Do mojej Almy chodzi Robert Makłowicz, znany krakowski smakosz i krytyk
kulinarny. Pan Makłowicz zawsze przychodzi do Almy w butach węgierskich
marki Bata (pan Robert jest znanym miłośnikiem przyjaźni
polski-madziarskiej), spodniach jedwabnych w kolorze jasnym, białej
koszuli oraz uszytej w Budapeszcie na miarę marynarce koloru beż. Twarz
jego wygolona wygląda jak księżyc w pełni lub młody cypisek, grzywa
zaczesana jest do tyłu, a pan Robert - posiadający 150cm wzrostu
przechadzając się po Almie z wypiętą piersią i pozie habsburskiego
oficera sprawia wrażenie jakby przybył właśnie z Wiednia z samym
poleceniem Najjaśniejszego Pana w ważnej misji.
Pan Robert znany jest z tego, że dba o to, co kupują jego współklienci.
Zagląda ludziom do koszyka. Czasem pochwali, czasem zatroskany pokręci
głową, czasem poradzi, gdy klient kupi 'salami' z padliny produkowanej w
Radomiu zamiast prawdziwego salami z Węgier marki PICK.
Gdy Pan Robert wkracza do sklepu, wielu klientów podąża za nim, aby
zobaczyć, co Pan Robert kupi. Pan Robert wspina się na czubkach palców
po masło. Tum milczy, aby po chwili szepnąć
Masło Galicyjskie, trzeba też kupić skoro Pan Makłowicz kupuje
Innym razem pan Makłowicz idzie na stoisko z jajkami. Tutaj sprawa jest
prosta - kupuje jajka marki Czachorski z wolnego wybiegu lub z kury
zielononóżki, które firmuje swoim nazwiskiem. Bardziej odważni podchodzą
do pana Roberta i pytają
Panie Robercie, jak przygotować pyszny rosół?
Wtedy on odpowiada
Szanowna Pani, rączki całuję. Potrzebuje pani świeżej jarzyny oraz
świeżego tokaja. Jarzynę obwija pani jedwabną nicią, aby na końcu
wyłowić, gdy odda swój smak, a w czasie gotowania na najmniejszym ogniu
zbiera pani szumowiny przez jedwabną chustkę
Powtarza też często pod nosem:
Niezbytnym prawem mieszkańca Europy Środkowej jest sypać tyle papryki suszonej ile tylko dusza zapragnie.
Pan Robert kupuje też często słowacką bryndzę po 5 złotych za kostkę
oraz półtorej litry wody mineralnej Szaintkiralyi, która nie tylko
smaczna - ale też tańsza niż wody polskie. Ludzie często pytają:
Panie Robercie najdroższy! Dlaczego bez gazu?
Państwo szanowni. Bez gazu, gdyż mam w swoim domu prawdziwy syfon z nad
jeziora Balaton. Wodę syfonowaną następnie mieszam z tokajem otrzymując
prawdziwy Szprycer. Dbajcie Państwo o czystość języka, gdyż nuworysze ze
stolicy byłej Kongresowki mówią tak na podłe piwo od dużego browaru
wymieszanie z tanim napojem gazowanym Sprajt.
Niestety napotkała mnie raz nieprzyjemna przygoda.
Napotkałem raz pana Roberta przy stoisku z kaszami. Wziąłem z półki paczkę kaszy manny, na co Pan Robert zapytał
Do rosołu?
Ja zdziwony
Panie Robercie, kaszę mannę do rosołu?
Na to pan Robet zaczerwienił się, wrzasnął, wspiął na palce, chwycił za
kark i pierdolną mną z całej siły w stoisko z kaszami. Drobne ziarenka
rozsypały się naokoło. Ja chciałem się podnieść, lecz przewróciłem się
pod ziarnami gryki. Pan Robert krzyczał
KASZĘ MANNĘ? KASZĘ MANNĘ? TY CARSKA SWOŁOCZO KONGRESOWA TY, JA CI POKAŻĘ
BUCU TY PIEROŃSKI. W C.K. GALICJI JADA SIĘ GRYSIK NIE KASZE MANNĘ.
ZARAZ POKAŻĘ CI CO SIĘ ROBI Z GRYSIKIEM.
Po czym rozerwał opakowanie grysiku (od tej pory uważam już i tak mówię
na mannę), wziął butelkę wody węgierskiej Szaintkiralyi i nalał sobie do
ust. Woda w ustach wrzącego ze złości Pana Roberta natychmiast się
zagotowała. Pan Robert ściągnął mi spodnie, rozszerzył Anusa, wlał ze
swoich ust wrzącą wodę, a następnie wsypał kaszę ciągle mrucząc pod
nosem
KASZĘ MANNĘ, KASZĘ MANNĘ. JA MU POKAŻĘ BĘKARTOWI DOŃSKICH OFICERÓW.
Odbyt mój piekł i bolał, a Pan Robert wściekle mieszał drewnianą łygą.
Następnie przewrócił mnie na bok i wyciągnął blok zlepionego grysiku.
PATRZŻE TERAZ PATRZ
Pan Robert wyciągnął zza pazuchy nóż szefa kuchni i zaczął ciąć grysik w drobną kosteczkę
TAK SIĘ SERWUJE GRYSIK DO ROSOŁU TAK. NAUCZŻE SIĘ I NIE POKAZUJŻE MI SIĘ NA OCZY DOPÓKI SIĘ NIE NAUCZYSZ
Następnie odszedł. Ja leżałem z obolałym odbytem na stoisku z kaszą, gdy
zauważyła mnie obsługa. Byli wyraźnie niezadowoleni z tego, jak
wyglądały półki i przez cały dzień musiałem zbierać ziarenka z podłogi i
wrzucać je do worków.