poniedziałek, 21 października 2013

Skazani-10

Zniszczyc Kurahen

Mirek, wysoki anon, troche klinefelterowaty typ, za to modnie ostrzyzony na
Hitlerjugend i ubrany w jeansy, rurki i sweter w skandynawski wzorek, obudził sie
z płytkiego snu, półlezac oparty o sciane mieszkania, które dzielił z dwoma innymi
/fa/-nonami i Matim, znajomym spiedolinka, z którym jeszcze pare miesiecy temu
smieszkował, kurwiac sie czanmowa w kucbazie. Załozył na nos okulary. Jedno
szkło było nadtłuczone, wynik przepychanek przy wydawaniu jedzenia. Anony
bodybuilderzy, fani ASG i narodowcy krzywo patrzyli na wszelkie przejawy /fa/
i starali sie pomijac /fa/-nonów przy wydawaniu zywnosci. Przypomniał mu o
tym ból pustego brzucha, który nasilił sie przy próbie podniesienia sie z podłogi.
Mirek wyszedł na balkon, wyciagnał knage przez rurki i odlał sie z wysokosci
czwartego pietra wprost na wywieszona na parterze polska flage. Narodowy rak
nawet w tych okolicznosciach nie odpuszczał.
Mimo swojej /fa/ aparycji, Mirek był prawdziwym anonem, gardzacym
wszelkimi pogladami, kierujacym sie pragnieniem lulzów. Bywał pare razy na
wykletym boardzie kurahena, ale jego prawdziwym domem było /b/, tam postował
sporo octu i ładnych rzeczy, dlatego gdzies w srodku bolało go, ze dla
wiekszosci braci równy jest dwójce spiacych teraz w jego salonie frajerów. „Dzis
Mati zapierdala do zarcie” – pomyslał.
Strzasnał z penisa ostatnie krople moczu, kiedy to katem oka zauwazył ruch
w oknie bloku stojacego naprzeciw. Mogło mu sie wydawac, ale postawiłby pół
swojej kolekcji hentai na to, ze błysk towarzyszacy szamotaninie to złoto. Od
razu wykluczył anonów; złote kety nie były /fa/, nie podejrzewał tez zadnych
białych czarnuchów o lurkowanie. „Wizaz” – przemkneło mu przez mysl.
***
Ignorujac przytulonych na rozłozonym peacoacie /fa/ pedałów, doskoczył
do Mateusza i potrzasnał nim gwałtownie.
– Mati kurwa, obudz sie!
– C-co?
– Papiez, kurwo, gwałci twoje dzieci!
To zdanie zadziałało.
– Wojtyła, skurwysynu, zostaw je!
Z tym okrzykiem mentalny stulejarz wyskoczył ze swojego posłania, złozonego
z zabranego w czasie łapanki spiwora i zapasowej bluzy polarowej. Jako
rasowy paranoik, Mati zawczasu przygotował sie do wywózki. Pomyslec tylko, ze
Mirek smiał sie kiedys z pogladów przyjaciela, nie miał jednak czasu rozpamietywac,
bo oto Mateusz, wciaz zamroczony, rozgladał sie po pokoju w poszukiwaniu
znanego wszystkim anonom zbrodniarza.
– Spokojnie, spokojnie, nie masz dzieci, zaden z nas nie srał, pamietasz?
– Stary, co ty odpierdalasz, co? Masz ty rozum i godnosc człowieka? Taki piekny
sen miałem. W oczach Mateusza szkliły sie łzy. Mirek nie dawał na to jebania.
– Femki stary, femki.
– Czo? Gdzie?
– W bloku naprzeciw.
– Co ty pierdolisz, Mirus?
– Widziałem z balkonu. Wizazystki na bank.
– Chłopaki z dołu wiedza? Mirek skrzywił sie z niesmakiem na okreslenie mieszkajacych
ponizej podludzi mianem „chłopaków”.
– Nie, i lepiej, zeby tak zostało. Dzisiaj, sebo, zaznamy odrobiny wygrywu.
Anony szybko rozejrzały sie po pokoju. Wysiedlency zabrali wszystko, zostawiajac
jedynie gołe sciany i podłogi. Zawartosc duzego pokoju prezentowała
sie nastepujaco: czterech anonów, posłanie Matiego, plecak turystyczny marki
Campus równiez nalezacy do Matiego, kozuch Mirka i jego torba sportowa.
O ile w piec minut, jakie zazwyczaj dawały anonom bagiety na spakowanie
sie, Mirek ledwie zdazył powrzucac do torby ciuchów i przyborów osobistych, o
tyle zawczasu przygotowany plecak Mateusza mógł zawierac w sobie potencjalna
bron. Nadzieje nie okazały sie płonne. Poza butelkami hehe piwa, z których mozna
by zrobic tulipany, znalazł sie tez gówniany nóz-motylek z allegro, mały palnik
acetylenowy z mała butla gazowa, młotek, gwozdzie i kombinerki.
Mirek wsadził młotek za pasek, podał motylka Matiemu, po czym podszedł
do jednego z /fa/-nonów. Obudził go, tracajac butem. Pryszczaty modnis pomruczał
chwile, ale zaraz obrócił sie na plecy, mruzac oczy i poprawiajac ray-bany.
– Pilnuj fantów; jak cos zginie, bede kopał po ryju.
Mirek, mimo braku klaty, był z racji swoich prawie dwóch metrów samcem alfa
ich miniaturowej spierdolonej watahy.
***
Zejscie po schodach niezauwazonym nie było trudne. Chłopcy z /thc/ juz
po pierwszej dostawie zywnosci wykombinowali, jak na bazie chemicznie modyfikowanej
zywnosci zrzucanej na teren getta wyprodukowac ponad 9000 substancji
psychoaktywnych. W zbudowanym z rozebranej instalacji wodociagowej
jednego z mieszkan destylatorze na drugim pietrze bulgotał tez nastawiony zacier.
„Chłopcy” – narodowcy, lewackie smieszki i byłe semi-wygrywy – zabijali
depresje spowodowana ogólna chujowoscia sytuacji chemicznie, a teraz odsypiali
całonocne cpanie.
Nagle z segmentu kuchennego wybiegła drobna blondyneczka. Zamachneła
sie trzymanym w rece przedmiotem i uderzyła nim pierwszego z anonków w twarz,
zanim zdazył sie zorientowac, co sie dzieje.
Badziewna plastikowa listwa złamała sie, nie czyniac Mateuszowi zadnej szkody.
Spierdolinka jednym celnym ciosem znokautowała wizazystke.
Na chwile czas sie zatrzymał.
Mati spogladał to na blondyneczke, to na swoja piesc. Lezała na boku na
ziemi, a jej jasne włoski lepiły sie do wypływajacej z rozbitego nosa krwi. Miała
wydatne usta, teraz rozciete na górnej wardze, wydatne kosci policzkowe i niemal
niewidoczne brwi. Ubrana była w luzny podkoszulek, niegdys jednolicie kremowy,
teraz naznaczony czerwienia oraz krótkie dzinsowe szorty. Czarne vansy
mogły miec maksymalnie rozmiar 35. Hipsterskie wełniane ponczochy przypominały
Mirkowi Japoneczki z chinskich bajek, do których niegdys fapał. Własnie
to skojarzenie przypomniało mu, po co tu przyszli. Kleknał przy plazy, odgarnał
jej włosy z czoła i delikatnie poklepał po policzku. Zamruczała. Trzeba przyznac
Matiemu, ze choc klate miał sucha, jego wyciskanie peerelowskimi zelaznymi ciezarkami
po dziadku zomowcu zaowocowało prawdziwa petarda w dłoni. Czysty
nokaut.
Nagle cos zaswitało Mirkowi w głowie. Sprowadził ich tu błysk naszyjnika.
Naszyjnika, którego ta bladz nie miała. Chłopak chwycił porzucony koniec odwinietego
łancucha i rzucił sie do kuchni. W sama pore.
Wizkurwa trzymała kurczowo nóz kuchenny. Mirek zasmiał sie, krecac łancuchem
na tyle, na ile pozwalała mu ograniczona przestrzen.
– Nie bój sie, jestem twoim przyjacielem. Uderzył łancuchem w kafelki na podłodze.
– Odłóz ten nóz, plazo, no odłóz.
Z korytarza słyszał odgłosy dławienia. Westchnał ze smutkiem. Teraz, po kontakcie
z knaga Mateusza, trudno mu bedzie całowac sliczne usta blondynki. Cóz,
czyj cios, tego zdobycz, uznał.
– Nie zblizaj sie, psychopato!
Głos lochy łamał sie, w jej duzych, ciemnych, okragłych oczach było pełno łez.
Troche starsza od towarzyszki, miała moze z 26 lat, bardzo szczupła, ubrana
na czarno: czarne rajstopki, czarna sukienka z półprzezroczystymi rekawami w
kropki. Ciemne loczki okalały pociagła, blada, lekko piegowata twarz. Pobielałe
paluszki zaciskały sie na nozu.
Mało nie złamały sie, kiedy Mirek smagnał ja po nich łancuchem.
Z szybkoscia cowieka maupy doskoczył wizazance do gardła, owinał wokół
szyi łancuch, kraczac radosnie:
– KRRRAAAAA, KRRRRRAAAA!!!
Gdy chwyciła go obolałymi raczkami, druga petla okrecił jej nadgarstki.Wkoncu,
po latach masturbacji do bondage, wiedza przydała sie w zyciu. Mirek przepuscił
łancuch pod pachami loszki i spiał na plecach.
– Skurwysynu, zostaw mnie. Załosny miekki fiutku, nie mozesz zdobyc kobiety
mhghhghghhhgg...
Anon scisnał jej policzki i pocałował w czoło, po czym rzucił na posadzke. Podniesionym
nozem przesuwał po jej ramieniu, potem wzdłuz kregosłupa, powoli,
az do posladków, tam zwolnił na sekunde, po czym sunał dalej, po udzie, które
musiał przyciskac łokciem, by wierzgajaca dziewczyna nie kopneła go. Jej opór
słabł juz jednak; widac było, ze sie poddaje. Nóz powoli docierał do stópek.
Szybkim ruchem zerwał jej trzewiki, pociagnał czarny nylon rajstop i przeciał
go nozem. Oburacz chwycił za rozciecie i zaczał drzec rajtuzy, nie zwazajac
na nowa fale wierzgan. Nieopiete juz ciemnym materiałem nózki były blade i
miały na sobie tylko odrobinke dziewczecego tłuszczyku. Kształtny, okragły tyłeczek
opinały ciemnoniebieskie majtki bez koronki. Anon wsunał w nie dłon i
chwile posciskał jedrny posladek. Zsunał spodnie i cottonworldy, połozył sie na
łyzeczke, przyciagnał loszke. Przestała juz krzyczec, zmeczona łkała tylko lekko.
Napieta knaga opierała sie o jej majtki. Ruchami bioder Mirek powodował jej
ocieranie sie o uda, tyłek, plecy dziewczyny. Gwałtownie podwinał jej sukienke,
zaczepiała sie o jej łokcie. Ocierał sie coraz szybciej, miarowymi ruchami.
Przeciał materiał na plecach razem z paskiem stanika, po chwili wysiłku
wyszarpnał go zza łancucha. Naga, blada, wydawała sie taka... dziewczeca. Z korytarza
dobiegły go jeki. Widac Mati wział sie za blondyne na powaznie. Troche
psuło to klimat, ale w sytuacji, w jakiej sie znajdował, naprawde nie wypadało
Mirkowi narzekac. Wizazanka zakrywała swój sredniej wielkosci biust łokciami.
Lepki preejakulat pokrywał jej majtki i krzyz. Drzała. Anon scisnał jej piers, po
czym, po chwili namysłu, ugryzł ja w szyje. Zakwiczała. Druga reka przycisnał
jej łono do siebie, zaczał rolowac majtki, zsuwac je urywanymi, gwałtownymi
ruchami. Ocieranie znowu nabierało tempa. Gryzł jej szyje, uszy, w koncu niespodziewanie
zerwał sie na kleczki, podniósł jej tyłeczek i wsadził napuchnieta
od krwi knage miedzy jej wargo sromowe. Załkała, a on chwycił ja za włosy i
przycisnał głowe do zimnej posadzki, miarowymi ruchami bioder zrzucał z siebie
miano niesrajacego, jedno włozenie po drugim.
Przód i tył, przód i tył, w koncu w druga dziurke. W ust loszki wyrwał sie
krótki krzyk. „Analna dziewica” – pomyslał teraz juz srajacy rak Mirek. Nacisk
zwieraczy powodował u niego ból penisa, ale podniecało go to tylko bardziej. Zaczał
poruszac sie szybciej. Kedzierzawa wizazanka szlochała i jeczała, w rowkach
miedzy kafelkami pojawiały sie strumyczki łez. Skonczył w jej odbycie, wstał i
siegnał po strzepy sukienki. Otarł nimi knage. Jeki z korytarza ucichły, słychac
było tylko przerywany oddech ciemnowłosej i jego lekka zadyszke. Otarcie penisa
nie wystarczało, podszedł do kranu – oczywiscie, wody nie było.
Loszka niezgrabnie próbowała podniesc sie z posadzki. Ten widok na nowo
wpompował krew w przyrodzenie anonka.
– A moze ty wyczyscisz, co? – rzucił, przyciskajac jej twarz do krocza. Zacisneła
oczy i usta, a on przesuwał dragiem po wargach, policzkach, oczodołach, w koncu
chwycił za podbródek ofiary, schylił sie do niej i cmoknał w ucho, szepczac: – No
zrób to dla mnie, no wez... Proooosze...
Zatrzesła sie ze strachu lub obrzydzenia.. Zirytowany Mirek trzasnał ja w twarz,
az upadła z powrotem na posadzke.
– Wystaw jezyk, kochanie.
Pokreciła głowa. Pociagniecie za włosy podniosło ja znów do pozycji siedzacej.
– Wystaw jezyk.
Mocniejsze szarpniecie sprawiło, ze czesc jej slicznych loków poddała sie i została
wyrwana. Anon przystawił jej nóz do gardła.
Wystawiła jezyk.
Anon delikatnie wsadził jej moszne do ust, kładac przy tym knage na jej twarzy.
– Liz i patrz na mnie.
Posłusznie wykonała polecenie. Tego sie nie spodziewał, tak samo, jak fali przyjemnosci,
jaka w nim wywołała stymulacja jader. Nowa fala własnie wciskała sie
do juz i tak pełnego penisa.
Wyciagnał moszne i zapakował knage w usta wizazystki. Zabulgotała, ale
wystarczyło zmarszczenie brwi, by zaczeła pracowac jezykiem. Mirek odchylił
głowe do tyłu, z przyjemnosci az rozchylił usta...
Nagle poczuł, jak oplataja go czyjes rece, a w odbyt wciska sie twardy obiekt.
To był Łukasz, nazywany tez Ryshem, jego /fa/ współlokator zapinajacy go od
tyłu.
– Ty skurwysynu, zostaw mnie, słyszysz?
Rysh zasmiał sie szyderczo, a tymczasem drugi pedał, Krystian, chwycił anonka
za głowe i pociagnał, zginajac biedaka w pół.
– Co wam odjebało, wy kurwy macedonskie, pusccie mnie!
Rajzer coraz brutalniej demolował jego jelito grube. Krystian wyciagnał fiuta
wolna reka, odgiał głowe Mirka tak, by ten patrzył na niego z dołu, po czym
siegnał do twarzy.
– MOGŁEM SIE DOMYSLIC ZAPŁACISZ MI, ZBRODNIARZU WVSFSFSFGDG...
Trzydziestocentymetrowy konar Wojtyły skutecznie zagłuszył złorzeczenia ananiasza.
Czujac, ze zaraz sie udusi, Mirek zdazył tylko odmówic w myslach krótka
modlitwe:
– Boge, ty kurwo niebieska, nie szanuje ciebie ani skurwysyna syna twojego Jeszui
z matki Maryi wiecznie karyny, ani Ducha Swietego gwałciciela i swietego
twojego wysłannika pedofila Jana Pedała, niech bogini Eris przyjmie mnie z godnoscia
człowieka, amen.
W koncu jednak brak tlenu zrobił swoje i zapadła ciemnosc.
***
Karol spuscił sie w koncu w gardło Mirka i delikatnie wyciagnał stuleje z
jego martwych warg. Ryshu skonczył dawno, potem juz tylko obserwował, strugajac
pinokia na blacie kuchennym. Najwiekszy Polak przeciagnał sie, po czym
cmoknał swojego syna i zarazem kochanka w usta. Łukasz usmiechnał sie w odpowiedzi.
– Co z nia zrobimy, papo? - skinał na wizazystke skulona w kacie.
Papaj kleknał przy niej z dobrodusznym usmiechem, przytulił i odpiał łancuch.
– Nie mozesz nikomu powiedziec o tym, co tu zaszło, moje dziecko.
– A-a-alez... P-p-przeciez Ojciec nie zyje... - wymamrotała zszokowana. Nemezis
wszystkich anonów troskliwie okrył ja swoim kardiganem.
– Chodz ze mna. – Pomógł jej wstac. – Widzisz, córko, czasami w dazeniu do
dobrego Sługa Bozy musi posłuzyc sie podstepem. Ci młodzi ludzie, których tutaj
widzisz, to rak na zdrowej tkance swiata, dobrze o tym wiesz. Dlatego musisz
obiecac mi, ze nikt nie dowie sie o tym, co tu sie wydarzyło, obiecujesz?
– Obiecuje.
– Cudownie kochanie, wspaniale. – Papiez usmiechnał sie szeroko na widok noza
wychodzacego z piersi wizazanki. – Łukasiu, czy ty zawsze musisz byc taki niecierpliwy?
– Przeciez mnie znasz, papo – zasmiał sie Rajzer.
– Wiesz, to nawet dobrze, kotku. W koncu mamy zadanie. Musimy...
– Zniszczyc kurahen? – Oczy Rysha błyszczały z podniecenia.
– Zniszczyc kurahen – potwierdził Jan Paweł II.
Widok martwej plazy sprawił, ze w papiezu znów odezwały sie pierwotne
instynkty. „O Szatanie, gdyby tylko ta szmata była troche młodsza!” – pomyslał.
Zawsze pozostawał mu jeszcze Rajzer, w tej chwili próbujacy zetrzec jej pieknymi,
kreconymi włosami krew z porzuconych wczesniej rurek. Papaj westchnał,
po czym popchnał syna na szafke. Łukasz zrozumiał, co jest grane, i lubieznie
oblizał wargi. Podniósł nogi i owinał je wokół tułowia Ojca Swietego, by ten miał
swobodny dostep do jego anusa. Papiez wszedł w niego agresywnie, bolcował
przez niecałe cztery minuty i pozwolił sobie sie spuscic. Czas naglił.
W korytarzu minał zaszlachtowane zwłoki Mateusza i jego blondyneczki. Po
tym, jak Rajziu zmiazdzył im tchawice, mógł sie z nimi pobawic, nie alarmujac
kochajacej sie w kuchni pary. Slady krwi na scianach i powiazane w kokardki jelita
wprawiały go w melancholijny nastrój, tak bardzo kojarzyły sie z chłodnymi,
przytulnymi lochami Watykanu. Juz niedługo do nich wróci. Juz niedługo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz