czwartek, 24 października 2013

Skazani-15-część pierwsza

/mil/-anon

Jeden z /mil/-anonów przemieszczał sie po zagrodzonej strefie, szukajac sposobu
na wydostanie sie z tej gównianej sytuacji. Zawsze był typem samotnika i nie
miał ochoty teraz kumplowac sie z tymi brudasami, ani tez specjalnie stawac w
obronie jakichs loszek. Usłyszał zgiełk – wrzaski kobiet i krzyki mezczyzn.
Wczesniej w jednym opuszczonym mieszkaniu znalazł resztki arsenału jakiegos
fana militariów. Przypasał sobie sporej wielkosci bagnet z czasów I wojny
swiatowej, w całkiem niezłym stanie, na którym wygrawerowano: „In Erinnerung
an meinen Wehrdienst, 1916-1918 U.J.H.”, a do kieszeni bojówek schował
pałke teleskopowa i nóz składany przypominajacy sycylijskie sprezynowce. Inny
pozostawiony nóz typu push dagger wsadził do buta.
– Dziwne, ze ktos to zostawił – powiedział do siebie półgłosem anon. Znalazł
jeszcze kilka przydatnych przedmiotów, które mogły mu pomóc, gdyby ktos stanał
mu na drodze – łuk kompozytowy i 12 strzał, latarka i zapasowe akumulatory.
Po bałaganie w pokoju widac było, ze własciciel zabrał czesc kolekcji, a reszty juz
nie był w stanie udzwignac. Anon załozył ruska kamizelke kuloodporna i ochraniacze
policyjne na ramiona i nogi. Na rekach miał rekawiczki, twarz poczernił
miałem weglowym z pieca w kamienicy zmieszanym z tłuszczem roslinnym. Była
juz noc, wiec chciał sie wtopic w ciemnosc najlepiej jak sie dało. W reku miał
łuk, na plecach kołczan ze strzałami. Na szczescie juz kiedys strzelał z niezłym
Skazani za spierdolenie 90
skutkiem, inaczej bron byłaby bezuzyteczna.
Penetrował kolejne mieszkania, w poszukiwaniu czegos, co mogło by sie jeszcze
przydac, trzymajac strzałe na cieciwie, by w razie czego zabic napastnika. W
ostatnim lokalu w kamienicy, który sprawdzał, gdy juz miał wychodzic, usłyszał
szmer w szafie.
– W sumie, czemu nie – mruknał i usmiechnał sie do siebie. Wystrzelił w szafe
strzałe, która przebiła drzwiczki na wylot i wbiła sie w sciane. Ze srodka wydobyły
sie piski przerazenia.
Anon otworzył szafe i jego oczom ukazały sie dwie wizazanki, jedna patrzyła
sie na niego z przerazeniem, druga kwiliła cicho zwinieta w kłebek.
– Nie za wygodnie wam tutaj, dziewczyny? – zarechotał Anon, chowajac strzałe.
– Nie rób nam krzywdy – zaczeła błagac chuda blondynka, z włosami zwiazanymi
w kuc. Jej towarzyszka, lekko puszysta brunetka nadal tkwiła w kacie szafy
mocno skulona, bojac sie spojrzec na czarna twarz Anona. Trzeba przyznac, ze
prezentował sie ze swoim rynsztunkiem i z kamuflazem przy swoim wzroscie jak
psychopatyczny siepacz pułkownika Kurtza. Stał tak i zastanawiał sie, co z nimi
zrobic, a raczej co zrobic najpierw.
– Okurwastary – rozległ sie głos w tle i oczom Anona ukazał sie chudy kuc dorównujacy
mu wzrostem, z toporkiem w reku. – Niezłe kurwy znalezlismy, akurat
po jednej dla kazdego. Kuc miał pryszczata twarz i cuchnał od dawna niemytymi
włosami i serowymi cheetosami. Anon wsciekł sie, ze nie usłyszał, jak nadchodzi,
ale nie okazał tego zewnetrznie.
– Rzeczywiscie, po jednej na łebka albo moglibysmy sie zmieniac. – Usmiechnał
sie do kuca, a potem do przerazonych loszek.
– No, to ja biore te grubsza na poczatek – ucieszył sie kuc, po czym wbił toporek
w stojacy obok stół i ruszył w strone brunetki. Czarnulka jekneła, szarpana za
ramiona przez kuca, blondynka cofneła sie w drugi róg szafy i ze łzami w oczach
patrzyła raz to na te scenke, raz to na Anona.
– No chodz, tłusta kurwo, mój kutacz jest juz gotowy – zakrzyknał kuc, szarpiac
sie z dziewczyna, ale ze był mizernej muskulatury, nie mógł jej okiełznac. Odwrócił
sie w strone Anona.
– Moze bys mi pom... hrrr – zarzeził i upadł z przecieta jednym chlasnieciem
krtania. Pruska klinga po dziewiecdziesieciu latach bezczynnosci znów poczuła
smak krwi.
– Jakos nie lubie sie jednak dzielic – mruknał Anon i zaczał sie zblizac do wizazanek,
z zakrwawionym bagnetem w reku.
Miejsce, do którego rzucono Anona, uwolniło w nim od lat skrywane instynkty
– dzieło sie dopełniło i kompletnie odleciał. Pierwotny plan wyjscia z
tej zagrodzonej strefy odszedł w niepamiec. Po tym jak zabił kuca i podszedł
do loszek, blondynka rzuciła sie na niego w akcie rozpaczy z pilniczkiem w reku.
Wsciekle zamachnał sie bagnetem, odrabujac jej lewa reke. Rykneła z bólu i zaczeła
sie wic po podłodze. Nie mogac tego słuchac, dobił ja pchnieciem w klatke
piersiowa. Odezwał sie w nim dawny impuls, który poczuł kiedys, trzymajac bagnet
z kolekcji kolegi i zastanawiajac sie, czy by nie spróbowac wbic go w niego
i sprawdzic, jak działa. Cudem sie jednak wtedy powstrzymał i wypuscił bron
z rak. Kolega zrobił mu awanture, ze cennym eksponatem rzuca mu po podłodze,
nie wiedzac jak blisko był smierci. Brunetka na ten widok zaczeła krzyczec
i spróbowała wymknac sie do drzwi, ale zabił ja praktycznie jednym pchnieciem.
Gdy wyszedł z kamienicy, w jednej rece nadal miał zakrwawiony bagnet, w drugiej
głowy kuca i obu wizazanek, odrabane kilkoma cieciami, które trzymał za
włosy. Zblizył sie do najblizszej grupki anonów i otoczonych przez nie wizazanek.
Rzucił w nich obcietymi głowami i ryknał. Widzac go anony zaczeły uciekac,
a wizazanki za nimi. Jeszcze przed chwila wrogowie, teraz mieli ten sam problem.
Którys rzucił w niego butelka po Łomzy, ale rozbiła sie o kamizelke, nie
wzruszajac Anona.
/mil/-anon widzac uciekajaca grupke, wbił szybko zakrwawiony bagnet w
maske stojacego obok samochodu i zdjał z pleców łuk. Zaczał strzelac do losowych
sylwetek. Przy przedostatniej strzale cieciwa nie wytrzymała i pekła, smagajac go
po przedramieniu. Na szczescie miał ochraniacze, ale i tak zaklał, tracac główna
bron miotajaca. Ruszył w kierunku jeczacych ofiar, których strzały nie zabiły. W
sumie dobił pieciu anonków i jedna wizazanke. Dwie inne zostały zabite od razu
strzałami. Nie miał juz łuku. Szedł dalej z bagnetem w jednej rece i toporkiem
w drugiej, tym samym, który przyniósł ze soba zabity kuc.
Nagle poczuł uderzenie o pancerz przedni. Potem drugie w naramiennik.
Zlokalizował strzelca. Był to mały kuc w okularach, który walił do niego z procy
kulkami od łozyska, z dystansu około 20 metrów.
– Pierdolony bohater – warknał /mil/-anon, po czym ruszył w strone kuca. Kuc
zdołał wystrzelic jeszcze dwukrotnie do atakujacego go psychopaty. Jednak widok
pedzacego nan człowieka w policyjnej zbroi z maczeta albo czyms podobnym w
jednej rece i toporem w drugiej sprawił, ze trafiał jedynie dalej w kamizelke,
zamiast ugodzic /mil/anona w głowe, który to /mil/-anon przy dystansie pieciu
metrów zamachnał sie i wyrzucił w kierunku procarza toporek. Kuc osunał sie na
ziemie ze styliskiem sterczacym z klatki piersiowej. /mil/-anon chciał odzyskac
bron, jednak nie mógł jej wyszarpac z ciała zabitego. Po kolejnym szarpnieciu
stylisko sie złamało i Anon stracił kolejne narzedzie ze swojego arsenału.
– I co, kurwa, mam teraz z tym zrobic? – ryknał – W dupe sobie wsadzic?!
W istocie, pierwszy dzien z zycia swiezo upieczonego socjopatycznego mordercy
zaczał sie dosyc pechowo.
Nadszedł swit. /mil/-anon siedział na masce samochodu wpatrujac sie w
chodnik. Na ulicy lezały ciała zabitych, porozrzucane pomiedzy róznymi przedmiotami
porzuconymi przez wizazowo-anonowa tłuszcze.
– Wszyscy uciekli, spierdolili cała impreze – mruczał pod nosem. Spojrzał na
zabitego kilka godzin temu kuca procarza. Jego oczy były otwarte, a twarz miała
spokojny wyraz, jakby odszedł pogodzony ze swoim losem. /mil/-anonowi wydało
sie to kurewsko nienaturalne. Pomacał sie po twarzy i z obrzydzeniem spojrzał
na czarna maz, która została na palcach. Wstał w koncu, rozejrzał sie dookoła i
wybrał kierunek, w którym sie udał. Włamał sie do opuszczonego sklepu i znalazł
toalete, w której sie umył.
– O kurwa – powiedział sam do siebie i pochylony nad umywalka spojrzał w
lustro. – Niezle mi wczoraj odpierdoliło. Zaczał kalkulowac i oceniac swoje połozenie.
Wszyscy go widzieli, ale w tej zbroi ruskiego antyterrorysty, z czarna
geba. Było ciemno, wszyscy spanikowali i raczej mało kto by go teraz rozpoznał,
gdyby sie przebrał. No własnie. Zrzucił elementy opancerzenia, ale nadal
miał na sobie zakrwawiona od akcji w kamienicy bluze w militarnym kamuflazu
USMC. Zdjał ja takze i został w koszulce i spodniach. Ze swojego ekwipunku
zostawił sobie noze i pałke teleskopowa oraz bagnet, który umył i zamocował
sobie z tyłu na plecach, rekojescia w dół. Całosc przykrył znalezny, granatowy
sweter marynarski; na zewnatrz było tylko kilkanascie stopni, a on nie nalezał do
specjalnie zahartowanych na zimno. Reszte sprzetu schował w jednym miejscu
razem z opancerzeniem i koszula. Odswiezony i odmieniony wyszedł ze sklepu,
który swoja zawartoscia raczej nikogo by nie skusił w obecnym połozeniu – sprzedawano
w nim artykuły dla wedkarzy. Zabrał sobie jednak z niego szpule z zyłka
– zawsze moze sie przydac.
Na terenie Zony panował chaos, ludzie biegali w bezładzie. /mil/-anon stwierdził,
ze chodzenie po ulicy nie ma sensu i trzeba sie gdzies schowac. Wybrał
pierwsza lepsza brame kilkupietrowego domu. Z bagnetem-lisciakiem w reku powoli
wchodził po schodach; drzwi jednego z mieszkan okazały sie byc jedynie
zatrzasniete. Otworzył je i wszedł do srodka. Jego oczom ukazała sie trójka wizazanek, przygotowujacych koktajle Mołotowa na stole w salonie.
– O kurwa! – zakrzykneła ruda wizazanka z grzywka. – To jeden z tych!
Pozostałe rzuciły sie do prowizorycznej broni – wałków do ciasta, tłuczków do
miesa i nozy kuchennych. Milanon dobył z kieszeni lewa reka pałke teleskopowa
i błyskawicznie ja rozłozył.
– Radze wam odłozyc to gówno. – warknał, czujnie je obserwujac – Nie bedziecie
pierwszymi lochami, którym obciałem łby, jesli nie skorzystacie z dobrej rady.
– Patrzcie, jaki wojowniczy zabijaka – parskneła ruda i zapaliła jeden z koktajli.
– Moze ognia? Jej towarzyszki, dwie drobne brunetki, z palcami zacisnietymi na
tłuczkach i nozach, bacznie obserwowały raz jego a raz ruda, czekajac na znak.
Widocznie nimi komenderowała.
– Lepiej go zajebac – szepneła do rudej jedna z brunetek – nawet jesli teraz odpusci...
Chcesz mu zaufac? Nie widziałas, jak skonczyły niektóre z nas?
/mil/-anon spuscił z tonu. Butelka płonacej benzyny, skadkolwiek te kurwy ja
wytrzasneły, była dosyc niebezpieczna bronia, nawet w rekach kobiety. Złozył
teleskop i opuscił bagnet. Jednak była to z jego strony tylko zmyłka. Zamachnał
sie nagle i wypuscił bagnet w strone wizazanek, rzucajac od dołu, lecz cos
zakłóciło jego skupienie i celnosc. Bagnet trafił w szafke wiszaca za głowa rudej,
rekojescia i z brzekiem spadł na ziemie. Milanon zachwiał sie, a z ust popłyneła
struzka krwi. Poczuł ból w plecach i stracił grunt pod nogami, upadajac twarza
do przodu. Z jego pleców sterczała rekojesc maczety. A za nim wizazanki ujrzały
jej własciciela. Typowego Anona w kraciastej koszuli i w okularach. Jednak dosyc
wysokiego i dobrze zbudowanego, jak /mil/-anon. Jego twarz pokrywały pryszcze
i nieregularnie rozsiany gównozarost.
– Co sie tak gapicie? – burknał i pomasował sie po lekko widocznej pod za duza
koszula oponce. – Ten psychol wyrznał wczoraj kilka osób, zabił mojego najlepszego
kumpla.
Anon wyszarpnał z trupa maczete, spojrzał z obrzydzeniem na krew i rozjerzał
sie po mieszkaniu.
– Gdzie tu łazienka? – spytał ogladajac swoja maczete. – Nie bede nosił ujebanej.
Maczeciarz, jak nazwała go w myslach ruda wizazanka Patrycja, wrócił z
łazienki wyraznie zadowolony. Doprowadził sie troche do porzadku i ogolił sie,
gdy zdjał niemodna koszule; w samej koszulce i jeansach wygladał o wiele lepiej
i wcale nie był jakims suchoklatesem bez miesni. Jednak jego za duzy brzuch był
teraz bardziej widoczny, ale raczej sie tym teraz nie przejmował. Posiekał sobie
maczeta arbuza, który lezał na stole w kuchni i zasiadł do jedzenia, trzymajac
trzydziestocentymetrowa klinge w kształcie noza bojowego kukri w pogotowiu na
stole pod reka.
– Cłowiek małpa!!! – krzyknał nagle, az wszystkie trzy podskoczyły. – Hehehehehehehrhrhr,
usiadzcie moze i opowiedzcie cos. Trzeba potem wyniesc tego
trupa, jesli mamy tu zamieszkac, a tak poza tym to Julek jestem.
– Jacy my?! – wzburzyła sie Patrycja. – Doceniam, to ze nas od niego uwolniłes,
ale chyba teraz powinienes poszukac sobie innego lokum, nie planujemy dodatkowych
lokatorów, a zwłaszcza..
– A zwłaszcza samców? – dokonczył Julek. – Jestescie lesbijkami czy co? I w
sumie, czemu cały czas tylko ty gadasz, a one siedza jak niemowy?
– Eeeeee – ruda straciła rezon i zaczeło sie u niej odzywac kobiece poczucie bezradnosci
i kleski. Z wygladu anon czy nie, ale koles nie był typowa spierdolina i
nie dał sie łatwo zbyc, nie bedzie tez łatwo sie go pozbyc.
– Umiemy mówic – powiedziała jedna z brunetek, nizsza, z zacieta mina – a ty
powinienes umiec wyczuwac granice. Nie mozemy ufac takim jak ty. Twoi koledzy
dopadaja kobiety i je zbiorowo gwałca, inni nawet je morduja!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz