poniedziałek, 21 października 2013

Skazani-11

Boro Casso

Patrzac przez okno swojego wiezienia na ostatnim pietrze dawnego centrum handlowego,
Boro Casso rozmyslał nad wydarzeniami ostatnich miesiecy. Rok temu
miał wszystko: pracował w firmie informatycznej, pisał wymarzona gre komputerowa,
nawet zaczał spotykac sie z dziewczynami. Gdy do jego mieszkania wkroczył
oddział ABW, miał juz ułozone zycie.
Ladowanie w Zonie było dla niego bolesne. Szybko rozpoznany jako kreator
Bamboleo, poddany ostracyzmowi i zamkniety w opuszczonym sklepie odziezowym,
był persona non grata nawet dla dwóch spierdolin, które pilnowały go codziennie.
Gdyby nie to, ze raz na jakis czas odwiedzali go znajomi z /c/, pewnie
juz dawno rzuciłby sie na te szara, smutna ulice pod oknem. W oddali majaczył
Mur.
– Masz goscia, kutasiarzu – powiedział suchoklates od forsowania Puchałke,
jego straznik. – Mówi, ze z /x/.
Zaskoczony odwrócił sie na piecie, by spojrzec w twarz najstarszemu z anonów.
Chociaz lepszym okresleniem byłoby „najstarszej z anonek”.
– Ba-baba Wanga?! – W zdziwieniu otworzył usta.
– Słuchaj mnie uwaznie, młodziencze, zostało mi niewiele czasu – zaczeła powoli
wrózbitka. – Mam dla ciebie informacje, które pozwola ci opuscic to smutne jak
chuj wiezienie, a jednoczesnie zostac bohaterem dla tych wszystkich anonów,
którzy na bohatera czekaja. Gotowys?
Boro Casso bez zastanowienia pokiwał głowa.
– Dobrze, ale w zamian za to musisz mi cos obiecac – dodała seniorka.
– Co takiego, babciu?
– Nigdy, ale to nigdy, nie zgwałcisz kobiety w Zonie.
Boro zasepił sie. Chciał opuscic Zone własnie po to, zeby gwałcic. Walenie pod
widoczne z okna uliczne seksy to nie to samo, a swiat po drugiej stronie był
pewnie jeszcze smutniejszy w kontakcie niz w obserwacji. Mimo wszystko zawsze
mógł miec nadzieje, ze jakas wizazystke po prostu poderwie. Poza tym Baba
Wanga zdechnie wkrótce...
– Ok, zgadzam sie und potwierdzam! – dziarsko zakrzyknał Boro. – To teraz
powiedz mi co mam robic i co mozesz mi dac.
Baba Wanga usmiechneła sie pod wasem i z rekawu wyciagneła zrolowana kartke
papieru A2.
– Trzymaj, to mapa geologiczna terenów pod miastem. Z niej dowiesz sie zarówno
gdzie sa złoza surowców, w tym wegla, jak i tego, ze samo miasto znajduje sie
kilkadziesiat metrów nad wielkim kompleksem jaskiniowym. Tam anony beda sie
osiedlac.
– W jaskiniach? – odparł zaszokowany programista patrzac na mape. – Ale po
co, jest tyle mieszkan...
– Jaskinie uratuja was przed smiercia w trakcieWojny, Która Nastapi – przerwała
muWanga. – Poza tym, za kilkaset lat bedzie tu ponad dwa miliony mieszkanców,
a Zona sie nie rozrosnie.
– Ale tak w gołych jaskiniach...?
– Jezeli uwazasz, ze to za mało, w tym miejscu – wskazała palcem punkt na
mapie – znajduje sie wielkie składowisko kontenerów. Z nich zbudujecie zalazek
podziemnego królestwa Anonów.
Boro Casso opadł na fotel, który zrobił z walajacych sie po obiekcie par
dzinsów. Baba Wanga powoli podreptała w jego kierunku, staneła z jego lewej
strony i kontynuowała.
– Miasto ponad powierzchnia bedzie piekna metropolia, jak Damaszek z Asasyna.
A ty bedziesz bohaterem na pomnikach.
– Ale jak ja ich przekonam? Przeciez na ulicach tego smutnego Karagradu rzadzi
anarchia. Nie posłuchaja sie mnie!
– Dlatego zdradze ci teraz drugi sekret...
***
Od kiedy Boro Casso wskazał narodowcom ukryty skład broni pod byłym
komisariatem mineło kilka dni poswiecone na szkolenia z obsługi broni i ustalenia
taktyki. Anarchisci mimo dzielnej postawy, nie mogac oprzec sie militarnej i
taktycznej przewadze nazioli, tracili po kolei kazda kamienice. Jeden z budynków
wybuchł – to bohaterski pedoni wysadził sie granatem, zabierajac ze soba dwóch
byłych subskrybentów poznanskiego ONR-u. Na nic to sie jednak zdało, gdyz
z koncem dnia stulejarska swastyka wisiała na wiekszosci budynków w miescie.
Boro Casso triumfował.
Bedac jednym z bohaterów wojny domowej, został Boro wybrany na pierwszego
Dozywotniego Prezydenta Nowej Republiki. Twarda reka wprowadził zmiany,
które ukształtowały pózniejsze prawodawstwo oraz tradycje tego niewielkiego terytorialnie,
ale wielkiego duchem i gwałtem panstwa.
Nie zrealizował tylko jednej obietnicy.
Baba Wanga marzyła o przyszłosci, w której Anon i Wizazystka szli ramie
w ramie i traktowali sie nawzajem jak ludzie ludzi. Prezydent miał dac przykład
wszystkim swoim poddanym. Gdy prorokini umarła, Boro ogłosił tydzien łowczy.
Codziennie gwałcił po kilkadziesiat wizazystek, włacznie z małymi dziewczyn61
kami, które urodziły sie juz w Zonie. Przypieczetowało to tragiczny los kobiet,
wrzuconych do jednego gara z Anonami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz