środa, 23 października 2013

Skazani-13

Strasznomakaron

Nasłuchujac wydarzen za oknem szybko skonczyłem sie pakowac. Odgłosy walki
zblizały sie coraz bardziej i mimo iz zdazyłem w ciagu ostatnich tygodni zadomowic
sie w tym mieszkaniu, musiałem salwowac sie ucieczka.
Jako apolitycznego anona nie obchodził mnie konflikt rodzacy sie w ostatnich
dniach, ani nie interesowałem sie wybuchem przemocy na ulicy. Miałem swoja
wizazystke, GameBoya z Pokemonami i nic mnie wiecej nie obchodziło. Akurat
gdy dopinałem plecak Julia weszła do pokoju.
– Jestem gotowa – powiedziała z pewnoscia w głosie, jednak palce jej dłoni w
nerwowym gescie skubały sie nawzajem. – Dziekuje ci za wszystko, Marek.
– Mówiłem ci, zebys mówiła do mnie Red – westchnałem cicho. – Zreszta niewazne.
Widze ze cos cie trapi.
Siadła naga obok mnie na wersalce, opierajac swoja głowe o moje ramie.
– Słyszałam straszne historie o tym sanatorium.
Tak, sanatorium. Wtedy wiedziałem tylko tyle, ze istnieje. Ze znajduje sie na
obrzezach Zony, jest opuszczone, bo wszystkie anony sa skupione w centrum,
oraz ze wokół jest masa pieknych terenów zielonych.
– Bujdy! – zarechotałem. – Zwykłe przesady...
Dziewczyna wtuliła sie mocniej. Wyrwałem sie delikatnie z jej uscisku, poprawiłem
buty i z zarzuconym plecakiem turystycznym na plecach wyszedłem z
mieszkania. Za mna, dosc niepewnie podazyła moja niewolnica.
Nieniepokojeni dotarlismy na miejsce godzine pózniej. Przed obiektem czekali
juz na nas znajomi – dwóch anonków których poznałem juz po pojawieniu
sie w Zonie, oraz stary kumpel od trollowania kibiców. Razem z nimi oczywiscie
były przydzielone im wizazystki. Po krótkim powitaniu skierowalismy swoje kroki
do gmachu. Pogoda była przepiekna, wokół rozciagał sie malowniczy las. Budynek,
choc nieco zaniedbany, tez wygladał niczego sobie, jednak ze zdziwieniem
zauwazylismy, ze przy garazu znajdował sie... kurnik. Momentalnie rozładowało
to atmosfere, bo nic tak nie relaksuje anonów jak zarty na temat spierdolonego
drobiu.
Po zajeciu kwater i nastrojeniu radia na Chłodna Piwnice 96,6 FM, zebralismy
sie w jadalni na spotkaniu organizacyjnym. Miła niespodzianka był fakt, ze kazdy
postarał sie przywiezc ze soba zdobyczne alkohole z opuszczonych mieszkan. Zartom
i tancom do muzyki radiowego OPa nie było konca, a jakby tego było mało
kolega Hunter miał cały bagaznik wypełniony róznymi uzywkami. Tak bawili sie
ludzie de facto martwi dla swiata zewnetrznego, którym nic innego juz nie pozostało.
Nie wiem kto zarzucił pomysłem, zeby rozpoczac orgie. Wiem, ze byłem jednym
z tych którzy to forsowali. Przeciez nie ma nic złego w odrobinie seksu? Dziewczyny
tez były chetne... Jednak nagle wszystko zaczeło sie psuc. Pamietam przez
mgłe, ze przerwalismy igraszki, bo jedna z dziewczyn przestraszyła sie sugestii,
ze moze własnie odprawiamy czarna msze.
– Co kurwa? – grzecznie zapytałem chyboczac sie na nogach. – Jaka czarna msze?
– Ten dworek jest zbudowany na planie pentagramu – powiedziała zapłakana wizazystka,
a makijaz spływał jej po policzkach. – Przedwojenni własciciele praktykowali
tu okultyzm.
– Wale boge i papieza – zasmiał sie troche grubszy anon. – Strasznomakaron, Ola
Skazani za spierdolenie 80
Szwed prosze.
Dziewczyna nie wytrzymała takiej szydery. Wstała, i utykajac odbiegła w
strone wyjscia.
– Głupia kurwaaaaa! – zaintonował mój znajomy. – Głuuuuupia kurwaaaaaaa!
Głupia ku...
Przerwał mu ogłuszajacy dzwiek pekajacego szkła. W ułamku sekundy wszyscy
otrzezwieli. Pierwszy ruszyłem hallem w strone wyjscia, by po minieciu naroznika
stanac oko w oko z najbardziej makabrycznym obrazem jaki widziałem w swoim
dotychczasowym zyciu. Niewolnica lezała w kałuzy krwi, tryskajacej z jej rozcietych
tetnic i arterii. Dookoła walały sie wielkie fragmenty szkła, które wczesniej
znajdowały sie w drzwiach. Same drzwi w tej chwili chwiały sie na jednym nienaruszonym
zawiasie. Mogłem tylko obserwowac, jak kilkanascie metrów przede
mna, plujaca krwia dziewczyna próbuje sie podniesc i odsunac, od nieuchronnie
obnizajacej sie masy szkła i ciezkiego, debowego drewna. Juz wydawałoby sie, ze
jest w miare bezpieczna, gdy zmeczony zawias puscił. Zwymiotowałem.
Postanowilismy, ze nie bedziemy rozchodzic sie do swoich pokojów. Pozostanie
razem, w jednym, dobrze oswietlonym pomieszczeniu wydawało sie byc najlepszym
z pomysłów. Duchy czy nie duchy, szatan czy nie szatan, fakty były takie,
ze zginał człowiek. Nizszej kategorii co prawda, ale zawsze.
– Ja wciaz jebie ducha swietego – markotnie dodał grubasek. – Duch swiety
robi mi loda.
Nikogo to juz jednak nie smieszyło jak jeszcze pare godzin wczesniej. Nastawał
ranek, a wraz z nim przewazyła opinia, by jednak pozostac w sanatorium jeszcze
przez jakis czas, dopóki w radiu nie powiedza jak wyglada sytuacja na froncie, i
które ulice sa bezpieczne.
Odbiornik nie chciał jednak złapac sygnału anonimowej stacji. Zamiast tego cały
czas wygrywał najlepsze hity radia Złote Przeboje.
Gdy mineła godzina z dyskografia Trubadurów, postanowiłem przejsc sie po
okolicy, zobaczyc co w tym lesie piszczy. Oczywiscie wziałem ze soba GameBoya,
co by sie nie nudzic. Wedrowałem tak wiec sobie przez gestwine, wpatrzony w
malutki ekranik, gdy nagle usłyszałem szelest. Z naprzeciwka szedł w moim kierunku
jakis starszy mezczyzna.
– Pan lurkował? – zapytałem zdziwiony. Czy to mozliwe, by przy przesiedlaniu
zapomniano o kims?
– Nie, młodziencze, ja tutaj przyszedłem grzybów pozbierac – powiedział usmiechniety.
– I co? Grzyb w tym roku silny? – zazartowałem.
Nawet nie zdazyłem mrugnac, gdy postac przeskoczyła kilkanascie metrów w
moim kierunku.
– A myslisz – szeptał mi do ucha – ze grzyb to bardziej zwierze czy roslina?
Zaraz potem zniknał.
Roztrzesiony rozejrzałem sie wokoło. Byłem sam, w głebi dziczy, kompletnie zgubiony.
„Nie powinienem był grac chodzac po lesie” – pomyslałem do siebie –
„Jestem ciezkim idiota” – pomyslał ktos inny w mojej głowie, az podskoczyłem
i usiadłem w runie.
– Ujawnij sie! Siło nieczysta! – krzyczałem z przerazeniem.
Odpowiedziała mi cisza. Po kilku minutach odpoczynku, podzwignałem sie i ruszyłem
w poszukiwaniu drogi powrotnej do sanatorium.
Szedłem tak i szedłem, jak pieprzone Hobbity przez szesc czesci epopei Jacksona
w extended edition, kompletnie bez sensu, ale za to w towarzystwie przyjemnego
krajobrazu. W pewnym momencie skierowałem swoje kroki w przeswit
miedzy drzewami, za którym widziałem jakas wieksza polane. Moze juz byłem
niedaleko? Rozgarniajac gałezie wyszedłem na łake.
Swiatło, które tam dochodziło było duzo przyjemniejsze i cieplejsze niz to,
Skazani za spierdolenie 82
które oswietlało kompleks pałacowy gdy przyjechalismy tu dzien wczesniej. Na
rozległym terenie tej polany, w samym srodku, znajdował sie pojedynczy – ale za
to ogromny – dab. Pod nim, ku mojemu zaskoczeniu siedziała nastoletnia kucpanna,
piekna blondynka o krótkich włosach, w ramonesce, skórzanej spódniczce i
glanach. Paznokcie miała pomalowane na czarno, jednak twarz miała pozbawiona
makijazu. W jednej rece trzymała papierosa, a w drugiej butelke Jacka Danielsa.
Byłem oszołomiony jej uroda. To pierdolone 10/10 spowodowało, ze stałem tam
jak ten idiota z otwarta geba, Powróciły najgorsze instynkty spierdoliny z liceum.
Nogi zaczeły mi sie trzasc, nie mogłem wykrztusic słowa i juz chciałem uciekac,
ale Ona wstała i podeszła do mnie.
– Hej młody, zgubiłes sie? – powiedziała zalotnie. Przysiegam na zycie swojego
jeza, ze rozbierała mnie wzrokiem. Przygryzała przy tym warge. – Ładny jestes...
– Dzi-dziekuje – „Naprawde, tylko tyle byłem w stanie powiedziec? Zenujace...”
– pomyslałem. – T-ty tez. – Och, i jaki szarmancki. – jej dłon dotkneła mojego
policzka. – Mamy dla ciebie pewna propozycje...
Oczywiscie znajac swoje szczescie mogłem sie domyslec co bedzie dalej. Staneła
za mna i PIEKIELNYM KURWA GŁOSEM powiedziała mi do ucha:
“WRAZ Z TOBA PRZYJECHAŁ TUTAJ MICHAŁ, TWÓJ ZNAJOMY? POWIEDZ
MU, ZE LAGHT-GOGOH CZEKA NA SPŁATE DŁUGU. A TERAZ
IDZ PROSTO, NIE ODWRACAJ SIE, I ZA DEBEM SKREC W PRAWO.”
Jak mi powiedział ten demon, tak zrobiłem. I chociaz nieodwracałem sie, nature
bestii byłem w stanie jasno okreslic, obserwujac cienie rzucane na zroszona trawe
dookoła. Przełykajac sline, krok za krokiem przemierzyłem metry dzielace mnie
od debu. Gdy go minałem, oczom mym ukazało sie sanatorium. Obejrzałem sie
za siebie – stałem na srodku pola przed nim. Szybko pobiegłem w strone drzwi.
– Czekaj! – zakrzyknał grubasek ze swojego Audi – Nie wchodz do srodka! Tam
jest potwór!
W aucie siedział on, oraz – dzieki Testo – Julka. Rozpłakałem sie i przytuliłem
ja do swojej klatki piersiowej.
– Gdzie sie podziewałes ten cały czas?! – pytała z wyrzutem. – Martwilismy sie
o ciebie, myslelismy, ze nie zyjesz, tak jak inni...
– Jak na osobe, która błakała sie przez trzy dni wygladasz zaskakujaco swiezo –
podejrzliwie zwrócił uwage grubasek.
– Trzy dni? Jak to? – nie mogłem przestac sie dziwic. – Przeciez nie było mnie
raptem kilka godzin! Nawet bateria w moim GameBoyu sie nie wyczerpała, prosze,
Na dowód pokazałem mu konsolke. I od razu sobie przypomniałem.
– To ty jestes Michał, tak? – zmruzyłem oczy.
– No tak, skad wiesz?
– Jakas demonka, Vangogog czy cos kazała ci przekazac, ze masz u niej dług,
który chce zebys spłacił.
Michał zamilkł. Wrócił do auta i zasiadł za kierownica, kciukami krecac nerwowy
młynek.
– Opowiem wam teraz historie. Paranormalna – zaczał Michał. – Robie to,
bo chce zebyscie zrozumieli czemu zaraz zrobie to co zrobie. Sam kiedys próbowałem
przywołac demona i na moje nieszczescie – udało mi sie. Nie podam wam
jednak inwokacji której uzyłem, gdyz nie chce abyscie przechodzili przez to co
ja. Pewnej nocy jak juz mówiłem udało mi sie go przyzwac, stawił sie w moim
pokoju, ciezko mi nawet opisac jak wygladał, powiem tylko, ze nie chciałbym juz
zobaczyc tego, co wtedy widziały me oczy. Demon usiadł na łózku i spokojnym
głosem przedstawił sie – nazywał sie Laght-Gogoh. Spytał czemu go wezwałem,
a ja nie wiedziałem co odpowiedziec, patrzyłem tylko na niego jak wystraszony
szczeniaczek. Wtedy wstał i okazało sie, iz jest gigantyczny, garbił sie, aby zmiescic
sie w moim pokoju. Wydawało mi sie, ze zajmuje całe pomieszczenie, przySkazani
za spierdolenie 84
tłaczał mnie swoja wielkoscia. “SKORO MNIE JUZ WEZWAŁES MASZ MOZE
JAKIES PYTANIE, PYTAJ SMIAŁO” – rzekł spokojnym głosem. Zebrałem sie
w sobie i zadałem pierwsze pytanie jakie wtedy przyszło mi do głowy. Spytałem
demona:
– A srasz?
Demon odpowiedział, ze tak, czasami mu sie zdarza, po czym zaczał sie smiac.
Nie wytrzymałem i równiez wybuchnałem gromkim smiechem. Stalismy tak i pekalismy
ze smiechu. Gdy sie uspokoilismy, demon spytał czy moze skorzystac z
komputera, odpowiedziałem, ze pewnie, nie ma problemu. Demon odpalił kompa,
wszedł na twarzoksiazke i sprawdzał tam cos dosc długo po czym pozegnał sie i
wyszedł. Od tamtej pory nawiedzał mnie regularnie, zajmował komputer i opalał
mnie ze szlugów. Naprawde nie polecam.
Jednego dnia kupiłem LMy zamiast Viceroyów, które demon palił. Wtedy sie obraził
i powiedział, ze kiedys jeszcze wezwie mnie do siebie, bym oddał mu dusze
za odpowiedzi na najwieksze pytania Wszechswiata których mi udzielił.
W te oto słowy Michał skonczył swoja opowiesc. Próbujac pozbierac mysli,
nie przywiazałem wagi do tego co robił. A Michał wstał, opuscił pojazd, po czym
wbiegł do budynku. Chwile pózniej, wyskoczył na główke przez okno na pierwszym
pietrze.
Wyrwany z transu podbiegłem sprawdzic jego funkcje zyciowe.
– Nie zyje – smutno powiedziałem do siebie.
Podjałem decyzje, uciekamy.
Zastanawiałem sie zreszta, dlaczego nie zrobili tego pozostali, przez trzy dni,
które na mnie czekali.
– Nie mogli sie dogadac, który wezmie twoje auto – powiedziała Jula.
Zapiałem pasy i wykreciłem na podjezdzie. Przede mna – w odległosci moze
dwustu metrów – znajdowała sie nasza droga ucieczki. Brama była zamknieta,
chociaz my jej nie zamykalismy. Pewnie jakas pierdolona magia. Nacisnałem na
pedał gazu, jednak jeszcze nie ruszałem, chcac nabrac przyspieszenia przed nieuchronna
konfrontacja z zelastwem.
Szybe auta przebił zakrwawiony kurzy dziób, wbijajac sie głeboko w moje lewe
ramie. Jak rykłem! Próbowałem strzepac ptaka, jednak był sliski jak wosk. Rozkojarzony,
nie zauwazyłem ze auto ruszyło. Szamotałem sie z poteznym ptakiem,
kura, która zadawała mi coraz to kolejne ciosy. Gdy wgryzła sie w szyje, myslałem
ze to juz koniec.
Uratowała mnie Julka.
Zaimprowizowanym z dezodorantu i zapalniczki Zippo miotaczem ognia poparzyła
moja twarz, ale jednoczesnie podpaliła kuraka. Gdaczaca bestia odpusciła,
i pognała przez pole. W dali widziałem jak odpadało od niej mieso, zostawiajac
sam drobiowy kosciec, szarzujacy to w lewo, to w prawo. Ja tymczasem wykrwawiałem
sie. Z plecaka szybko wyciagnałem szalik, który ciasno owinałem na szyi,
tak, ze praktycznie nie mogłem oddychac. Mimo wszystko krwotok zmalał.
– Zapnij sie dobrze – ostatkiem sił wyszeptałem, dodajac gazu.
Brama powoli otworzyła sie, wypuszczajac nas na zewnarz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz