piątek, 25 października 2013

Skazani 15-część druga


– To nie sa moi koledzy – wycedził Julek – tylko pizdeczki, odwazne w grupie na
jedna z was. Oczywiscie sa tez psychopaci, jak ten tam, niebezpieczni dla kazdego. Ja pierdole, gdybym wiedział, ze cos takiego sie odpierdoli, nigdy bym nie
lurkował, ze o pisaniu past nie wspomne.
– Skurwysynu!!! – rozległ sie głosny ryk i przerazone wizazanki ujrzały
/mil/-anona powstałego z martwych, atakujacego Julka siedzacego jak wryty przy
niedojedzonym arbuzie. Milanon nie miał swojego bagnetu ani pałki, ale posiadał
w arsenale jeszcze kilka nozy. Jednym z nich, wyjetym z buta, przybił prawa
reke Julka siegajacego po maczete do stołu. Drugim, włoskim sprezynowcem, poderznał
mu gardło. Po czym dzgnał kilkukrotnie ze wsciekłoscia podrygujacego
anona, obficie bryzgajacego krwia na piszczace wizazanki. Gdy skonczył, jedna
reka zmiótł zapas koktajli Mołotowa ze stołu, rozbijajac je wszystkie.
– Teraz zdechniemy razem, jesli juz – sapnał, z obłakanym wzrokiem. Rankiem,
dla uspokojenia nerwów, wział spora dawke srodków, które miały tez działanie
przeciwbólowe. Dodatkowo wrócił sie po kamizelke, stwierdzajac, ze moze mu sie
jednak przydac taka asekuracja, a pod swetrem bedzie praktycznie niewidoczna.
Cios Julka go dotkliwie zranił, ale nie uszkodził. Maczeta straciła impet na pochwie
od bagnetu i rozcieła kamizelke, przebijajac tez w całosci gruby sweter, co
sprawiło wrazenie, ze Julek wbił bron po rekojesc. Był jednak niedoswiadczonym
rzeznikiem i ten bład kosztował go zycie. W efekcie /mil/-anon miał tylko bolesnie
rozcieta skóre pod łopatka. Jedna z wizazanek chwyciła nóz kuchenny, ale
/mil/-anon juz miał w reku maczete, która kilka minut temu jeszcze tkwiła w
jego plecach.
– Nawet nie próbuj – syknał. – Wy chcecie swietego spokoju, ja chce, zeby ktos
opatrzył moja rane. Potem mozemy sie rozejsc. Zrobimy tak...
Wizazanki chcac nie chcac musiały zszyc milanona, nicmi znalezionymi w
łazienkowej apteczce, po czym odkaziły rane alkoholem. Socjopata cały czas trzymał
w reku maczete i był przytomny dzieki srodkom przeciwbólowym, które zuł.
Wolały nie pytac co to i skad to ma. Gdy troche odpoczał, wyrzucił razem z
jedna z wizazanek, chuda i niska Agnieszka, zwłoki Julka z mieszkania. Druga
brunetka, Marta czysciła podłoge z krwi. /mil/-anon przeszukał najpierw Julka,
znajdujac kilka przydatnych fantów – zapalniczke zippo, scyzoryk szwajcarski i
nóz składany oraz... kilka prezerwatyw, których widok skonfudował troche wizazanki.
/mil/-anon paskudnie sie na ten widok usmiechnał, jednoczesnie lekko
wykrzywiajac twarz z bólu. Obejrzał swoja kamizelke antyterro lezaca na stole.
Musiał jakos naprawic rozciecie na plecach. Przy jego boku znalazła sie maczeta
kurki, której uzywał Julek. Była poreczniejsza i skuteczniejsza w uzyciu od
starego bagnetu, który zdecydował sie zostawic. I tak metalowa pochwa uległa
zniszczeniu od ciosu maczety i musiałby go nosic zatknietego za pas luzem.
– Co było miedzy nami – zaczał /mil/-anon – niech zostanie zapomniane. Nie
jestem napalonym na was skurwysynem jak pies na gnata, wiec zasadniczo nic
wam nie grozi z mojej strony, dopóki trzymacie swoje noze i inny sprzet kuchenny
przy sobie. A te granaty? Na ile by wam ich starczyło? Kilku by spłoneło zywcem,
a pozostali by was dopadli i byc moze spalili tak samo. Oczywiscie wypierdolili
by was wczesniej we wszystkie otwory grupowo, po kilku na jedna. Wizazanki w
tym momencie wzdrygneły sie i milczały dalej. /mil/-anon kontynuował.
– Poza tym płonace spierdoliny, niczym pochodnie, doskonale by tutaj wszystkich
zwabiły. Im wszystkim wzgledem was chodzi tylko o jedno – wyruchac i ponizyc.
Jesli nie siła, to sposobem. Tak jak ten gówniak, którego tutaj zabiłem. Ja mam
wyjebane, zamierzam sie stad wydostac.
– Jak!? – zakrzykneły wizazanki niemal jednoczesnie. Stojacy do nich tyłem
/mil/-anon, ogladajac zgromadzony na stole ewkipunek, usmiechnał sie ponownie,
połowa twarzy.
– Jest pewien sposób – powiedział powoli.
***
– Całkiem niezle wam poszło – stwierdził /mil/-anon, patrzac na poprzebierane
w znalezione po rekonesansie w kamienicy ubrania dziewczyny; przeszły
metamorfoze, Patrycja ubrana była w kombinezon czołgisty, we wzorze flectarn,
i maske od paintballa oraz rekawice, w rekach miała łom. Brunetki były równiez
poprzebierane tak, aby nie rozpoznano ich płci, chociaz ich wzrost i drobna
budowa ciała wzbudzały i tak podejrzenia. Marta zakryła twarz arabska husta,
a Agata włozyła bluze z kapturem i przykryła twarz szalikiem. Marta trzymała
bagnet /mil/-anona, natomiast trzecia z wizazanek wybrała na bron tłuczek do
miesa.
– Moze nie zwróca na nas uwagi dzieki temu – stwierdziła Marta.
– Mhmmm – przytakneła Patrycja. – Debilnie sie czuje, jak w jakims Mad Maksie.
– To raczej wasza jedyna szansa – powiedział /mil/-anon. – Gdybym was wyprowadził
jako swój „harem”, mogliby chciec mi was odbic, albo cos w tym stylu.
Tak przynajmniej dostajecie szanse w razie wpadki, by zginac z bronia w reku.
Plecaki spakowane?
Wizazanki przytakneły.
– No, to spadamy stad – zakomenderował. – Tak przy okazji, wiecie, ze poza
strefa bedziemy musieli sie ukryc albo w ogóle opuscic kraj? Mogliby nas ponownie
tutaj wysłac i tym razem zabezpieczyc wszelkie mozliwe drogi ucieczki.
Swoja droga, mam nadzieje, ze nie złapali juz jakichs debili i nie obstawili terenu
dookoła.
Dziewczyny przyjeły to do wiadomosci i wkrótce potem opuscili mieszkanie.
/mil/-anon znalazł przejscie do podziemi w piwnicy budynku, wiec nie musieli
nawet wychodzic na ulice. Wizazanki, które ze soba wział, nie znalazły sie w
jego zespole ucieczkowym z dobroci serca. Stanowiły teraz dodatkowe oczy w
wedrówce, niosły zapasy i były uzbrojone, wiec mogły go ewentualnie odciazyc,
gdyby trafili na silniejsza grupe. „A poza tym, ta ruda jest niczego sobie” – pomyslał
/mil/-anon – za murem, gdy sie ucieknie w góry albo gdzies, to kto wie...
Wedrowali juz od godziny kanałami, w kierunku tylko jemu wiadomym, gdy rozległ
sie szelest.
– Stój, kto idzie?! – rozległ kobiecy głos. – Stac albo otworzymy ogien!
/mil/-anon wyciagnał powoli maczete. Wizazanki popatrzyły sie po sobie.
– To nasze dziewczyny! – powiedziała Agata. – Hej, nie strzelajcie do nas!
Zrobiła krok do przodu, Marta poszła za nia, ale Patrycja sie zawahała.
– Stójcie, do cholery – syknał /mil/-anon. Było juz za pózno, dwie wizazanki
znikły w ciemnosci z przodu.
– Ognia! – rozległ sie kobiecy krzyk. Komando podziemnego ruchu oporu wizazanek
wypusciło na dwie dziewczyny ubrane w militarne ciuchy wiazke z miotacza
ognia. /mil/-anon usłyszał ich wrzaski i złapał swoja ostatnia towarzyszke, wpychajac
ja w boczne rozgałezienie kanału i wskakujac za nia. W ostatniej chwili.
Wiazka ognia doszła do nich i omineła boczny kanał. Wrzaski dwóch nieszczesniczek
po chwili ucichły. Patrycja zerwała maske, jej twarz wykrzywiał grymas
rozpaczy, z oczu ciekły łzy. Usłyszeli tupot nóg bojowniczek biegnacych w ich
strone.
– Pierdolone kurwy! – wrzasneła Patrycja i wybiegła w ich strone z łomem, /mil/-
anon za nia. Jednak kanał był zbyt waski, aby mógł ja wyprzedzic. Wizazanka
rozwaliła pierwszej nadlatujacej głowe łomem, potem nadziała na bron druga.
Straciła panowanie nad nim, nie mogac wyszarpnac narzedzia. Te okazje wykorzystałaby
trzecia przeciwniczka, ale dosiegł ja nadlatujacy nóz /mil/-anona,
wbijajac sie w oczodół. Osuneła sie na ziemie. Czwarta i piata przystopowały.
Zauwazył, ze maja łuki – proste, klasyczne, drewniane łuki. Wypusciły strzały,
trafiajac dwukrotnie Patrycje, która siedziała znieruchomiała z przerazenia nad
tym, co przed chwila sie stało. Kolejne dwie strzały zatrzymała kamizelka /Mil/anona, która miała wsadzone metalowe płytki na miejsce wkładów balistycznych,
wsadzone przed wyjsciem z mieszkania. Miał przez to wolniejsze ruchy, ale teraz
uratowało mu to zycie. Pedził na nie rozwscieczony. Jednej obciał głowe pierwszym
uderzeniem, druga zasłoniła sie łukiem, lecz porabał go i rozpłatał jej klatke
piersiowa. W jego strone poleciało jeszcze kilka strzał, jednak prawie wszystkie
chybiły, poza trzema, które zatrzymały sie znów na kamizelce. Nie chciały go
zabijac miotaczem, obawiajac sie zapewne, czy którakolwiek z ich towarzyszek
jeszcze zyje. Kobieca empatia je zgubiła. Nie miały szans w starciu wrecz z /mil/-
anonem, który pochlastał na kawałki kolejnych piec bojowniczek. Szósta i ostatnia
z nich okazała sie znac sztuki walki. W rekach miała krótki samurajski miecz wakizashi,
a raczej tania podróbke na sciane, jednak w jej wprawnych rekach był to
nadal niebezpieczny kawałek zaostrzonego płaskownika. Wymienili kilka ciosów
i odpowiedzi. /mil/-anon był coraz bardziej zgrzany w swoim pancerzu, a blondynka
z długim warkoczem do tyłka, która broniła sie dzielnie swoim mieczem,
była bardzo wysportowana, wrecz wyrzezbiona. Jej zacieta mina mówiła mu, ze
albo on, albo ona, a siły i determinacji miała jeszcze sporo. „Pierdolona kondycja”
– pomyslał /mil/-anon – „mogłem wiecej cwiczyc, zamiast głównie lurkowac
o militariach i survivalu”. Blondynka ponowiła atak ze wsciekłym okrzykiem,
Milanon odbijał swoja spora, ale zarazem lekka maczeta, kazdy cios czterdziestopieciocentymetrowej
klingi. Cos mu przyszło do głowy. Po kolejnym zwarciu
odepchnał dziewczyne tak, ze prawie upadła. Gdy chciała ponowic atak, błysnał
jej wydobyta z kieszeni latarka o sporej mocy swiatła, prawie całkowicie oslepiajac
ja na kilka sekund. To wystarczyło. Najpierw na ziemie spadło jej prawe
przedramie razem z mieczem, potem głowa, na koncu zwaliło sie ciało. /mil/-
anon, sapiac, poszedł zobaczyc, co z ruda. Nie zyła. Jej zielone oczy patrzyły na
/mil/-anona z wyrzutem. Po raz pierwszy od wielu lat cos poczuł i zapłakał.
Gdy doszedł do siebie po kilku minutach, postanowił zachowac sobie trofeum. Miecz jego przeciwniczki w istocie był tanim gównem z Chin – po walce z
jego maczeta, która nadal była w dobrym stanie, zrobił sie z niego prawie grzebien.
Z niesmakiem wyrzucił bron w płytka wode zalewajaca kanał. Spojrzał na
głowe blondynki. Odciał od niej długi warkocz i przytroczył do kamizelki niczym
sznur paradny. Właczył latarke i sprawdził ekwipunek. Zabrał swój plecak, wzbogacony
o kilka artykułów z bagazu Patrycji, a takze jeden z łuków, pasujacy do
jego wzrostu, i pek strzał. Maczete naostrzył o znaleziony kamien i schował do
pochwy na udzie. Zabrał takze swój nóz, sterczacy z oczodołu jednej z bojowniczek,
które zabił.
– To chyba bede sie zbierac – powiedział sam do siebie spokojnie. – Szkoda, ze
nie wyszło rudej.
Miał juz wchodzic na drabinke prowadzaca do włazu kanału, gdy sie zatrzymał,
słyszac pisk szczura. Jeden, drugi, trzeci. Zwietrzyły dobra wyzerke.
Popatrzył na zwłoki Patrycji i na zbiornik z miotaczem ognia. „Nie dam cie im”
– pomyslał i wrócił sie załatwic jeszcze jedna rzecz.
/mil/-anon szedł ulica, a w tle buchnał ogien ze studzienki kanalizacyjnej.
Zwróciło to uwage kilku anonów krzatajacych sie po ulicach, ale tylko na chwile.
Milanona zaczepiac nie zamierzali, widzac jego arsenał, warkocz wiszacy na prawym
ramieniu, oraz wyraz twarzy cyborga, który zabije kazdego, kto stanie mu
na drodze. Zauwazył samochód i wysiadajacego z niego anona. „Przydałby mi sie
transport, a moze i towarzystwo” – pomyslał i ruszył w strone auta, nie wiedzac,
co go tam czeka.
Makijaz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz