze nienawidziliśmy.
- Po staremu. Tak sobie siedzimy. – Odpowiedziałem mu.
- No, bo ja to idę se założyć kołpaki do mojego nowego auta.
- Co, kupiłeś furę? – Zainteresował się Kamil. A przynajmniej zainteresował na pozór – nikt nie wierzył, żeby Kacper dorobił się własnych czterech kółek.
- No, z ojcem że my pojechali wczoraj i kupili. Chcecie zobaczyć?
- Prowadź. – Rzucił Emil, po czym wstaliśmy z ławki i udaliśmy się z Kacprem za blok.

- Co, fajny, nie?
Spojrzałem na parking i od razu zobaczyłem, o czym mówi Kacper. Stare, zdezelowane BMW e30, w kolorze ciemnoszarym (maska i drzwi w nieco innym odcieniu), z powyginanym przednim zderzakiem. Nawet te ładnych kilka lat temu, taki samochód budził co najwyżej politowanie.
- I co, twoje to to? – Zapytał Sperma, oglądając BMW.
- No moje, ale na ojca, bo zniżki ma.
- Czyli ojca. – Rzucił Kamil. Zaśmialiśmy się.
Kacper naburmuszył się, zdając sprawę, że niepotrzebnie mówił o ubezpieczeniu.
- A co masz pod maską? Jakieś osiem kurwa zero z turbo wytryskiem? – Zapytał Emil. Gra słów na końcu nie była w jego wykonaniu zamierzona.
- Chyba wtryskiem. Emil, skończ gimnazjum to pogadamy xD – Kacper odgryzł się. Kamil skinął Emilowi, żeby nic nie robił – bójka była niepotrzebna.
- No to co tam masz? – Przejąłem inicjatywę żeby rozładować atmosferę.
Kacper otworzył maskę (dla niewiedzących, zawiasy znajdują się z przodu) i pokazał nam brudny i mocno zatłuszczony blok silnika.
- Teraz mam 1.6, ale silnik był wymieniany. Patrzyłem i to był orginalnie M pakiet.
Sperma zakrztusił się, próbując odpalić papierosa.
- Ty, stary, jak to kurwa koło M pakietu nawet nie stało xD – Rzucił Emil.
- Eee, kurwa, nie znasz się! Cała buda z M pakietu jest. Patrz ile miejsca jeszcze jest w komorze silnika.
- No, żeby wszedł tu jakiś silnik Ursus-Kurwa-Zetor xD
Kacper zaczerwienił się na twarzy i zatrzasnął maskę.

Staliśmy tak jeszcze kilka minut, rozmawiając o zdezelowanym BMW (choć nikt nie powiedział tego faktu głośno) – i w końcu z bloku wyszedł ojciec Kacpra.
I tak, po kilku kolejnych minutach, mężczyzna zaproponował synowi, żeby pochwalił się samochodem w akcji i przy okazji pojechał z nim do myjni (akurat w okolicy otwierano wtedy pierwszą samoobsługową myjnię).
I tak, w piątkę, wsiedliśmy do samochodu, słuchając trzeszczącego zawieszenia – i ruszyliśmy.

- Ej, Kacper, coś tu głośno jest. To normalne? – Zapytał Sperma, siedzący z przodu. Ja, Emil i Kamil byliśmy ściśnięci z tyłu.
- Muszę to zrobić jeszcze. Mam dziurę w podwoziu i dlatego jest głośno.
- Jaka kurwa dziura?!
- Pod twoimi nogami – weź odsłoń dywanik. – Powiedział spokojnie Kacper.
Sperma nachylił się i podniósł nogi.
- Ja pierdolę! – Krzyknął. Chwilę potem odwrócił się do nas, z wyrazem prawdziwego przerażenia na twarzy, trzymając w dłoni oderwany kawał przerdzewiałego metalu. – Jak u Flinstonów, kurwa mać!
Przejechaliśmy przez sławne skrzyżowanie (gdzie dawno temu, Emil miał sprzeczkę z babcią) i skręciliśmy w lewo.
- Kamil, patrz kto tam idzie xD – Zaśmiał się Emil. Spojrzeliśmy przed siebie i zobaczyliśmy swoje mamy – Milenę i Ewelinę, idące z wózkiem chodnikiem.
- Pierdolę, chowam się. – Powiedziałem cicho i pochyliłem się na bok, na kolana Emila.
- Czekaj na mnie. Wstyd jak chuj. – Wyrzucił Kamil i zrobił to samo.
Gdy zrównaliśmy się z kobietami, w rury wydechowej samochodu dobiegł głośny huk, jakby wybuchła w nim mała bomba.
- Haha, niezłe wyczucie czasu xD – Śmiał się jak oszalały Emil. – Obie aż podskoczyły, jak poparzone xD
- Dobra dobra, Emil, stara miłość nie rdzewieje xD – Zażartował Sperma.
- Spierdalaj.

Dojechaliśmy na miejsce po kilkunastu minutach. Myjnia jak myjnia – nie wyróżniała się niczym specjalnym. Stała obok małej stacji benzynowej.
Kacper wjechał do wolnego przedziału i zaciągnął ręczny. Wszyscy wyszliśmy z samochodu i stanęliśmy przy urządzeniu, do którego wrzucało się monety i wybierało tryb czyszczenia.
Może to zabrzmieć zabawnie, ale chyba dla wszystkich zgromadzonych, było to coś nowego, z czym nie mieliśmy do czynienia. Jeśli była okazja, to sam myłem samochód mamy na podjeździe (a jeśli nie, to sama jeździła do myjni, bez mojej asysty), Emil zupełnie nie interesował się motoryzacją i pielęgnacją pojazdów, Sperma… Cóż, gdy był deszcz, to jego Parch (Fiat 125p) mył się sam, a Kamil również nie wydawał się zbyt obeznany z funkcjonowaniem myjni.
Po krótkiej chwili dowiedzieliśmy się, jak to wszystko działa. Kacper wrzucił pierwszą monetę, wybrał tryb i wziął do ręki wąż, z którego po chwili wytrysnęła woda.
BMW mył bardzo dokładnie, jak gdyby chciał pokazać, jak bardzo elitarne jest samo mycie pojazdu. Dokładnie wymywał brud z nadkoli, zderzaków, a gdy już wszystko było czyste i lśniące, schylił się i zaczął robić to samo z podwoziem.
- Co ty robisz? – Zapytał Kamil.
- Czyszczę. Może jakaś sól z zimy tam została abo co bo nie wiadomo, kto był kierowcą wcześniej.

Droga powrotna przebiegła bezproblemowo, jeśli nie liczyć stukania w zawieszeniu i ogólnego tłoku (może i e30 jest sedanem, ale wewnątrz jest naprawdę mało miejsca).
Mniej więcej w połowie drogi, wywiązała się tradycyjna samochodowa dyskusja – czyli spalanie.
- Ej, a ile ci to pali, tak z ciekawości? – Zapytał Sperma, ponownie siedzący z przodu.
- Z dychę gazu spali. I benzyny na rozruch. Nie wiem, muszę to dopiero wyliczyć.
- Gaz tu masz włożony?
- No, jak można na benie (bardzo potocznie benzynie) jeździć? Ale zalewam trochę, bo po ruszeniu dopiero się przestawiam. Parę litrów trza mieć.
Przytaknęliśmy. Kolejny powód, dla którego lepiej było szybko znaleźć się w domu.

Pod blok Kacpra zajechaliśmy kilka minut później. Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy w stronę pobliskiej ławki – gdzie usiedliśmy i zaczęliśmy gadać o zwykłych, codziennych sprawach. Tak minęło nam kolejnych kilka minut.
Ojciec Kacpra ponownie wyszedł z bloku i podszedł do syna.
- Synu, dej kluczyki. Muszę jechać kupić parę rzeczy do domu. – Kacper wykonał polecenie. – I jak, chopoki? Podobała się przejażdżka?
Skłamaliśmy, mówiąc, że samochód jest bardzo fajny.
Mężczyzna zadowolony odszedł w stronę stojącego wraku, ale nim zdążył otworzyć drzwi kierowcy, usłyszeliśmy histeryczny krzyk.
- KURWA! Kacper! Cho no tu!
Chłopak aż podskoczył i podbiegł do ojca. Zaraz za nim, udała się cała nasza czwórka, chcąc zobaczyć, co się stało.
- Ja się pytam, co to do kurwy syna jest?!
- Dzie, tato?
- Tutaj kurwa, tutaj! – Rozwścieczony mężczyzna wskazał na mokrą plamę na asfalcie. – Benzyna, kurwa! Benzyna! Coś ty robił tym samochodem kurwa?!
- Tato, ja nic…
- Chuja kurwa! Leć po miednicę do domu, ino szybko!
Benzyna lała się ciurkiem na ziemię, spod samochodu. Emil odwrócił się plecami i zaczął chichotać pod nosem.

Wycieku nie udało się zatamować w warunkach polowych, więc do wieczora, cała zawartość baku znalazła się na zewnątrz. Okazało się, że kiedy Kacper mył podwozie w myjni, wypłukał niechcący masę konserwującą z przewodów/rur paliwowych (!!!).
Było to dla nas zbyt wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz