niedziela, 8 grudnia 2013

Sebastianek-63

- Wieśniak, spokój! – Wykrzyknąłem nagle. Antek wyprowadził mnie z równowagi, co było nie lada wyzwaniem.
On i Kamil mieli ze sobą krótkie spięcie, a przy okazji mnie oberwało się rykoszetem. Standardowo, poszło o kradzieże, których dokonał ten drugi, a ja przypadkowo zostałem wciągnięty w cały konflikt.
Antek stanął jak wryty, spoglądając na mnie opętańczym wzrokiem. Prawdopodobnie spodziewał się, że będę bezczynnie stał, słuchając, jakim to jestem beznadziejnym kolegą, ponieważ nie przeszkodziłem Kamilowi.
- No, wieśniak, wypad krowy doić. – Skwitował Kamil i dał mi do zrozumienia, że nie ma sensu dalej się przegadywać. Poszliśmy, zostawiając bordowego na twarzy Antka, w towarzystwie roześmianych kolegów.

Okres wrogości nie trwał długo – jeszcze w następnym tygodniu, uznaliśmy, że cały konflikt był bezsensowny i ponownie zaczęliśmy się do siebie odzywać.
Jedyne, co przetrwało, to powiedzenie „wieśniak, spokój” – wykorzystywane przez pierwszych kilka dni do bólu przez chyba każdego chłopaka w naszej klasie. Tekst zniknął tak szybko, jak się pojawił i gdy na dobre pogodziłem się z Antkiem, nikt już o nim nie pamiętał.
Jak się miało okazać, byłem w błędzie.

Tego dnia, zawitaliśmy z Kamilem w domu Antka, jak to od czasu do czasu mieliśmy w zwyczaju. Było to jedno ze zwykłych popołudni – czyli sesja w Tony’ego Hawka urozmaicona miską pełną wafelków i ciasteczek.
W pewnym momencie, drzwi pokoju otworzyły się i stanęła w nich Dorota, matka Antka. Była to kobieta bardzo otyła – którą mówiąc żartobliwie, łatwiej było przeskoczyć niż obejść. Same jej uda były chyba grubsze niż mój ówczesny obwód pasa.
Spojrzała na naszą trójkę, dobrze bawiącą się przy komputerze, po czym wezwała mnie na chwilę.
Spojrzałem pytająco na Kamila i Antka, ale żaden z nich nie dał znaku, że wie dlaczego. Wstałem więc i niepewnie wyszedłem z pomieszczenia.

- Wiesz, dlaczego chciałam z tobą rozmawiać? – Spytała oschle Dorota, wskazując mi puste krzesło stojące przy stoliku turystycznym, w korytarzu.
- Nie… - Odpowiedziałem szczerze.
- Próbujesz ze mną pogrywać?
- Słucham?
- I naprawdę nie wiesz, czemu chcę z tobą porozmawiać? Nic nie zrobiłeś?
- Przepraszam, ale naprawdę nie mam pojęcia…
- Wieśniak. Mówi ci to coś?
- Eee… - Dalej nie miałem pojęcia, dokąd zmierza ta dyskusja. Kobieta uważała, że zrobiłem coś złego, ale mówiąc szczerze, nie miałem nic na sumieniu.
- Wymyśliłeś przezwisko na mojego syna i teraz wszyscy nazywają go wieśniakiem! – Syknęła Dorota. Fałdy tłuszczu na jej policzkach zatańczyły z góry do dołu.
- Że niby ja wymyśliłem to przezwisko?
- Antek wszystko mi powiedział. Wszystko! Wymyśliłeś to, bo jesteś zazdrosny! Tak, zazdrościsz mu!
W duchu przeklinałem Antka i jego całą szopkę. Zrozumiałem, że zakopanie toporów wojennych było kłamstwem, przynajmniej z jego strony, a wizyta w jego domu miała na celu skonfrontowanie mnie z jego matką. Poczułem się jak w drugiej klasie podstawówki, a nie gimnazjum.
- Myślisz, że tobie byłoby miło, gdyby ktoś nazywał cię wieśniakiem?
- Nie ja wymyśliłem to określenie. – Powiedziałem spokojnie. Było to prawdą.
- Antek twierdzi, że ty, tylko i wyłącznie ty! Przyszedł do mnie ze łzami w oczach, płakał, mówiąc, jak go obrażałeś! Dobrze się z tym czujesz?!
- Nikogo nie obraziłem.
- Będziesz jeszcze pyskował? Jak cię matka wychowała?!
- Od mojej matki, niech się pani trzyma z dala. – Wycedziłem przez zęby. Stare babsko przesadziło.
- Jeszcze raz, powtarzam, jeszcze raz obrazisz moje dziecko, to będziesz rozmawiał z pedagogiem!
- To wszystko?
- Zobaczysz, doigrasz się. Spróbuj nazwać go wieśniakiem raz jeszcze, a zapamiętasz mnie na całe życie! Będziesz przeklinał dzień, w którym mnie spotkałeś.
Miałem odpowiedzieć „z pewnością”, ale powstrzymałem się. Mimo wszystko, nie chciałem mieć do czynienia ze szkolnym pedagogiem, wzywaniem matki do szkoły i obniżeniem sprawowania.

Niedługo potem, Dorota puściła mnie wolno. Poczułem, że spada mi kamień z serca, ale jednocześnie, narasta irytacja. Antek zachował się jak kilkuletnie dziecko, które z każdym problemem biega do mamy.
Jeszcze zanim z Kamilem opuściliśmy podwórko przed domem Antka, opowiedziałem mu o całym zajściu. Następnego dnia, wiedziała już o tym cała klasa.
Oczywiście, matka Antka nie mogła w tej sprawie zrobić nic – nie obiecywałem przecież, że nie opowiem, co mnie spotkało tego dnia w jej domu i nie mogłem mieć wpływu na reakcję kolegów i koleżanek po usłyszeniu historii.

Od tego momentu, moje relacje z Antkiem zdecydowanie się ochłodziły. Nie byliśmy wrogami, ale poza rutynowymi czynnościami takimi jak witanie się czy krótkie rozmowy w szkole, byliśmy wobec siebie neutralni, obojętni.

Już w liceum, Sperma podczas jednej z małych kłótni, rzucił sformułowaniem „wieśniak, spokój!”, wywołując tak samo wielką falę śmiechów, co pytań. Nowym kolegom i koleżankom streścił więc calutką opowieść – tak dokładnie, jak gdyby sam siedział tego dnia na krześle naprzeciw ogarniętej obłędną wściekłością Doroty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz