sobota, 19 października 2013

Skazani-3

Spierdolina na białym koniu

Mateosz spał. Bo co miał zrobic? Pierwsza noc z dala od ciepłej piwnicy wtracony
do tego getta. Nigdy nie potrafił sobie znalezc miejsca, a ukojenie znajdywał własnie
we snie. Tutaj problemy znikały. Nie było swiadomosci własnego istnienia.
Własnego spierdolenia. Spał smacznie. Snił o swoich dupopierozkowych pociagach,
o kucowaniu i o innych miłych rzeczach. Spał snem mocnym, jednak jek
dobiegajacy zza okna, jek bolesci i jek rozkoszy zlany razem w utrate prawictwa
i sztucznej godnosci sprawił, ze jego swiadomosc wróciła na swoje miejsce. Mati
pomyslał z rezygnacja: „o nie, znowu ten swiat, nie mam jedzenia, nic...”. Nagle
otworzył szeroko oczy i poczuł jak serce bije mu mocniej. Tak, pod reka poczuł
cos ciepłego i miekkiego. „Zaraz” – pomyslał. – „Ach tak...”. Odetchnał i poczuł
jak swieze wspomnienie powoduje, ze jego ciało zalała fala ciepła, a duch
stał sie rzeski. Wyciagnał swa reke jeszcze dalej i przytulił sie do pleców loszki,
która ocalił przed jekami, które go obudziły. „Jak to było?” – pomyslał i poczał
rozpamietywac to nieprawdopodobne wydarzenie.
Było juz ciemno. Mati jak zwykle dotarł ostatni na miejsce przeznaczenia
– za Mur. Chciał tylko znalezc spokojna piwnice i dosc zapasów, zeby sobie wegetowac
w spokoju. W ostatecznosci miał swoja nieodłaczna zyletke podpisana
„[EXIT]”. Szedł ulica i rozwazał, który dom, które mieszkanie nada sie na nowa
piwnice. Te najblizej byc nie moga, bo przeciez ktos je juz mógł zajac. Po lewej
anony – poznac to było po smrodzie. Po prawej wizazanki – lament, krzyk i zawiedzione
głosy, bo przeciez to miał byc obóz sportowy z przystojnymi siatkarzami.
Skrecił w najblizszy zaułek i wszedł do jakiejs podstarzałej kamienicy. ”Tutaj
prawdopodobnie znajde spokój. Wszyscy mogli sobie znalezc lepsze zadupia„ –
powiedział sobie w duchu.
Juz zamykał drzwi, gdy usłyszał jak na ulicy rodzi sie fala anonów, która
z okrzykami na ustach szarzuje przeciw prawictwu. Podniosły duch nawet jemu
sie udzielił, co objawiło sie szerokim usmiechem na jego twarzy. Tłum był coraz
blizej, przetrzasajac kazdy napotkany zakatek. Tej nocy zadna szpara nie zostanie
zachowana.
Mati jednak nie przyłaczył sie do zabawy, nawet mimo bezbronnosci tamtych
kobiet nie miał ochoty pózniej sobie tego wypominac. Wszedł po schodach w
poszukiwaniiu kuchni i jakiegos leza. Grupka rozochoconych anonów juz zblizała
sie do jego kamienicy.
Na pietrze znalazł trzy pomieszczenia – kuchnie, zagracony kibel i sypialnie.
Wszedzie ciemno, jak w jego dawnej piwnicy. „Az miło” – pomyslał. Wszedł do
kuchni i az podskoczył z wrazenia, gdy zauwazył w kacie roztrzesiony ciemny
kształt. Druga reakcja był wyrzut reki w kierunki kieszeni w spodniach oraz
wydobycie z niej jego ulubionego składanego noza. Cien w kacie jakby sie rozciagnał
i oto Mati zobaczył w mroku zarys delikatnej twarzy dosc młodej kobiety.
Pomyslał, ze moze byc nawet ładna.
Ale oto drzwi kamienicy z głosnym hukiem odbiły sie od scian. To anony
wkroczyły czynic swe łowy. Mateosz zrozumiał co sie zaraz stanie. Szkoda mu
było roztrzesionej loszki, która niebawem zostanie wyrwana z kata. Działajac pod
wpływem impulsu, skoczył w strone loszki, szepnał „zaufaj mi” i rzucił ja na stół
tak, ze jej – jak sie okazało – zgrabny tyłek znalazł sie na wysokosci jego ledzwiów.
Mati nie miał czasu uwiarygadniac przedstawienia, które miał zamiar odegrac.
Liczył na to, ze brak swiatła nie pozwoli anonom zweszyc podstepu. Mati zaczał
symulowac posuwiste ruchy za roztrzesiona, zrezygnowana loszka. Wydawał przy
tym dziwne, niezgrabne odgłosy, które brzmiały na tyle spierdolinkowato, ze az
wiarygodnie.Wsama pore, bo oto anony postanowiły sie rozdzielic. Jedna grupka
przetrzasała dół, a druga postanowiła sprawdzic góre. Mati usłyszał przez drzwi
dwa głosy. Obejrzał sie i zobaczył jakiegos kuca ze swiecacymi z podniecenia
oczami i eriszczaka z małymi raczkami. Dyszac rzucił w ich strone łamiacym sie
głosem: „ta jest moja, bede ja robił cała noc”, po czym dodał: „na zewnatrz jest
ich wiecej, dla kazdego sie znajdzie”. Kuc wydawał sie byc przekonany, jednak
erise po chwili namysłu zabłysnał spostrzegawczoscia – „przeciez ona ma wiecej
dziur, wystarczy i dla nas”. W trzewiach Matiego zrodził sie ogien. Nie po to
postanowił zostac bohaterem, zeby jakies eriszcze zrujnowało jego plan.
Dajac sie poniesc impulsowi, siegnał po najblizszy przedmiot, którym sie
okazał garnek ze spalonym, zgniłym mlekiem i rzucił nim w strone grubasa, nie
odrywajac sie przy tym od tyłka loszki. Swój nóz wbił w stół, powodujac tym
samym wielki hałas i nerwowy odruch lezacej na stole niedoszłej ofiary.
– Ona jest moja i wypierdalac, bo obetne fiuty – wycedził przez zeby. Mimo
niepozornego głosu i dosc szczupłej postawy, Mati wydał sie anonom na tyle zdeterminowany,
aby odpuscili i wycofali sie, szepczac ciche przeprosiny. Ich animusz
został przytepiony, ale byc moze jeszcze powstanie. Jednak dzieki Matiemu – nie
tutaj.
– Spokojnie – szepnał do loszki. – Zaraz sobie pójda.
Wyszarpnał swój nóz ze stołu i schował go spowrotem do kieszeni. Nasłuchiwał
dalszych reakcji anonków penetrujacych kamienice. Nie było to proste ze wzgledu
na krzyki z ulicy. W koncu usłyszał jak ktos cos mówi.
– Co za dziura. Nic tu nie ma. A na górze? Słyszałem jakies krzyki.
– Jakas spierdolina dorwała sie do cipuszki i była tak niewyzyta, ze nie chciała
dopuscic innych.
– Ehehehe! Niech sie jebie anonkowi na zdrowie! Poszukajmy gdzie indziej.
Odgłosy kroków i cisza. Mati zorientował sie, ze jest roztrzesiony i spocony z
nerwów. Odsunał sie od loszki i oparł sie o sciane, głeboko oddychajac. „A wiec
udało sie” – próbował zebrac mysli. Uswiadomił sobie, ze inni nocni goscie moga
zawitac do jego twierdzy i nastepny raz moze nie byc taki prosty. Zbiegł szybko
na dół, co biorac pod uwage jego stan i spierdolenie wyszło jak wyszło. Szarpnał
drzwi wejsciowe kamienicy, zamknał je i obwiazał klamke paskiem od swoich
spodni.
Wszedł spowrotem na góre, do kuchni. Zobaczył znowu twarz loszki – tym
razem ciemniejsza, prawdopodobnie zarumieniona. Mati zrozumiał, ze sytuacja
przerosła jego mozliwosci i zafascynowany patrzył na dziewczyne, kobiete, osobnika
płci zenskiej, cos abstrakcyjnego, z czym jeszcze nie miał stycznosci. Gdzies
słyszał, czy czytał o nich, jednak na biernym kontakcie sie skonczyło. „Dziekuje”
– usłyszał delikatny, miły głosik. Była w nim nutka nadziei i niepewnosci. Słodycz
dla jego uszu. „Prosze” – odbaknał nie do konca pewnie i opuscił przy tym
głowe. Loszka zrozumiała, ze Mateosz jest niegrozny i nabrała wiecej ufnosci.
Usmiechneła sie. Ten widok, nawet przez mrok, poraził Matiego i w odpowiedzi
sam próbował przywołac na twarz chocby grymas podobny do usmiechu. „W lodówce
zostały jeszcze jakies konserwy, gdybys był głodny” – rzekła loszka. Mati
jedynie kiwnał głowa i udał sie do łazienki. Musiał choc przez chwile pobyc sam.
Z przyzwyczajenia zamknał za soba drzwi, choc i tak było ciemno. Odkrecił kurek
kranu, z którego niesmiało pociekła woda. Przemywał w niej chwile swoja twarz.
Gdy juz udało mu sie odzyskac choc ułamek wewnetrznego spokoju, wytarł twarz
w koszulke i dobył swiezej ze swego plecaka – nie chciał uprzykrzac loszce pobytu
w tej kamienicy, a samemu tez nie chciał szukac nowego lokum. Poczuł sie zmeczony
i pomyslał o sypialni za sciana, do której zaraz sie udał. Przechodzac przez
próg zobaczył, ze loszka zdazyła zajac łózko i patrzyła sie na niego. „Mozemy
spac razem. Bedzie nam cieplej.” – zaproponowała loszka. „Mhm” – odburknał
Mati, odłozył swój plecak i połozył sie koło loszki. Poczuł jej zapach, jeszcze nie
zatarty pobytem w nowym miejscu i zorientował sie, ze loszka patrzy na niego z
zainteresowaniem, kiedy on niemal odlatuje. Usmiechneła sie i przytuliła sie do
niego z doza niepewnosci. Mati przełamał sie i objał loszke. Gest ten spowodował,
ze napiecie znikneło i oboje odetchneli z ulga.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz