piątek, 1 listopada 2013

Termometr

Upaprałem termometr w maśle. Może to brzmieć jak genialny tytuł piosenki jakiejś okurwiałej od blantów i taniego piwa kapeli studenckiego rocka typu tymon, kazik, albo inny zacier, ale dla mnie jest to tylko twarda rzeczywistość. Ot, wyciągnąłem termometr spod pachy, albowiem nietęgo się czuję, i położyłem go tak, że jakoś mi wpadł w masło. I to jest życie, to jest prawdziwe życie, a nie udawanie, że baby nie srają, że zawsze jesteś czysty, że nigdy w życiu nie chciałeś zabić ojca i wykurwić z dyńki matce. Patrząc na naoliwiony termometr pomyślałem, że sprawdzę staromodną medycynę i dla pewności zmierzę sobie temperaturę w odbycie. Schowałem się więc w pokoju, wypiąłem dupę na łóżku i zatknałem sobie tam termometr niczym dumną żerdź, tak dumną, jakby na końcu powiewać miała flaga stanów zjednoczonych. Klęczę więc sobie tak od 10 minut z laptopem przed nosem i czuję się naprawde świątecznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz