czwartek, 24 października 2013

Sebastianek-8

Jak zapewne pamiętacie, Tymek urodził się podduszony i z tego powodu był inny od swoich rówieśników.
Za namową rodziców jednak, starał się kilkukrotnie o dołączenie do jakiejś paczki - zawsze bezskutecznie.
Jako że my byliśmy tymi fajnymi, niegrzecznymi chłopakami, którzy łamią wszystkie zasady, byłoby dla niego fajnie posiadać tak "ustawionych" ziomków.
Kilkukrotnie, w ciągu całego cyklu edukacji w podstawówce i gimnazjum, próbował być jednym z nas.
Możliwe, że wiecie, jak to wszystko działa wśród dzieci - żeby gdzieś dołączyć, trzeba być przez jakiś czas sługusem i wykonywać dziwne zadania.
Patryk wpadł na pomysł, by Tymek powąchał jakieś świeże gówno, których nie brakowało na okolicznych trawnikach (proletariatowi nie chce się chodzić na łąki, tylko wyprowadzają psy pod własnymi oknami).
Ja i Młody byliśmy tym nieco zdegustowani, ale w końcu słowo się rzekło, a Tymek się zgodził wykonać tą misję.
Pół godziny szukaliśmy czegoś odpowiedniego - bez skutku. W końcu Sperma się zirytował i poszedł za pobliskie drzewo.
Po chwili wyszedł, podciągając spodnie (zaufajcie mi, podetrzeć nikt by się nie zdążył xD).
- Tymek! Chodź tutaj! Mam dla ciebie świeżego batona!
Tymek przestraszony poszedł, a my za nim.
Na małej "polance" leżało świeże, brązowe gówno, nad którym zdążyło się już zebrać kilka much.
- Ludzkie. - oznajmił Kamil z kamiennym wyrazem twarzy.
Wyśmialliśmy go, że nie domyślił się, kto je zrobił.
Tymkowi pojawiły się świeczki w oczach (zaszklone oczy, pełne łez, ale utrzymywanych wewnątrz, nie ściekających po policzkach), ale dziarsko nachylił się, opierając rękoma po obu stronach gówna.
Patryk zaczął żartować, co by było, gdyby teraz skoczyć mu na plecy. Zbyliśmy go, tym razem naprawdę zniesmaczeni zachowaniami Patryka, Spermy i w końcu uległością Tymka.
Chłopakowi pociekły łzy po policzkach, ale nie złamał się. Pochylał się coraz niżej, a dla równowagi, mnie i innym żołądki zaczęły podnosić się ku górze.
Gdy ten zaczął brać głębokie wdech, ni stąd, ni zowąd, Patryk pojawił się z wielkim kijem, wbił go w leżące gówno i przekręcił. Świeży, nieludzki smród wypełnił powietrze, gdy akurat nieświadomy Tymek brał wdech kilkanaście centymetrów nad źródłem zapachu.
Zwymiotował jak kot, wyprężając kręgosłup i nachylając się jeszcze bardziej nad kałem.
Wszyscy zrobiliśmy kilka kroków do tyłu, razem z Patrykiem, który płakał ze śmiechu, dumny z siebie samego.

Kilkanaście minut później, Tymek wrócił do normy. Zapytał, czy jest już jednym z nas.
Było to bodajże drugie z planowanych trzech zadań, więc nie mogliśmy się zgodzić (reguły, reguły).
Tymek się rozpłakał.
Na horyzoncie pojawił się Emil, któremu opowiedzieliśmy o całej sytuacji. Nieźle się uśmiał.
Zaproponował, żeby Tymek wziął to gówno i rozsmarował na klamkach w przychodni zdrowia (!).
Uznaliśmy, że to genialne pomysł.
I choć trudno w to uwierzyć, to… Tymek się zgodził!

Chłopak wziął jakiś stary worek, napakował do niego liści żeby ochronić dłoń, po czym chwycił orzygane gówno i poszedł w kierunku przychodni zdrowia (dwie ulice dalej).
Był to budynek mający dwa wejścia - osobne dla dzieci i dorosłych, po przeciwnych stronach. Nie było żadnego dodatkowego wejścia, więc łatwo się domyślić, jaki chaos chcieliśmy wywołać (niektórzy ludzie lubią patrzeć, jak świat płonie).
Dla bezpieczeństwa, trzymaliśmy się kilkanaście kroków za Tymkiem - nikt z nas nie był pewien, czy coś nie strzeli mu do tego pustego łba i nie zechce w nas rzucić tym, co miał w dłoni.

Mimo wszystko, zrobił to. Rozsmarował kał na obu klamkach przychodni i nawet z przeciwnej strony ulicy widzieliśmy doskonale brązowo-beżowe grudki na gładkiej powierzchni metalu.
Na koniec pozostawił po sobie ślad, odciskając na jasnej farbie drzwi (od strony dziecięcej) swoją dłoń (w worku).

Jeszcze w tym samym roku, przychodnia doczekała się ogrodzenia zamykanego na noc oraz systemu monitoringu xD
Tymek, chcąc nie chcąc, został członkiem naszej paczki - na jakiś tydzień, gdy w końcu go wyrzuciliśmy, bo nie mogliśmy wytrzymać jego odchyłów (całe życie na naturalnym haju).

O ile się nie mylę, policja szukała sprawcy całego wydarzenia, ale w końcu umorzyła śledztwo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz